W odpowiedzi na sprawę mieszkań kandydata Prawa i Sprawiedliwości Magdalena Biejat proponuje lex Nawrocki. Myśli pan, że zakaz sprzedaży mieszkań komunalnych z bonifikatą będzie sprawiedliwy społecznie? Przez dekady mogli to robić krakowianie. Teraz jest propozycja wstrzymania tej możliwości.
- Jestem w tej sprawie podzielony. Z jednej strony ktoś, kto wiele lat mieszkał w mieszkaniu komunalnym i płacił pieniądze... Czasem mieszka cała rodzina. Ojciec, potem dzieci. Kupując mieszkanie z bonifikatą, po śmierci tej osoby dzieci nabywają do niego prawa. Z drugiej strony ktoś mieszka w mieszaniu komunalnym, kupuje z bonifikatą, umiera, mieszkanie przechodzi w spadku na inne osoby, które po 5 latach mogą go sprzedać i wzbogacają się o bardzo duże pieniądze. To 5% wartości mieszkania. Jestem podzielony. Są argumenty z obu stron. W Wiedniu nie ma możliwości sprzedaży mieszkań komunalnych. To gwarantuje prawo do mieszkania dzieciom tych osób jednak.
Skoro pan ma wątpliwości, to Lewica też jest podzielona w sprawie propozycji Magdaleny Biejat?
- Ja wyrażam swoje zdanie. Sprawa Karola Nawrockiego, który metodą na wnuczka przejął mieszkanie, na drodze nieuczciwości, powoduje, że w kampanii padają różne propozycje. Magdalena Biejat idzie słuszną drogą, ale ja bym tworzył mechanizmy zabezpieczające nie na 5 lat, ale na dłuższy okres i wymieniał osoby, które mają prawo stać się właścicielem takiego mieszkania. Muszą być mechanizmy, które spowodują, że będzie to uczciwe społecznie.
Jaki pożytek będzie miała gmina z takiego mieszkania, który zamieszkują zstępni, no i nie ma z tego ani złotówki? Lepiej 10, 20, czy tak jak w Krakowie, 50% wartości odzyskać i przeznaczyć je, choćby na cele mieszkaniowe, jak to się dzieje w stolicy Małopolski.
- Na zakup mieszkań dodatkowych. Niektóre mieszkania komunalne w centrum z dużym metrażem są warte po kilka milionów. Za to można kupić kilka innych mieszkań.
Sprzedaż z bonifikatami, 50%?
- Nawet z bonifikatą spowoduje możliwość kupienia kilku mieszkań w innych dzielnicach. Dziś rynek mieszkaniowy w Krakowie nie jest dostępny dla przeciętego człowieka. On jest dostępny dla tych, którzy już mają po kilka mieszkań. Oni zastawią pod kredyt jedno, dwa mieszkania, dostaną kolejny, wynajmą i zrobią duże interesy.
Skoro Lewica jest podzielona, to też rozumiem, że politycy Lewicy nie mają przekonania, czy takie rozwiązanie jest politycznie opłacalne?
- To nowa rzecz. To nie było szeroko komentowane na Lewicy. Wypowiadam swoje zdanie. Jest to jakiś dochód dla miasta, zabezpieczenie interesu danej rodziny, ale ktoś dostaje mieszkanie w spadku i może się wzbogacić.
Jest ta druga część propozycji Magdalen Biejat, to znaczy możliwość odkupienia nieruchomości przez gminę od osoby samotnej.
- To ciekawsze rozwiązanie. Powinna być taka jednostka miejska lub państwowa, która by się tym zajmowała. Może państwo powinno przejmować mieszkania za godziwe pieniądze i za opiekę? Dopóki będą żyli, będą mieli opiekę od państwa. Z prywatnymi podmiotami, funduszami, które się reklamują, bywa różnie. Tam są marne pieniądze. To nieco ponad 1000 złotych za mieszkanie warte kilkaset tysięcy. To nie są zadowalające warunki.
Mieszkalnictwo to jest oczywiście jeden z głównych tematów ostatniego tygodnia kampanii przed pierwszą turą wyborców. Dla Lewicy w tych wyborach najważniejsza będzie rywalizacja z Adrianem Zandbergiem?
- Dla Lewicy najważniejsze będzie to, żeby Magdalena Biejat zyskała najlepszy wynik. Liczę na 4. miejsce. To będzie świetny wynik. Jestem pewny, że po ostatnich wyborach, gdzie mieliśmy po 2%, teraz będzie dużo lepszy wynik. Nasza kandydatka ma świetną kampanię, jutro będzie w Krakowie. Zapraszamy na plac Szczepański.
To znaczy, że to jest murowana kandydatka na szefową Nowej Lewicy?
- Magdalena Biejat nie jest członkiem Nowej Lewicy. Ona odeszła z partii Razem. Dzisiaj do wyborów w partii jest ponad pół roku. Kandydaci się pewnie zgłoszą. Każdy ma otwartą drogę, ale jest za wcześnie, żeby o tym mówić.
W tym ostatnim tygodniu nie tylko mieszkalnictwo, ale też kwestia podpisów koniecznych do tego, by zarejestrować kandydata w wyborach prezydenckich, budzi sporo dyskusji. 100 tysięcy dziś wydaje się poprzeczką za nisko zawieszoną, biorąc pod uwagę to, co zobaczymy dzisiaj podczas tej ostatniej debaty? Zobaczymy wszystkich kandydatów.
- To za niska poprzeczka. Jestem zwolennikiem demokracji, ale 100 tysięcy można zebrać w nie tak trudny sposób. Jak podniesiemy to do 300-500 tysięcy, w debacie mielibyśmy 5-6 kandydatów. To by była prawdziwa debata. Dziś słyszę o 4 godzinach debaty. Ludzie nie wytrzymają tyle. Będzie 13 kandydatów.
500 tysięcy podpisów w pana ocenie?
- Granica jest do dyskusji. 300 czy 500? 500 tysięcy to próg, który by wyznaczał, że to poważni kandydaci, którzy cieszą się poparciem.
Ostatnie tygodnie to też dyskusja dotycząca bezpieczeństwa medyków i pracowników sektora publicznego po tragedii w Szpitalu Uniwersyteckim i na Uniwersytecie Warszawskim. Jakie pomysły ma Lewica? To jest też pytanie do przedstawiciela administracji rządowej w terenie, wicewojewody.
- To rzeczy skandaliczne w służbie zdrowia. Rozmawiałem z jednym z ordynatorów. SOR w piątek i sobotę to izba wytrzeźwień. 90% ludzi jest pod wpływem różnych środków. Pomóc trzeba każdemu. Jednym z rozwiązań może jest rejestr osób agresywnych. Jak dana osoba raz zachowywała się agresywnie, trafia do rejestru i przy kolejnym spotkaniu z medykiem, lekarz wie, że ta osoba jest agresywna i wie, jak się przygotować. To dobre rozwiązanie. Odezwą się obrońcy praw człowieka, że to segregowanie ludzi, ale rośnie agresja. Za chwilę ratownicy nie będą pracować, bo będą się bali.
Choć jak widzimy, nie dotyczy to tylko przedstawicieli sektora zdrowia. To również ten przypadek tragiczny na Uniwersytecie Warszawskim. Tak swoją drogą, kiedyś drwiono z poprzedniego marszałka województwa małopolskiego, że trzyma ochroniarza w szafie. Być może jednak to była metoda, którą trzeba byłoby i dzisiaj choćby w Urzędzie Wojewódzkim zastosować. Co pan na to?
- Nie stosujemy tego. W Urzędzie Wojewódzkim władza się nie zamyka przed ludźmi. Taka nasza misja publiczna, że czasem trzeba się spotkać z mniej miłymi ludźmi. Trzeba jednak rozmawiać. Ważne dla państwa jest rozwiązanie problemu różnych świństw, które ludzie zażywają. To powoduje, że wzmaga się w nich brak samokontroli.
Czyli ochroniarz nie wejdzie do szafy w Urzędzie Wojewódzkim?
- Do mojej na pewno nie.