Kiedy w obliczu nadchodzącej wojny, dowództwo Marynarki zdecydowało się odesłać trzy z czterech polskich niszczycieli do Anglii, "Wicher" pozostał jedynym - obok stawiacza min "Gryf" - większym okrętem na straży polskiego wybrzeża. W nocy z 1 na 2 września niszczyciel miał osłaniać operację minowania Zatoki Gdańskiej, przerwaną jednak przez nalot Luftwaffe. Ponieważ nikt nie poinformował dowódcy "Wichra" o odwołaniu zadania, okręt zajął wyznaczoną pozycję. Wkrótce potem zauważono trzy niemieckie jednostki na kursie idealnym do strzału torpedowego - niestety komandor de Walden nadal wykonywał rozkaz osłaniania nieistniejącej już operacji i nie zdradził swojej pozycji.
Po powrocie na Hel "Wicher", mimo protestów dowódcy, został przekształcony w pływającą baterię. 2 września upłynął na odpieraniu niemieckich nalotów. Następnego dnia unieruchomiony okręt stoczył wyrównany pojedynek artyleryjski z dwoma niemieckimi niszczycielami, zmuszając je do odwrotu - najprawdopodobniej uszkodzone. Los "Wichra" dopełnił się w kolejnym nalocie - tego samego 3 września. Po otrzymaniu czterech trafień bombami niszczyciel przewrócił się i zatonął. W czasie nalotu zginął jeden marynarz a 20 zostało rannych.
Pozbawiony okrętu dowódca, wraz z pozostałymi marynarzami dołączył do obrońców Helu, z którymi walczył aż do kapitulacji. W noc przed zawieszeniem broni, de Walden i 17 innych oficerów podjęli próbę ucieczki z okrążonego Helu morzem, na kutrze "Hel-117". Niestety w odróżnieniu od uciekinierów z "Batorego", eskapada de Waldena została odkryta przez Niemców i resztę wojny dowódca "Wichra" spędził w oflagu.
Po wojnie powrócił do kraju, by w 1947 wyjechać do Londynu, gdzie kierował Misją Marynarki Wojennej, która negocjowała z władzami brytyjskimi warunki odzyskania polskich okrętów pozostających w Wielkiej Brytanii. Misja zakończyła się powodzeniem i jeszcze w tym samym roku Stefan de Walden przyprowadził do Polski niszczyciel ORP "Błyskawica".
Do końca życia pracował w instytucjach związanych z morzem i Marynarką - zmarł w Gdyni w 1976 roku.
Andrzej Kukuczka