Do takiego wyznania kilka tygodni temu namawiał m.in. marszałek Kornel Morawiecki. Jak podkreśla Gałecki, spowiedź to ważny dialog tych, którzy zostali skrzywdzeni i tych, którzy krzywdzili.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z Sebastianem Gałeckim, etykiem i filozofem z Uniwersytetu Papieskiego.
Pan chciałby usłyszeć spowiedź Lecha Wałęsy?
- Nie wiem. Z wrodzonej ciekawości pewnie tak, ale ja nie jestem stroną w sporze. Lech Wałęsa niczego mi nie zrobił, przynajmniej nie wiem o niczym takim. Spowiedź dokonuje się między grupą ludzi, z których kilka to ci krzywdzący a pozostali to ci skrzywdzeni. Tak też rozumiem to wezwanie, żeby Lech Wałęsa przeprosił tych, na których donosił, tych, którym może złamał życia a może tylko utrudnił życie. Spowiedź ma ten wymiar tych dwóch stron. Ja nie jestem żadną z nich w tym sporze.
Dla kogo ważna byłaby ta spowiedź? Dla polityków, którzy chcieliby ukorzyć Lecha Wałęsę, dla tych, których skrzywdził czy dla tych, którzy po 1989 roku czują się niedowartościowani?
- Dla wszystkich. Dodałbym najpierw jednak samego Wałęsę. To dla niego jest nieszczęście. Czytając jego wypowiedzi wydaje się, że on jest najbardziej pokrzywdzony przez swoją przeszłość. Jak te doniesienia są prawdziwe to jest grupa ludzi, którą on skrzywdził. Dla nich to słowo przepraszam może być bardzo ważne. To ludzie, którzy nie zostali uhonorowani po 1989 roku. Ta część Solidarności nie wylądowała na 4 łapach jak stronnictwo Wałęsy. Trzecią grupą, która może skorzystać to jest społeczeństwo. Często mówimy, że dobrze jest się uczyć na cudzych błędach. To taka okazja na poznanie swojej historii. Przez ostatni miesiąc było w telewizji dużo dyskusji historycznych. Moje pokolenie i dzieci nie znają tej historii. To dla nich jest tak odległe jak dinozaury. Ten moment może być pojednawczy tych, którzy zyskali na transformacji i tych pokrzywdzonych transformacją. To może zbliżyć te strony.
Oczekujemy spowiedzi Wałęsy czy może samokrytyki? Chyba czasami mylimy te słowa.
- Pewnie tak. Wiele osób je utożsamia ze sobą, ale ich źródło jest inne. Samokrytyka ma wymiar polityczny. Trzeba było się ukorzyć przed partią, żeby uzyskać przebaczenie. W spowiedzi chodzi o wyznanie prawdy. Jak mówi Ewangelia „poznacie prawdę a prawda was wyzwoli”. Więc jakbym czegoś oczekiwał to powiedzenia prawdy o Wałęsie, jak to z nim było. Chcę prawdy o latach 70. i 80. To by mnie interesowało. Jego samokrytyka mnie nie interesuje. Spowiedź jest wartościowa jak jest autentyczna. Jak służy doraźnym celom politycznym lub uzyskaniu kartki do zawarcia małżeństwa to jest czymś absurdalnym i nieważnym. To bluźnierstwo z religijnej perspektywy. To nikogo nie interesuje w przypadku Lecha Wałęsy. Spowiedź może przynieść dobre owoce. Było tak. Zrobiłem dobre rzeczy, ale zdarzyły mi się też grzechy. Przepraszam tych,których skrzywdziłem. Taka spowiedź może sprawić, że pójdziemy dalej jako społeczeństwo. Staniemy się lepsi. Relacje między Wałęsą a ludźmi się naprawią. Taka spowiedź ma sens.
Pan stawia znak równości między właściwą spowiedzią a prawdą, bo prawda ma nas wyzwolić. Jednak samo słowo spowiedź jest dzisiaj nadużywane. Jak sięgniemy do tradycji literackiej to z jednej strony mamy św. Augustyna, z drugiej "Spowiedź dziecięcia wieku". Jak popatrzymy na dzisiejszych celebrytów to co drugi „spowiada” się w telewizji. Zawsze chodzi o prawdę?
- Moim zdaniem w spowiedzi zawsze chodzi o prawdę. Przykład „Confessiones" św. Augustyna, które Zygmunt Kubiak przełożył jako wyznania a nie spowiedź to jest prawdziwa spowiedź. Augustyn na na kilkuset stronach opowiada o swoim życiu. Staje w prawdzie o swoim życiu. To jest jedna z najważniejszych książek chrześcijaństwa. Te spowiedzi, wywiady z takim tytułem, książkowa autobiografia to wpisywanie się w bogatą tradycję, która jest istotna dla Polaków dla doraźnych celów. Prawdziwa spowiedź jest autentyczna. Nikt z nas nie uzna wyznania celebryty za spowiedź. Przyznanie się do złych doświadczeń po to, żeby uzyskać przebaczenie, możemy uznać za spowiedź. Chodzi o prawdę. Wróćmy do przykładu Wałęsy. Dopóki społeczeństwo spowiedzi nie uzna, że to jest autentyczne... Przecież do tej pory ludzie nie uznają tego za spowiedź. Uznają to za kluczenie, bo mamy dziesiątki zdań i wykopów Lecha Wałęsy, ale nikt nie uznaje tego za spowiedź. Spowiedź musi być autentyczna. Żeby coś było autentyczne, musi być prawdziwe.
Co roku zachwycamy się tymi kolejkami do konfesjonałów. Zawsze chodzi o to samo?
- Zawsze powinno chodzić o to samo. Spowiedź jest określana jako sakrament pokuty i pojednania. Wyznanie grzechów to wstęp do spowiedzi. Najistotniejsze jest pojednanie człowieka z Bogiem i wymazanie tych grzechów. Ludzie rożnie traktują spowiedź. Dla niektórych to tradycja, jak biała sukienka na ślubie. Pewnie spowiedź dla części jest tylko tradycją, bo co babcia powie. Dla części ma charakter terapeutyczny. Niektórzy idą na kozetkę i mówią psychoterapeucie o trudnym życiu, żeby usłyszeć, że nie jesteśmy najgorsi. Część z nas terapeuty szuka w księdzu. Istota jest jedna. Istotą jest wyznanie grzechów, żeby uzyskać przebaczenie. Nie tylko po to, żeby samemu się dobrze poczuć, ale przede wszystkim po to, żeby móc pójść dalej, żeby to co było złe w ostatnim czasie, zostawić, przykryć kamieniem i zacząć nowe życie.
Czyli czy jesteśmy wierzący czy nie, tak samo powinny nas cieszyć te kolejki do konfesjonałów?
- Tak. Ta kolejka świadczy o tym, że wszyscy mamy świadomość własnej niedoskonałości. Mamy ideały, do których nie dorastamy. Na nowo chcemy ten ideał uchwycić przez tę spowiedź. Taka perspektywa, że potrzebujemy się poprawiać, dążymy do ideału, jest pozytywna. To godne pochwały, bez znaczenia na wiarę. Czy szukamy ideału na drodze religijnej czy w bardziej humanistyczny sposób.
I to co było, można przycisnąć kamieniem a potem radośnie świętować czas Wielkanocy?
- Tak. To jest w indywidualnym wymiarze przeżycie Triduum, czyli drogi Jezusa od ostatniej wieczerzy, przez śmierć, aż do zmartwychwstania. Krzyż jest drogą do zmartwychwstania. Proponuje tak myśleć o spowiedzi, jako o pewnym trudzie, który ma prowadzić do zmartwychwstania.