Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Stanisławem Mazurem, rektorem Uniwersytetu Ekonomicznego, kandydatem na prezydenta Krakowa.

Informował pan w mediach społecznościowych, że jest pan gotowy do startu w wyborach prezydenckich. To była deklaracja gotowości. Jest już decyzja?

- Tak. Deklaracja, którą wtedy złożyłem, była jednoznaczna. Jestem gotowy wziąć udział w wyborach na funkcję prezydenta Miasta Krakowa wiosną 2024 roku.

Jest pan gotów, czy pan wystartuje?

- Wystartuję. Jak pan wie, w polityce różne rzeczy się dzieją, ale na dziś jestem gotów wystartować. To nie jest tylko zapowiedź.

Wybory samorządowe odbędą się w kwietniu, w czasie wyborów nowych rektorów. To znaczy, że ze startu na wyborach na Uniwersytecie Ekonomicznym pan zrezygnuje?

- To by była naturalna konsekwencja. Zapewne tak się stanie, ale nie zostawiam Uniwersytetu. Po tej kadencji udało nam się wiele osiągnąć ze współpracownikami. Mamy najlepsze wyniki ewaluacji spośród dużych uczelni ekonomicznych, publicznych. Mamy rekordową liczbę studentów, wiele inwestycji. Jest sprawny system zarządzania uczelnią. Mam poczucie dobrze wykonanego zadania. Mam też wiarę, że są osoby, które tę wizję będą chciały kontynuować.

Jakimś balastem jest sprawa Krakowskiej Szkoły Biznesu? Prokuratura bada tę sprawę.

- To bez związku. Sprawa dotycząca Krakowskiej Szkoły Biznesu i dwóch osób, ma swoje konsekwencje. Przesłanką do podjęcia stanowczych działań była opinia wewnętrznego zespołu kontroli, opinia zewnętrznej kancelarii i stanowisko rady uczelni. Wreszcie skierowanie sprawy do prokuratury, która rozpoczęła dochodzenie. To naturalna kolej rzeczy. Decyzja była oczywista i nie miała związku z wyborami.

Czyli nie weźmie pan udziału w wyborach na rektora Uniwersytetu Ekonomicznego, ale wystartuje pan w wyborach na prezydenta Krakowa?

- Taki jest mój zamiar.

Kto w Krakowie popiera profesora Mazura?

- Żeby dokonać zmiany, a Kraków jej potrzebuje… To musi być zmiana na tak. Trzeba nie tylko krytykować i budować populistyczne hasła, kontestować problemy obecnie rządzących, ale trzeba mieć pozytywny program. Żeby taki program zbudować, trzeba pracować z dużą grupą ekspertów, ludzi, którzy wiedzą, na czym polega zarządzanie miastem. Do tego organizacje pozarządowe, biznes, uczelnie. To środowisko zwróciło się do mnie z apelem o ubieganie się o stanowisko prezydenta. Osoby, które pracują nad programem, to ponad 100 osób. To znaczący potencjał. To ludzie, których pasje i kompetencje pozwolą zmienić to miasto na lepsze.

To eksperci. A wyborcy? Mamy kandydatów partyjnych i bezpartyjnych. Bezpartyjni to Andrzej Kulig, Łukasz Gibała. Partyjni to PO, PiS. Za nimi będą stały wielkie machiny partyjne.

- Kraków potrzebuje zmiany. Remedium zmiany jest silna obywatelskość i współzarządzanie. Wybory od wielu lat w Krakowie pokazywały, że nie machiny partyjne, ale zdolność trafiania do emocji prowadziły do sukcesów prezydenta Jacka Majchrowskiego. Ja wierzę, że forma obywatelskiego zaangażowania jest najbardziej skuteczna. Oczywiście nie oznacza to, że partie polityczne nie mają znaczenia i współpraca nie jest potrzebna, ale wszystko powinno być lokalnie. Partie? Z ich udziałem i przy ich aprobacie.

Lepszy Kraków wystawi listy wyborcze do Rady Miasta?

- Zbudowaliśmy bardzo szerokie środowisko. My. To bardzo duża grupa osób, które aktywnie angażuje się w przygotowanie kwestii programowych i budują poparcie dla tego programu. Tak, chcemy zbudować taką listę.

Można wskazać liderów tych list?

- To przedwczesne. Teraz jesteśmy przed kampanią. Są prowadzone prace programowe. Moje myślenie jest racjonalnie. Najpierw trzeba zidentyfikować problemy: korki, strefa czystego transportu, transport. Dziesiątki problemów są. Jak uzgodnimy program, poszukamy osób, które będą gotowe nieść ten program. To wymaga osób charyzmatycznych, nowego podejścia do miasta, myślenia, że podział na rządzących i mieszkańców jest archaiczny. Skala tych problemów i ich rozwiązywanie wymaga współdziałania. Kierując się tymi kryteriami poszukamy twarzy tej dobrej zmiany, której oczekują mieszkańcy Krakowa.

Może być wspólny kandydat dzisiejszej większości parlamentarnej, ktoś może zrezygnować. Pan się wpisuje w wielką dyskusję o tym, jak powinna wyglądać scena w ramach oficjalnej kampanii samorządowej?

- Wpisuję się w myślenie, które mówi, że Kraków wymaga zmiany. Jednak dla mnie ta zmiana musi być wiarygodna. To zmiana wolna od radykalizmy i populizmu. Taka zmiana daje nowy impuls miastu, pokazuje nowe mechanizmy rządzenia miastem, nowe formuły włączania obywateli w rządzenie. To silnie jest ufundowane na obywatelskości. Ta oferta może trafić do krakowian. Stąd moje zabiegi i myślenie, że to wartościowy projekt.

Ostatnio pojawiły się doniesienia, że jest pan zainteresowany Ministerstwem Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

- To jest niemożliwe do pogodzenia. Dotarły do mnie takie pogłoski. Był okres, kiedy mnie o to pytano, ale teraz nie jest to przedmiotem mojego zainteresowania. Teraz interesuje mnie Kraków.

Jakiej korekty kursu wymaga dziś Kraków?

- Kraków wymaga nowego myślenia i kolejnego rozdziału w historii. To oznacza zmianę sposobu rządzenia. Współzarządzanie, założenie, że obywatele są ważną częścią rządzenia. Wymaga to śmiałości, szerszej wizji rozwoju, dynamicznego sposobu podejmowania decyzji. Jakby to sprowadzić do transportu, wystarczy popatrzeć przez okno. Widzimy, co się dzieje. Problem opóźniania metra. Nasze myślenie o rozwoju pozycjonuje nas wobec Wrocławia, Poznania. My powinniśmy myśleć raczej o Kopenhadze i Wiedniu jako punktach odniesienia. Potrzebujemy ładu przestrzennego. Niedawno podpisywaliśmy pakt w tej sprawie. Potrzebujemy korekty w polityce gospodarczej miasta. Miasto się świetnie rozwija,a le bazuje na korporacjach. One dają miejsca pracy dobrze płatne, ale one są elastyczne w lokalizacjach. Trendy się zmienią i korporacje mogą ograniczyć swoją obecność. To wymaga innego myślenia o marce Krakowa. Do tego trzeba spowodować, żeby Kraków wykorzystał swój potencjał i zbudował synergię między nauką, biznesem i sztuką. Wszyscy mówią, że jesteśmy unikalny, ale musimy to połączyć. Trzeba wyjść poza zaklinanie, podpisywanie deklaracji i to zrobić. To moja motywacja.

Jak te plany może może ograniczyć sześciomiliardowy deficyt miasta?

- To kolejny argument, który składa mnie do ubiegania się o funkcję prezydenta. Kraków wchodzi w trudny okres. Rozwiązanie tego problemu nie będzie łatwe. Stąd moje myślenie o mieście i eksponowanie, że to my – eksperci, zespół, obywatele. Trzeba będzie szerokiego zaplecza merytorycznego mającego przyzwolenie społeczne. To dodatkowy argument, dlaczego uważam, że moje środowisko byłoby dobrym wyborem na ten trudny czas.

Jakie nowe partycypacyjne są dzisiaj potrzebne w mieście?

- Ostatnio duże emocje budzi strefa czystego transportu w Krakowie. Przyjrzałem się, jak to było konsultowane. Były to iluzoryczne konsultacje. Tramwaj na Mistrzejowice i wiele innych inwestycji… Nagle się okazuje, że władza pyta obywateli, ale to, co płynie z tej wymiany opinii, w umiarkowanym stopniu jest brane pod uwagę. Widać w Krakowie słabe angażowanie się obywateli w procesy konsultacyjne. Dlaczego? Ponieważ ludzie w to nie wierzą. Przypomnę referendum w Krakowie. Nawet jak wyniki były pozytywne, nie zawsze były respektowane. Jak chcemy poważnie traktować obywateli, musimy im pokazać, że ich głos ma znaczenie. Jak go nie uwzględniamy, powiedzmy dlaczego. Najgorzej jest jak pytamy i niewiele z tego wynika. W wielu działaniach potrzeba autentycznego dialogu i przełamania bariery między sektorem społecznym a władzami miasta. Także poza biznesem. Liczba pewnych niechęci, która narosła przez lata, staje się istotną barierą rozwojową miasta. Kraków, jak ma zyskać nowy rozdział w historii, silnie zaznaczyć swoją obecność na mapie Europy, potrzebuje przełamania tych barier. Muszą być wspólne plany. Ja mogę pomóc miastu zmierzać w tym kierunku.

Co dalej ze Strefą czystego transportu? Pytamy radnych. Jedni mówią, że zagłosują za likwidacją strefy, niektórzy chcą przesunąć datę wejścia w życie przepisów, są tacy, którzy chcą, żeby zaczęła obowiązywać 1 lipca 2024 roku. Pan?

- Przykład strefy jest genialny. On pokazuje fiasko polityki miasta w pewnych obszarach. Miasto i świat cechują się zapętlonymi problemami. Nie ma jednoznacznego rozwiązania. Szukając minimalnego kompromisu potrzebujemy silnego dialogu. Tu nie zostało to spełnione. Ja zasadniczo jestem zwolennikiem tego rozwiązania. Uważam, że należy wprowadzić pierwszy krok tego rozwiązania i potem zrobić głębokie badania i rozpocząć dialog. Elementem dialogu powinno być nie tylko poznanie opinii mieszkańców, ale pokazanie, jakiego rodzaju rekompensaty od władz miasta byłyby dostępne dla tych, którzy się nie zgodzą z takim ograniczeniem wjazdu do centrum. To nie tylko wysłuchanie, ale położenie propozycji na stole. To do tej pory nie miało miejsca.

Kiedy pytamy o pana kandydaturę, często słyszymy: doskonały kandydat z doskonałym zapleczem naukowym, ale nie wyobrażam sobie profesora Mazura jak dyskutuje z mieszkańcami osiedla Kliny o tym, że pękła rura lub nie ma odpowiedniej drogi.

- Przez lata zajmowałem się zarządzaniem publicznym i budowałem swoje kompetencje w wymiarze akademickim. Duża część mojej kariery polegała jednak na praktycznym zajmowaniu się tym. W Polsce i poza graniami uczestniczyłem w bardzo wielu projektach dotyczących reformy samorządu terytorialnego. Pana pytanie mi uświadomiło, że byłem jednym z autorów jednego z pierwszych podręczników w Polsce o partycypacji w samorządzie terytorialnym. Ćwiczyłem to w wielu gminach w Polsce. Kiedyś rząd amerykański, żeby wesprzeć polską demokrację, uruchomił olbrzymi projekt, którego byłem jednym z koordynatorów. Był to Program Rozwoju Instytucjonalnego. Był tam ważny obszar dotyczący partycypacji społecznej. Jeździliśmy po miastach i ginach w Polsce. W partycypację głęboko wierzę. W sfragmentaryzowanym świecie nie da się robić poważnych zmian, jak nie potrafimy się porozumieć, jak nie słuchamy innych i nie bierzemy pod uwagę ich argumentów. Nawet jak się z nimi nie zgadzamy, powinniśmy mieć odwagę to powiedzieć. Zarzut, że nie rozumiem, jak działa samorząd terytorialny, wydaje mi się wysoce chybiony.

Nie chodzi o zarzut dotyczący funkcjonowania samorządów, ale o rozmowę z mieszkańcami, którzy mówią o konkretnych problemach.

- Będąc rektorem dużego Uniwersytetu - prawie 1400 pracowników, blisko 16 000 studentów – codziennie odbywam dziesiątki rozmów o pragmatycznych problemach. Bycie rektorem to nie jest tylko chodzenie w gronostajach, ale dziesiątki problemów ludzi. Przenosząc to na grunt miasta, uczestniczyłem w wielu procesach partycypacyjnych. Co nadaje sens pracy samorządowej? To rozmowa z ludźmi. Nie chodzi o kokietowanie, ale ja jestem pragmatyczny, wiem jak działa samorząd. Gdy chcemy coś zmienić, potrzeba mandatu społecznego. Jak go nie ma, nie da się tego zrobić. Elementem mojego DNA jest rozmowa, konsultacja, zrozumienie. Rozmowa o dziurze, niesprawnej windzie, zakorkowanym Krakowie. To nie jest dla mnie żaden problem.

Trzy najważniejsze projekty do zrealizowania w Krakowie w nowej kadencji samorządu?

- To na pewno transport oparty na tym, że obywatele muszą mieć wybór z czego chcą korzystać. Elementem tego jest na pewno metro. Drugi element to problem zbilansowania budżetu miasta, wyzwolenie zdolności inwestycyjnych Krakowa. Trzecia rzecz to współzarządzanie. Obywatele uczestniczą w rządzeniu miastem. Są ważnym aktorem procesów decyzyjnych.