Zapis rozmowy Jacka Bańki z Rafałem Sułkowskim z katedry Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego.
Powrót do poprzedniego wieku emerytalnego to demontaż systemu czy już nie ma czego demontować?
- Trudno powiedzieć. Jakbyśmy przyjęli, że zmieniamy tylko wiek emerytalny to będzie to bardzo ciężko przeprowadzić tak, żeby nie ucierpiał cały system. Możemy na tę zmianę popatrzeć z punktu widzenia przyszłych emerytów czy budżetu państwa. Sama zmiana wieku emerytalnego odbije się negatywnie na jednym i drugim. Jeśli popatrzymy na tę zmianę przez politykę demograficzną, świadomość obywateli co do tego, że ich emerytury będą niższe to może udałoby się wypracować konsensus polegający na tym, że w zamian za krótszą pracę, akceptujemy niższe emerytury. Tsunami demograficzne jest realne za kilkanaście lat. Trzeba wiedzieć, że w którymś momencie fundusz ubezpieczeń społecznych nie będzie miał pieniędzy, żeby wypłacać przyszłym emerytom godne emerytury. Pod pewnymi warunkami ten powrót jest możliwy, ale bez nich oznacza on duże problemy.
Ta perspektywa dyskusji o wieku emerytalnym, sprowadzająca ją do tego, że należy go obniżyć, nie jest szkodliwa? Jest więcej zmiennych. Jest dzietność, jest mowa o obniżeniu emerytur. Jest wiele innych czynników, które wpływają na ten system. My tymczasem tylko mówimy o obniżeniu wieku emerytalnego.
- Musimy brać pod uwagę, że dyskusja jest nacechowana sloganowością kampanii. Posługując się tylko wiekiem jest łatwiej przekonać wyborcę. Temat jest wart dyskusji, ale kampania go spłyca. Jeśli dyskutowalibyśmy o dzietności, polityce prorodzinnej i powiększeniu tej bazy, która by zasilała fundusz to jest to dyskusja ważna. Do tego można dodać politykę imigracyjną. Czy Polska, która ma stosunkowo niskie bezrobocie, nie ma potrzeby znalezienia wartościowych osób poza granicami, którzy by wykonywali prace gorzej płatne? Jednocześnie płaciliby podatki i zwiększali tę bazę. Ta dyskusja szersza jest wartościowa. Niestety kampania temu nie sprzyja.
Jesteśmy wtłaczani w sytuację zero-jedynkową. Koalicja powie, że taka dyskusja była przed podniesieniem wieku emerytalnego. Opozycja będzie mówiła, że Polacy powinni decydować o dniu przejścia na emeryturę. Była ta prawdziwa dyskusja czy nie?
- Dyskusja toczy się od 15 lat. Wprowadzając III-filarowy system to miało miejsce. Obecny system na pewno nie był dobrze przedyskutowany. Wielka dyskusja podczas przeniesienia dużej części środków z OFE do ZUS nie miała znamion dyskusji. Nie było to rozwiązanie doskonałe. To były potrzeby budżetu. Obecna dyskusja też jednak nie spełnia wymogów związanych z uwzględnieniem opinii zainteresowanych.
Co robić? Obniżać czy zostawić jak jest?
- Polacy maja tendencję do decydowania za siebie. Najlepszym rynkowym rozwiązaniem byłoby pozwolenie, żeby każdy decydował o tym sam. Byłby jednak bałagan. Nie możemy tego zostawić do decyzji ludzi. Nie wiem czy pytanie referendalne rozwiąże tak ważną kwestię.
Tymczasem dzisiejsza Gazeta Wyborcza wylicza, że podniesienie kwoty wolnej od podatku wpłynie na sytuację w kasach samorządów, szczególnie w kasach dużych miast. W Krakowie do kasy wpadałoby 220 milionów mniej przez to. Można to tak przeliczyć?
- Przy pewnym przybliżeniu. Sytuacja gmin i powiatów jest problematyczna. One mają udział w podatkach dochodowych. W przypadkach dużych miast to kwota znaczna. Podniesienie kwoty wolnej od podatku stanowiłoby uszczerbek dla budżetu miasta. Cały system opierający się na kwocie wolnej od podatku wymaga korekt. Zmiana kwoty wolnej od podatku jest znacznie mniejsza niż wskazuje na to inflacja. Sama ta kwota nie jest wysoka. To niecałe dwa najniższe wynagrodzenia. Często porównuje się tę kwotę do innych krajów. To jest wyznacznik i jesteśmy poniżej średniej. Dyskusyjne jest jak duża ta kwota powinna być. Są punkty odniesienia do inflacji czy zmiany inflacji. To jest do dyskusji. Zawsze kwestią polityki gospodarczej jest to, żeby zdecydować się gdzie tę krótką kołdrę naciągnąć. Czy zdecydować się na podniesienie kwoty wolnej od podatku zostawiając obywatelom więcej pieniędzy? Obywatele je oddadzą do budżetu przez podatki pośrednie, jak VAT czy akcyzę. Czy lepiej na pierwszym miejscu postawić dobro dochodów budżetowych, zabezpieczając w ten sposób wydatkowanie tych środków na transfery socjalne? Wtedy trzeba powiedzieć obywatelom, że nie podnosimy kwoty wolnej od podatku, ale cały czas możecie liczyć na zasiłki czy ulgi.
Czyli warto o tym dyskutować, ale trzeba mieć na uwadze to, że te pieniądze wpływały na jakość życia? Skoro 150 milionów kosztowała linia Lipska-Wielicka a tu jest mowa o 220 milionach to łatwo to sobie wyobrazić.
- Z punktu widzenia podatnika te inwestycje lokalne są bardziej namacalne. Patrząc na budżet państwa, te pieniądze się rozmywają. Dominujący wpływ podatku VAT na przychody budżetowe, powoduje, że ta kwota nie jest tak istotna. Z punktu widzenia samorządów lokalnych jest to istotny element, ale nie sądzę, żeby chodziło o aż tak dużą kwotę. Nawet z uwagi na to, że ta kwota nie jest wykorzystywana przez wszystkich podatników. Ten maksymalny poziom dotyczy osób najlepiej zarabiających. Kwota wolna od podatku dotyczy przecież wszystkich. Nie tylko najuboższych.
Co robić?
- Pewne korekty polityki fiskalnej są konieczne. Czy dyskusja o kwocie wolnej od podatku wyczerpuje te zmiany? Nie. Usprawnienie egzekucji podatków i uproszczenie systemu podatkowego dałoby lepsze efekty. To nie są tematy dobre na kampanię, gdzie wszystko ma być łatwe do strawienia.