Zapis rozmowy Jacka Bańki z prof. Magdaleną Mikołajczyk, politologiem z Uniwersytetu Pedagogicznego.
Pani profesor wie, o co chodzi w tych pytaniach?
- Wiem.
We wszystkich?
- Mogę się zastanawiać, po co dwa referenda i tyle pytań. Są przykłady innych państw, gdzie pytania referendalne mogą dotyczyć wszystkiego, detali jak godziny sprzedawania alkoholu, lub rzecz ważnych jak rozwodów, eutanazji. W świecie głosuje się rzeczy małe i bardzo duże. Dlaczego u nas dwa referenda? To kryzys reprezentacji i forma rywalizacji politycznej.
Zachowam się jak uczeń. W tych pytaniach chodzi o to, co jest w nich zawarte?
- Trochę nie. W teorii jest tak, że referenda dzielą się na kontrolowane i niekontrolowane, prohegemoniczne i antyhegemoniczne. To dziwny podział. Kontrolowane robione są przez władzę a niekontrolowane przez opozycję. Prohegemoniczne mają siły rządzące wzmocnić a antyhegemoniczne osłabić. Problem Polski polega na tym, że nasze referenda były zawsze prohegemoniczne i kontrolowane. Władza pytała obywateli, czy wolicie być zdrowi i bogaci czy chorzy i biedni. Obywatele głupieli, bo chyba trzeba zawsze odpowiedzieć - tak. W czasach PRL na takie pytanie mogła się zdarzyć odpowiedź, chcemy być chorzy i biedni, a was nie lubimy. Referendum jest formą legitymizacji władzy. Oryginalności aktualnej sytuacji wynikają z tego, że jesteśmy w trakcie transferu. Stary prezydent zapytał o coś, chcąc wzmocnić swoje szanse wyborcze. Wybory przegrał. Pytania wiszą - trzeba na nie odpowiedzieć. One są ważne. Prezydent Komorowski wtedy odczytał to tak, że obywatele robią szum wokół JOW i chciał zobaczyć, czy wszyscy za tym są. Kwestie podatnika to populistyczna rzecz. Złe orzecznictwo jest wynikiem bałaganu, kultury prawnej. Nie wiem, czy pytanie coś pomoże. Pytanie o finansowanie partii trafia w społeczny nastrój. Wykasujmy ich, nie dajmy im pieniędzy. Kiedyś zmienialiśmy finansowanie partii na takie z budżetu, żeby nie było sponsorowania polityków a była przejrzystość. Dlaczego chcemy od tego odejść? Pojawia się argument o zabetonowanej scenie politycznej. Warto rozważyć jak pomóc małym partiom. Dyskusja powinna się toczyć, niekoniecznie przy urnach. Referendum niczego nie rozstrzygnie. Nawet gdyby miało frekwencję.
Mamy zgrabne określenie – biegunka legislacyjna. Możemy je odnieść do referendum?
- Zastanawiam się czy, coś o niskiej wartości można jeszcze zdeprecjonować.
Chyba biegunką można nazwać?
- Tak. Takie przyspieszenie. Nie mieliśmy referendum, to jak ich dużo zrobimy to będzie git. Super będzie. Nie sądzę. Nie chcę być prorokiem, ale zobaczymy, jaka będzie frekwencja. Obywatele dzielą się na tych, którzy nic nie wiedzą i tych, którzy wiedzą wszystko. Ci drudzy mają sztywne poglądy. Jak słucham o konstytucyjności obu referendów, to dyskusja cały czas trwa. Czytałam opinie prawników. Nasza konstytucja to Wittgensteinowska króliko-kaczka. Jak popatrzę tak, to królik a jak tak, to kaczka. Konstytucję można odczytać na 7 sposobów. Jedni mówią, że wszystko jest z nią niezgodne. Inni pokazują, że poszczególne pytania. My się różnimy. Każdy w jednym tekście widzi coś innego. Kaczko-królik to też PO i PiS.
Cezary Michalski może był bliski sedna problemy, nazywając oba referenda „próbą zarządzania chaosem”?
- Trafne sformułowanie. To przypomina kryzys reprezentacji i kryzys legitymacji władzy. Chciałoby się cokolwiek zmienić, ale reformatorskie działania rządzący podejmują wtedy, kiedy mają ogromne poparcie społeczne. Tego nie mają. Żadni. Jak mają, to mają sztuczne. Jak było z JOW-ami. Jest pan za JOW-ami? Tak. Co to są JOW-y? Nie wiem. Kto umie wzbudzić emocje, ma legitymację, ale to jest na sekundę. Płynne zmiany powodują, że raz jestem w polityce a raz nie. Śledzimy Kukiza. On reprezentuje dużą część ludzi, którzy się czuli poza systemem. On zwraca się przeciw regułom i tym, którzy są celebrytami medialnymi. Ludzie nie wiedzą, na czym polega praca polityczna. Słyszę, że politycy są straszni. Pytam, skąd to wiedzą? Z mediów. Był pan kiedyś na zapleczu? Nie. Brakuje dobrej reprezentacji. Dawniej myśleliśmy o klasach społecznych i one były reprezentowane przez partie. Kogo partie dzisiaj reprezentują? W każdym z elektoratów są profesorowie i ludzie po zawodówce. To się przesuwa, ale nieznacznie. To kryzys możliwości wyrażania swoich opinii przez grupy będące w podobnej sytuacji życiowej. Jak kogoś nie reprezentuje żadna partia, szukają dróg wyjścia. Chcąc dociągnąć ich do urny, jeden z drugim proponują referendum.
Cezary Michalski określił to słowami „wygrywa ten, kto układa pytania”.
- Referendum kontrolowane.
Co nas czeka w niedzielę? Bez znaczenia jaka będzie decyzja Senatu. To będzie święto demokracji czy święto rodzaju 22 lipca?
- Ale pan przyłożył.
Takie święto, którego już nie ma.
- Kolejny krok w procesie zniechęcenia. Nie widzę możliwości, żeby ktokolwiek na tych referendach coś wygrał. Przeciętny obywatel będzie skołowany lub zniechęcony. Te pytania kłócą się z konstytucyjnym sensem. Referendum powinno być w ważnych sprawach. Jak jest z lasami państwowymi? Uważam, że to ważne. JOW-ami? To ustrój, więc też. Kiedyś o referendach w PRL słyszałam, że prawdziwego pytania w pierwszym referendum nie zadano. Czy jesteśmy niepodlegli czy nie. Takiego podstawowego pytania nie zadano w II referendum. Czy prawo działa wstecz czy nie? Czy przywracamy sprawy szkolne i emerytalne ze stanu, który uchwaliła dotychczasowa koalicja rządząca? Dla mnie to niebezpieczeństwo. Każda kolejna partia zacznie zmieniać na swoje to, co uchwalili poprzednicy.
Nie pytamy co robić – czy iść czy zostać w domu.
- Jak partie podejmują decyzje, to są odpowiedzialne i można ich zwolnić w kolejnych wyborach. Jak decydują wszyscy, to nikt nie jest odpowiedzialny. Można zwolnić naród?