Wie pan może, kto w pana partii zajmuje się szmalcownictwem?
- Pyta pan o wpis Szymona Hołowni?
Pytam o list Szymona Hołowni, który oczywiście wyciekł, tak jak wszystkie inne listy, w którym to liście Szymona Hołownia nazywa anonimowego członka partii szmalcownikiem.
- Nie wiem, kto jest tym szmalcownikiem, ale nie jest fajnie, jeśli rozmawia się w wewnętrznym gronie i informacje wyciekają do mediów. Są informacje w małżeństwie, które nie wyciekają na zewnątrz. Sama nazwa nie jest zbyt fortunna, ale czuję zdenerwowanie Szymona, że wszystko wycieka do mediów. Ktoś to przekazuje. Są strategie, jak podejść do problemów. Chcemy, żeby to zostało w naszym gronie. Jak komuś się to nie podoba, może opuścić grono.
Słownik języka polskiego PWN. Szmalcownik - w okresie okupacji hitlerowskiej - ten, kto wymuszał na Żydach okup pod groźbą zadenuncjowania. Czy przystoi do niedawna drugiej osobie w państwie, szefowi partii?
- Powiedziałem, że to nie jest fortunne określenie. Rozumiem, że to był zenit niezadowolenia Szymona Hołowni. Wszystkie informacje są przekazywane. To powinna być jednak inna nazwa. W tej sytuacji jednak się nie dziwię. Jakbym był szefem partii, irytowałoby mnie to, że ktoś wynosi wewnętrzne sprawy.
Nawet gdyby pan już niedługo nie był szefem partii, bo Szymon Hołownia de facto skończył już karierę polityczną. Już nie jest marszałkiem, nie ubiega się o przewodniczenie partii. Pan jest we frakcji Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz, Ryszarda Petru, Joanny Muchy, Pauliny Hennig-Kloski, a może Michała Kobosko?
- Jeszcze jest dwójka. W sumie 7 osób. Jestem we frakcji Polski 2050. To moja pierwsza partia. Taka partia w centrum jest potrzebna. Mamy jasne poglądy na Polskę, jak ma wyglądać nasz kraj. Jestem w Polsce 2050, nie we frakcji. Najlepiej by było, jakby był jeden kandydat. W PiS i PO nie ma jednak gadania. U nas jest siedmioro kandydatów.
To tylko dlatego, że ten, przy którym nie byłoby gadania, nie startuje.
- Też by były inne osoby. Ryszard Petru i Joanna Mucha by startowali, nawet jakby Szymon startował. To świadczy o demokracji. Rozumiem, że Polacy wolą partie wodzowskie. My mamy inne podejście. Mamy wybory, siedmiu kandydatów. Są spotkania wyborcze. To dobrze, że oni jeżdżą i rozmawiają z naszymi ludźmi. Rozmawiamy o problemach, jaki mają pomysł na partię.
Ten nowy szef to będzie syndyk masy upadłościowej? Czy on będzie prowadził tę partię do wyborów? Ile pan daje procent szans, że Polska 2050 wystartuje w najbliższych wyborach za dwa lata?
- Zobaczymy. Nie umiem tego określić. Koło wakacji będziemy wiedzieć więcej. Ja zrobię wszystko, żeby Polska 2050 startowała w wyborach. Wszystko zależy od ludzi i pomysłów. W polityce wszystko szybko się zmienia. Nikt by nie pomyślał, że po wygranej Karola Nawrockiego w wyborach prezydenckich PiS będzie dołował w sondażach. Polityka jest nieprzewidywalna. Musimy odzyskać wyborców. Te wyniki sondażowe nie są dla nas dobre, ale pierwszym etapem jest to, że Szymon Hołownia nie będzie szefem. Zobaczymy, kto nim zostanie, jaki będzie pomysł na partię.
No i czy partia się nie rozpadnie.
- To na pewno zagrożenie. Najlepiej by było, żeby główni kandydaci się porozumieli, żeby nie było przejmowania partii. Zobaczymy. Mam nadzieję, że w zarządzie będą nie tylko osoby z jednej strony, ale z różnych frakcji. Wymiana poglądów musi być. Nie jesteśmy partią wodzowską.
Podobno jedna trzecia posłów pana partii już puka do Platformy. O panu chodziły takie pogłoski. Już pan dementował, ale zapytam jeszcze raz...
- Nie wiem, dlaczego.
Pan z Konfederacją się ponoć dogaduje. Już pan to dementował. Nic się nie zmieniło?
- Nie rozumiem, dlaczego.
Ktoś te plotki rozpuszcza.
- Nie wiem. Jestem w Polsce 2050. Nie myślę o przejściu do innej partii.
Czyli za dwa lata albo Polska 2050, albo pan nie startuje?
- Zapytał pan, czy nowy szef będzie syndykiem masy upadłościowej. Więcej dowiemy się koło wakacji. Poradzimy sobie z kryzysem, czy nie? Wtedy będziemy snuć plany.
Jutro w Sejmie głosowanie nad prezydenckim wetem do ustawy łańcuchowej. Głosowanie to jest czysto polityczne, bo nie chodzi o żaden los zwierząt, tylko o to, żeby pokazać, że Jarosław Kaczyński i jego posłowie w tej samej sprawie raz głosują tak, a raz inaczej. Prawda?
- Ja uważam, że ustawa łańcuchowa, że psy nie mogą być trzymane na łańcuchu, to skok cywilizacyjny. Przez dziesięciolecia psy były na wsiach trzymane na łańcuchu. To urąga człowieczeństwu. Dla mnie, bez znaczenia kto przedstawi ustawę, sprawę trzeba załatwić. Głosowanie nad wetem… Prezes Kaczyński był za ustawą, teraz ze względów politycznych pewnie inaczej zagłosuje. Jak ma swoje poglądy, powinien głosować za odrzuceniem weta. Ja będę głosował za odrzuceniem weta pana prezydenta.
Wszyscy się zgadzają, że są bardzo małe szanse na to, że weto zostanie odrzucone.
- Myślę, że tak. 99% spraw w Sejmie to polityka, nie racjonalne podejście do życia Polaków.
Świece chanukowe to też jest kwestia polityki? W Sejmie zapłonęły, Braun ma zakaz wstępu, to ich nie zgasi, ale w Pałacu Prezydenckim pierwszy raz od kilkunastu lat nie zapłonęły świece chanukowe. Czy to jest takie polityczne puszczenie oka przez prezydenta do antysemickich wyborców?
- To, że się świec nie zapali, nie jest czymś antysemickim. 30 lat temu była taka potrzeba. Prezydent ma inne podejście. Nie znaczy to, że jest antysemitą. Świece chanukowe zostały zapalone w Sejmie. Prezydent w kampanii mówił wiele o chrześcijaństwie, korzeniach. Pewnie chce pokazać, że to jest dla niego najważniejsze. To jego decyzja. Nie wiążę tego z antysemityzmem. To może być puszczenie oka do tych, którzy uważają, że ważniejsza jest nasza kultura chrześcijańska niż judaistyczna.
W piątek Wołodymyr Zełeński będzie w Polsce. Będzie i u prezydenta, i w parlamencie. To będzie czysto kurtuazyjna wizyta, czy ona ma jakieś znaczenie pana zdaniem?
- Oby to była ważna wizyta. Dobrze, że prezydent Zełeński przyjeżdża do Polski. Oby to był początek współpracy między prezydentami. Polska to był kraj i naród najbardziej solidaryzujący się z Ukraińcami. Do Polski przyjechało milion osób, Polacy dalej pomagają. Liczymy na pomoc też ze strony Ukrainy. Doświadczenia wojenne uczą choćby, jak prowadzić wojnę dronową. Oni mają opanowane technologie. Liczę, że to zostanie przekazane Polsce. Rozwiniemy przemysł dronowy, żeby się bronić. Złożyłem interpelację do szefa MON i MEN. Zajęcia z obsługi dronów powinny być w szkołach średnich. Jest taki program pilotażowy. Do tego musimy również mieć technologię. Po co mamy coś odkrywać, jeżeli możemy dostać od Ukraińców? Ja liczę na taką właśnie wzajemność. Ten przyjazd prezydenta Ukrainy jest po to, żeby nasze potrzeby wyartykułować.
Pana zdaniem jest szansa, że wojna dobiega końca? Było to spotkanie w Berlinie, spotkali się przedstawiciele Unii Europejskiej, Ukrainy, przedstawiciele Stanów Zjednoczonych. Doszli do jakiegoś tam porozumienia. W tym porozumieniu jest m.in. o siłach europejskich, siłach ochotniczych, które miałyby pilnować ewentualnego zawieszenia broni także na terenie Ukrainy. Pan myśli, że jest jakakolwiek szansa, że Rosja na to pójdzie? Czy to tak naprawdę całe to spotkanie w Berlinie to było po to, żeby prezydent Trump Rosję obwiniał za zerwanie negocjacji, a nie Ukrainę?
- Są dwie drogi. Porozumienie nie jest dla nikogo dobre, ale akceptowalne. Jak Rosja nie pójdzie na ustępstwa, musimy pokazać, kto jest silniejszy. Nie wiem, czy tak zrobi prezydent Trump, natomiast pamiętajmy, że wszelkiego rodzaju rozmowy, które są, zbliżają nas do zakończenia konfliktu. To nie jest tak, że chcemy bezwarunkową kapitulację, jak w przypadku II wojny światowej i Niemiec. To rozmowy. Im one są częstsze… Wczoraj słyszałem, że zostało 10% umowy do uzgodnienia. Nawet jak teraz strony nie są gotowe na decyzje, mają 10% do uzgodnienia rzeczy do traktatu. Dla nas kluczowe jest to, żeby wojska naszych partnerów z NATO znalazły się na Ukrainie. Muszą tam być wojska.
Polskie też?
- Polska powinna zająć się logistyką. Polskiego wojska nie powinno tam być. To może źle działać na Rosję. Zajmujemy się bardzo dobrze logistyką. Ukraina powinna nam się odpłacić tym samym.