Radio Kraków: Trudno chyba, żebyśmy zaczęli dzisiejsze spotkanie inaczej niż od informacji sprzed dwóch dni. Wizyta premiera Morawieckiego w Zakopanem na Kasprowym Wierchu i ta informacja, która wszystkich zelektryzowała – Polskie Koleje Linowe wracają do Skarbu Państwa, panie wojewodo.

 

Piotr Ćwik: Tak. Niestety niefortunne decyzje naszych poprzedników związane z wyprzedażą majątku narodowego trzeba teraz odkręcać. Odkupienie Polskich Kolei Linowych, które wracają do polskich rąk, wykupione przez Polski Fundusz Rozwoju, to jest jeden z przykładów takich właśnie działań. W 2015 roku pan prezes Jarosław Kaczyński w czasie trwającej kampanii wyborczej do parlamentu zapowiedział, że jeśli Prawo i Sprawiedliwość wygra wybory i utworzy rząd, to doprowadzimy do tego, że Polskie Koleje Linowe wrócą w polskie ręce i to właśnie ogłosił pan premier Morawiecki. Polskie Koleje Linowe, kolejka na Gubałówkę, która ma 82 lata z tego, co pamiętam, miejsce tak znaczące jak Kasprowy Wierch i same Tatry – to jest nasze bogactwo narodowe. Nasuwa się przy tym jeszcze jedno pytanie, które przy okazji tego pytania w kuluarach zadałem – jak wyglądałoby działanie rządu dziś, gdyby nie tego typu sytuacje, które trzeba odkręcać odkupując wyprzedany majątek? Trzeba powiedzieć, że wyprzedany za bardzo niewielkie pieniądze, bo z tego, co pamiętam to było 215 milionów złotych, a chwilę wcześniej 70 milionów wyłożono na remont tej kolejki.

 

Teraz się pojawią pytania o to, ile trzeba było za odkupienie kolejki zapłacić. Czy czas na odpowiedź jest dziś, czy dopiero w momencie, kiedy ta transakcja będzie ostatecznie sfinalizowana to zupełnie inna sprawa, ale jedno się wydaje pewne, chociaż to smutna konstatacja –fundusz, który kupił pięć lat temu kolejkę nie sprzedał jej ze stratą, jak się domyślam.

 

Rzeczywiście transakcja i cena są objęte tajemnicą handlową i nie mamy dostępu do tej wiedzy, natomiast możemy domniemywać, że to była kwota większa niż ta, za którą kiedyś Polskie Koleje Linowe zostały sprzedane.

 

Domyślamy się, że samorządom, które mają bardzo śladowy i symboliczny udział, jeśli chodzi o strukturę własnościową Polskich Kolei Linowych, będzie łatwiej rozmawiać z partnerem takim, jak Polski Fundusz Rozwoju, bo to podmiot państwowy.

 

Oczywiście, że tak. To jest też kwestia pewnego dalszego rozwoju Polskich Kolei Linowych, inwestycji, które będą realizowane, jak chociażby sam wyciąg na Gubałówkę. Przez te ostatnie lata działania inwestycyjne zostały zatrzymane, nic się tam nie działo, jeśli chodzi o dalszy rozwój – czy to samego wyciągu na Gubałówkę, czy w ogóle Polskich Kolei Linowych. Teraz przychodzi czas, kiedy samorządy zyskują realnego partnera do tego, aby poprawiać infrastrukturę, rozwijać, modernizować.

 

Nawet gdyby za parę lat komuś miał przyjść taki pomysł do głowy, żeby Polskie Koleje Linowe ponownie sprzedać, to chyba nikt raczej ponownie nie odważy się tego zrobić.

 

To była przedziwna sytuacja i konfiguracja kolejnych zdarzeń, które doprowadziły do sprzedaży. Dzisiaj wiemy, że nie była to dobra decyzja. W czasie, kiedy do tej sprzedaży dochodziło, osoby, które protestowały także o tym wiedziały. Ale cóż, taka była decyzja polityczna została podjęta, środki zostały wykorzystane na załatanie dziury budżetowej, jak wtedy słyszeliśmy. Natomiast to nie jest dobry sposób prowadzenia budżetu państwa i gospodarki, jeśli wyprzedajemy majątek po to, aby zatykać dziury w budżecie. Dzisiaj mamy zupełnie inną sytuację budżetową. Mamy środki na wiele dobrych, ciekawych, prorozwojowych działań w wielu obszarach, ale pojawiają się też środki, które pozwalają na odkupienie tego, co, wydawałoby się, bezpowrotnie straciliśmy.

 

Premier mówił także na Kasprowym, że trudno byłoby sobie coś podobnego wyobrazić w takich krajach jak Niemcy, Francja czy Szwajcaria i że tam takie z jednej strony symboliczne, ale i też bardzo istotne infrastrukturalne instalacje są po prostu w rękach państwa. Jest to też dochodowe przedsiębiorstwo i będzie teraz przynosić Skarbowi Państwa profit.

 

Tym bardziej niezrozumiała była ta decyzja, bo przecież Polskie Koleje Linowe nie były przedsiębiorstwem, które przynosiło straty tylko zysk. Trzeba pamiętać, że to nie jedyny element repolonizacji, który się dokonuje. Mówimy o repolonizacji polskich banków, czyli o tej ślepej uliczce, do której prowadziły decyzje rządów liberałów – sprzedaży majątku narodowego, wyprzedaży banków. Wyprzedaliśmy też wiele ważnych firm, przedsiębiorstw w różnych sektorach gospodarki, także energetycznym. To wszystko, miejmy nadzieję, w miarę posiadanych środków budżetowych po to, abyśmy mieli zapewnioną stabilną sytuację gospodarczą.

 

Porozmawiajmy o tym, jak wygląda zabezpieczenie medyczne w województwie małopolskim. Dobra informacja z mijającego tygodnia jest taka, że Małopolska wzbogaciła się o dziesięć nowoczesnych ambulansów. Jak do tego doszło?

 

Rzeczywiście te dziesięć nowych ambulansów się pojawiło. Mówimy o Krakowie i powiatach ościennych, czyli krakowskim i olkuskim. To stało się dzięki inicjatywie naszych parlamentarzystów i posłów krakowskich i z rejonów podkrakowskich. Podczas prac na budżetem państwa posłowie zgłosili właśnie poprawkę zakupu dziesięciu ambulansów dla naszego regionu. Ta poprawka została przegłosowana i wpisana w budżet państwa i pięć milionów złotych przekazano do budżetu wojewody po to, aby ten zakup zrealizować. Udało nam się przeprowadzić postępowanie przetargowe, które musiało trochę potrwać i w ostatni poniedziałek te karetki można było przekazać do dysponentów, czyli do Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego, które zabezpiecza miasto Kraków i, w znaczącej części, powiat krakowski, ale także do powiatu miechowskiego, do powiatu olkuskiego i do gminy Skawina, która ma swoje niezależne pogotowie w oderwaniu od struktur KPR-u. Te dziesięć karetek to poprawa taboru, który się bardzo zużywa. Małgorzata Popławska – dyrektor Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego – podała taką informację, że w ubiegłym roku karetki pogotowia przejechały prawie milion pięćset tysięcy kilometrów wyjeżdżając do wielu różnych interwencji. Dodam, że te wszystkie karetki są wyposażone w masażery, co przy dwuosobowej obsadzie karetek, a takie są dzisiaj standardy, znakomicie wspiera ratowników medycznych w ratowaniu życia.

 

Ubiegł pan trochę moje pytanie. Mówi pan, że w karetkach pracują teraz dwuosobowe zespoły. Paradoksalnie, być może łatwiej jest o nowe karetki niż o ich obsadę. Wiemy, z jakimi problemami czasami trzeba się zmagać, aby te pełną obsadę zapewnić w karetkach.

 

Wojewoda odpowiada za zabezpieczenie medyczne na terenie województwa, ale to zabezpieczenie jest w rękach różnych dysponentów, jak chociażby Krakowskie Pogotowie Ratunkowe. Wciąż wpływają wnioski od kolejnych dysponentów, poparte przez samorządy, aby przekwalifikowywać karetki S, czyli te specjalistyczne, z lekarzem, na karetki P, czyli karetki podstawowe. Wyznacznik jest zasadniczy – nie ma lekarzy, którzy byliby chętni do pracy na karetce. W każdym razie jest ich coraz mniej i to powoduje bardzo trudne sytuacje dla tych dysponent ów, dlatego że nieuruchomienie zespołu S w sytuacji, w której ten zespół jest przyznany, jest związane z opłatami karnymi. Dlatego też tu trzeba ciągłych rozmów, negocjacji i bieżącego działania. Także rekomendacji do ministerstwa – minister musi wyrazić zgodę na taką zmianę. Te zespoły wyjazdowe coraz częściej są zespołami podstawowymi. To jest na dzisiaj taki standard europejski – karetki z ratownikami medycznymi, którzy, trzeba to dodać, są znakomicie przygotowani, ukończyli wszystkie możliwe kursy i niosą tą pierwszą, najbardziej potrzebną pomoc. Ważne jest też szybkie dotarcie na miejsce zdarzenia, a potem szybki transport chorego. Dlatego ważne jest, aby ci dobrze przygotowani ratownicy mogli szybko się przemieścić.

 

Pamiętam, panie wojewodo, czasy na początku polskiej obecności w Unii Europejskiej, kiedy zaczęliśmy porównywać standardy usług medycznych w naszym kraju do tego, co jest na zachodzie. Wiele razy wtedy dziwiliśmy się, jak to możliwe, że w krajach Europy Zachodniej trudno było znaleźć lekarza w karetce. Ale wydaje się, że z uwagi na to, jak deficytowa jest ta profesja i jak lekarzy wszędzie brakuje, nie tylko w Polsce, że musimy się pogodzić się z rzadką obecnością lekarzy w karetkach.

 

Tak pewnie będzie. Dojdzie zapewne do sytuacji, w której te zespoły P będą powszechnie funkcjonować. Natomiast ważne jest, aby lekarze, którzy wykształcą się, przygotują do wykonywania zawodu, pozostali w Polsce, pozostali w systemie i realizowali swoje zadania. Podobnie jak pielęgniarki. Dodam, że w poniedziałek pani minister Józefa Szczurek-Żelzako przyjechała z kolejną transzą środków z Ministerstwa Zdrowia dla poprawy wyposażenia szpitalnych oddziałów ratunkowych, ale też na stypendia dla przyszłych pielęgniarek. To ma być też wzmocnienie dla wszystkich tych podmiotów, które zdecydują się kształcić przyszłe pielęgniarki. Kandydatki, które kształcą się w zawodzie, poprzez specjalne stypendia będą zachęcane do tego, aby ukończyć studia, zdobyć zawód i realizować się jako pielęgniarki w systemie opieki zdrowotnej.

 

Na antenie Radia Kraków podczas spotkań z panem mówimy także o inicjatywach edukacyjnych, które urząd wojewody małopolskiego wspiera czy promuje. Najbliższa taka okazja już w niedzielę – gra miejska „Ocalić od zapomnienia”, którą urząd wojewody organizuje wspólnie z Chorągwią Krakowską ZHP.

 

To kolejny projekt, który realizujemy wspólnie z harcerzami. Aplikowaliśmy o środki na realizację zadań w ramach programy „Niepodległa”. Otrzymaliśmy w sumie dofinansowania na cztery zadania. Pierwszą taką inicjatywą, którą zorganizowaliśmy wspólnie z harcerzami była najdłuższa biało-czerwona 2 maja w Dzień Flagi. Zorganizowaliśmy też piknik #NIEPODLEGŁA małopolska, który odbył się zupełnie niedawno na Rynku Głównym. Teraz realizujemy kolejne zadanie, czyli gry miejskie. To przypomina trochę zabawę w podchody. Będą wyznaczone specjalne miejsca na terenie Krakowa. Powszechnie znane: jak chociażby katedra na Wawelu - miejsce gdzie spoczywa Józef Piłsudski –czy Oleandry, ale też mniej znane, chociażby miejsce przy ulicy Szlak, gdzie Józef Piłsudski przez jakiś czas mieszkał. Każdy uczestnik odbierze mapę. Idąc za tą mapą, musi to miejsce odnaleźć, spotkać się z osobami, które tam będą, wykonać jakieś zadanie z nim związane i dostaje specjalną naklejkę, którą nakleja na planszę gry i przechodzi przez kolejne etapy, aż dochodzi do finału, gdzie oczywiście czeka na niego nagroda. To ma przybliżyć, ale też ocalić od zapomnienia te miejsca mniej znane. Bardzo serdecznie zapraszam do tego, aby od godziny 10 zgromadzić się przy wieży ratuszowej na Rynku Głównym w niedzielę i wziąć udział w grze miejskiej. Będą różne warianty z różną ilością trasy, w zależności od tego, jakim czasem będą dysponować rodziny czy poszczególne osoby. Myślę, że będzie dobra zabawa, a pogoda też zapowiada się dobrze.