Wypadek, który wszystko zmienił
Mateusz Kornecki uległ poważnemu wypadkowi podczas treningu skoków na rowerze. To dramatyczne zdarzenie stało się początkiem historii, która z czasem przerodziła się w realną pomoc dla innych.
Uczyłem się z trenerem skakać na rowerze. Coś nie poszło – przeleciałem przez kierownicę i spadłem na głowę. Ratownicy przyjechali, nie wiedzieli czy będę żył, ale wiedzieli jedno – gdyby nie kask, to nie miałbym szans.
Pytana o swoje emocje po informacji o wypadku, Iwona Sitnik-Kornecka odpowiedziała szczerze: natychmiast się od nich odcięła. Weszła w tryb zadaniowy. To mechanizm obronny, który zna z rozmów z innymi matkami z kliniki rehabilitacji w Golikówce. Dla dziennikarki, która wcześniej wielokrotnie przeprowadzała wywiady na temat skutków urazów mózgu i akcji społecznych promujących bezpieczeństwo, świadomość zagrożeń była bardzo duża.
Pamiętam, że do szału doprowadzały mnie hasła: ‘będzie dobrze’. Ja mówię – no ale dla kogo dobrze? Bo to ‘dobrze’ to znaczy co? Że przeżyje? Okej, ale jak przeżyje? Bo można przeżyć w stanie wegetatywnym, można zostać na poziomie trzylatka – różnie się dzieje. Więc ja czasami nawet starałam się nie mówić, co myślę czy co wiem – wspomina Iwona Sitnik-Kornecka.
W chwili wypadku Mateusz i Justyna byli świeżo upieczoną parą. Poznali się rok wcześniej w pracy, ale dopiero w kwietniu, kilka miesięcy przed wypadkiem, zaczęli się spotykać. Byli w fazie intensywnego poznawania się, wspólnych wyjazdów, sportów i radości z bycia razem. Dlatego wiadomość o wypadku była dla Justyny ogromnym szokiem:
Informacja o tym, że Mateusz miał wypadek, początkowo mnie zmroziła – włączył się tryb zadaniowy, a dopiero później zaczęły pojawiać się emocje. U mnie było ich naprawdę bardzo dużo. Też nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić. Myślę, że wsparcie rodziny i przyjaciół było tutaj absolutnie kluczowe.
W najtrudniejszych chwilach po wypadku Mateusza, rodzina i bliscy nie opuszczali go ani na chwilę. Gdy tylko było to możliwe, wchodzili na oddział intensywnej terapii oraz neurologii. Gdy przebywanie przy łóżku było niemożliwe, urządzali „pikniki” pod oknem szpitala, by Mateusz miał świadomość ich obecności. Był to symboliczny, ale ważny gest wsparcia. Przyjaciele zadbali o codzienne potrzeby rodziny – przypominali o jedzeniu, pomagali ogarnąć podstawowe obowiązki. Ta wspólna troska stała się fundamentem działania, który później przerodził się w ideę stowarzyszenia.
Wypadek, który zmienił wszystko, wydarzył się podczas treningu. Mateusz, od zawsze aktywny fizycznie, próbował nowych wyzwań:
„Ja po prostu zawsze miałem sport do dzisiaj, więc jakby uczyłem się skakać w lesie z trenerem, no i coś nie pykło. Przeleciałem przez kierownicę i spadłem na głowę.”
Upadek był na tyle poważny, że interweniowali ratownicy medyczni, a Mateusz znalazł się w stanie zagrożenia życia. Na szczęście miał na głowie kask:
„Jakby ratownicy przyjechali, nie wiem, czy będę żył, ale wiecie, jedno – gdybym nie miał kasku, to bym nie żył. Więc kask mi uratował życie.”
To samo potwierdzili policjanci obecni na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym. I choć sam Mateusz nie pamięta szczegółów z pierwszych chwil po wypadku, jego bliscy nie mają wątpliwości: kask był kluczowy. Ten dramatyczny epizod stanowi mocne przypomnienie o tym, jak ważne jest zabezpieczenie głowy – nie tylko w sportach ekstremalnych, ale także przy codziennym korzystaniu z roweru czy hulajnogi.
Przewodnik jako odpowiedź na chaos informacyjny
Wypadek Mateusza miał miejsce w lipcu 2022 roku. Dziś, trzy lata później, wciąż jest w procesie rehabilitacji – w dobrym stanie, lecz nadal wymagającym wsparcia i ćwiczeń. To doświadczenie – lęk, niepewność, brak informacji – zainspirowało rodzinę do stworzenia narzędzia, które ułatwi innym rodzinom przejście przez podobne sytuacje.
Myślę, że sama potrzeba tego, żeby opracować przewodnik, pojawiała się jeszcze, kiedy byliśmy w szpitalu. Przechodziło nam wówczas przez głowę, że naprawdę nam tego brakuje. Nie mogliśmy znaleźć niektórych informacji, część była tylko cząstkowa, więc wiedzieliśmy, że to będzie bardzo potrzebne – mówi Justyna Kornecka.
W Krakowie działa co prawda platforma edukacyjna Intensywna.pl, prowadzona przez lekarzy z 5 Wojskowego Szpitala, ale – choć bardzo rzetelna – przedstawia wiedzę z perspektywy medycznej. Tymczasem rodziny potrzebują innego języka: konkretów, punktów, codziennych wskazówek, dostępnych bez fachowego słownictwa. Z tego założenia wyszło Stowarzyszenie „Tam i z powrotem”.
Rodzinne wsparcie i siła zadaniowości: historia powstania Stowarzyszenia „Tam i Spowrotem”
Goście Radia Kraków: rodzinna inicjatywa z misją
W studiu Radia Kraków gośćmi byli założyciele Stowarzyszenia „Tam i Spowrotem”: dziennikarka Iwona Sitnik-Kornecka, jej syn Mateusz Kornecki (znany również jako Wielki Babu) oraz jego żona Justyna Kornecka. To właśnie ta rodzinna struktura nadaje inicjatywie unikalny charakter i siłę.
Rozmowa rozpoczęła się od osobistego wprowadzenia Iwony, która wspomniała o trudnym doświadczeniu z przeszłości oraz o momencie, w którym życie rodziny Korneckich zmieniło się nieodwracalnie. Wtedy też powstało stowarzyszenie — jako efekt rodzinnego działania, potrzeby wzajemnego wsparcia i chęci niesienia pomocy innym, którzy znaleźli się w równie dramatycznej sytuacji.
„Rescue team” jako model ratunkowy
Jak podkreśliła Iwona Sitnik-Kornecka, fundamentem działania stowarzyszenia jest idea tworzenia własnego „rescue teamu” — zespołu ratunkowego złożonego z bliskich, którzy potrafią się nawzajem wspierać w kryzysowych sytuacjach. To właśnie dzięki takiemu zespołowi możliwe było przetrwanie pierwszych, najtrudniejszych tygodni po wypadku Mateusza.
Dziennikarka z doświadczeniem w poszukiwaniu informacji mówiła o bezradności, jaka towarzyszyła pierwszym dniom po wypadku syna — mimo swojego zawodowego zaplecza czuła się „jak pijane dziecko we mgle”. Lekarze przekazywali informacje ostrożnie, co jest zrozumiałe w przypadku uszkodzenia mózgu, ponieważ nie sposób przewidzieć, jak mózg zareaguje. Jednak z perspektywy rodziny to niedoinformowanie pogłębiało lęk i niepewność.
Wypadek, który wszystko zmienił
Mateusz Kornecki opowiedział o wypadku, który stał się początkiem całej historii. Trenując skoki na rowerze w lesie z trenerem, uległ poważnemu upadkowi — przeleciał przez kierownicę i spadł na głowę. Miał jednak kask, który, jak podkreśla, uratował mu życie. To samo potwierdzili ratownicy i policjanci obecni na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym: „Gdyby nie kask, nie przeżyłby Pan”.
Wspomniano również o tym, że nawet niepozorne upadki — choćby z hulajnogi przed domem — mogą być tragiczne w skutkach. Mateusz przypomniał, że to nie tylko ekstremalne sporty niosą ryzyko urazów głowy. Dlatego tak stanowczo apeluje: „Ubierajcie kaski! Proszę, ubierajcie kaski!”.
Matka wobec zagrożenia życia syna
Pytana o swoje emocje po informacji o wypadku, Iwona odpowiedziała szczerze: natychmiast odcięła się od emocji. Weszła w tryb zadaniowy. To mechanizm obronny, który zna z rozmów z innymi matkami z kliniki rehabilitacji w Krakowie – z Golikówki. Dla dziennikarki, która wcześniej wielokrotnie przeprowadzała wywiady na temat skutków urazów mózgu i akcji społecznych promujących bezpieczeństwo, świadomość zagrożeń była bardzo duża.
Szczególnie trudne były dla niej pocieszenia typu „będzie dobrze”, bo — jak mówi — „dobrze” może oznaczać wszystko: od przeżycia w stanie wegetatywnym po powrót do pełni sił. Przeżycie nie jest celem samym w sobie, jeżeli nie towarzyszy mu jakość życia.
Justyna i Mateusz: młoda para w obliczu kryzysu
W chwili wypadku Mateusz i Justyna byli świeżo upieczoną parą. Poznali się rok wcześniej w pracy, ale dopiero w kwietniu, kilka miesięcy przed wypadkiem, zaczęli się spotykać. Byli w fazie intensywnego poznawania się, wspólnych wyjazdów, sportów i radości z bycia razem. Dlatego wiadomość o wypadku była dla Justyny ogromnym szokiem.
Justyna również weszła w tryb zadaniowy — ale z czasem emocje zaczęły ją przytłaczać. Jak podkreśliła, nie poradziłaby sobie bez wsparcia rodziny i przyjaciół. To właśnie wtedy zaczęła się kształtować ta szczególna wspólnota — ich własny „Rescue Team”, który miał ich wszystkich przeprowadzić przez najtrudniejszy czas.
Iwona Sitnik-Kornecka, Mateusz Kornecki i Justyna Kornecka w studiu Radiu Kraków, fot. Sylwia Paszkowska
Od fińskich wzorców do polskich realiów
Szukając wzorców, twórcy przewodnika natrafili na fińskie stowarzyszenie, które w ramach dwuletniego projektu rządowego opracowało podobne narzędzie. Fińscy partnerzy z entuzjazmem udostępnili swoją dokumentację i pozwolili korzystać z materiałów. Nie była to jednak zwykła translacja – polskie środowisko, struktura służby zdrowia i oczekiwania rodzin są inne, więc przewodnik musiał zostać stworzony od podstaw. Przy jego tworzeniu przeprowadzono badania wśród ponad 50 rodzin, obejmujące ankiety i pogłębione wywiady. Pytano o to, czego najbardziej brakowało, co było najtrudniejsze, jakie informacje powinny znaleźć się w przewodniku.
Aktualnie przewodnik jest dostępny w formie cyfrowej, na stronie internetowej naszego stowarzyszenia. Tam jest przedstawiony w formie artykułów, natomiast pracujemy też nad wersją PDF, która będzie dostępna dla osób, które nie korzystają z telefonu – na przykład starszych, które również chciałyby poczytać – mówi Justyna Kornecka.
Przewodnik przyjmuje formę artykułów opisujących kolejne etapy kryzysu – od diagnozy po życie po urazie. W każdym tekście pojawia się przypomnienie, by prosić o pomoc – jak w samolocie: najpierw maseczka dla siebie, potem dla dziecka. Uraz zmienia życie na zawsze, dlatego opieka nad bliskim to nie sprint, lecz maraton – wymaga siły, równowagi i świadomości.
Na stronie internetowej Stowarzyszenia „Tam i z powrotem” tizp.org.pl dostępny jest przewodnik pourazowy oraz informacje o bieżących i planowanych projektach. To przestrzeń pełna wsparcia, konkretu i doświadczenia – tworzona przez tych, którzy sami przeszli przez najtrudniejsze chwile i chcą teraz pomagać innym.
(Cała rozmowa do posłuchania)