-
Prof. Kozerewski: Europa rozważa mur antydronowy, ale Niemcy i Francja wolą żelazną kopułę na wzór izraelski.
-
Zamrożone aktywa Rosji w belgijskich bankach pozostają niewykorzystane, bo UE obawia się konsekwencji prawnych.
-
Rosja prowadzi wojnę hybrydową, testując reakcję Zachodu i sabotując infrastrukturę krytyczną, także w Polsce.
-
Decyzje Donalda Trumpa mogą osłabić globalne bezpieczeństwo, bo koncentrują amerykańską armię na sprawach wewnętrznych.
- A
- A
- A
Prof. Kozerawski: Europa wciąż działa „w białych rękawiczkach”, a Rosja zyskuje
„Jesteśmy w stanie wojny, tyle że hybrydowej” – ocenia prof. Dariusz Kozerawski z Katedry Bezpieczeństwa Narodowego Uniwersytetu Jagiellońskiego na antenie Radia Kraków, ostrzegając, że Europa wciąż się broni, zamiast budować przewagę. „Ciągle jesteśmy w defensywie” – mówi nasz gość. Odniósł się w ten sposób do koncepcji budowy muru antydronowego, kwestii zamrożonych rosyjskich aktywów i działań Donalda Trumpa.Europa wobec zagrożenia dronowego: mur czy „żelazna kopuła”?
Panie profesorze, szczyt w Kopenhadze pokazuje, że Europa widzi realne zagrożenie ze strony Rosji, zwłaszcza po ostatnich incydentach z dronami, które paraliżują europejskie lotniska. Co wynika z tej świadomości? Jakie płyną wnioski po Kopenhadze?
Przypomnę, że to był nieformalny szczyt, ponieważ nie mamy jeszcze oficjalnych dokumentów — te pojawią się za około dwa tygodnie. Szczyt wyraźnie pokazuje wolę, jeśli chodzi o Ursulę von der Leyen i kluczowe instytucje Unii Europejskiej, by skutecznie przeciwdziałać zagrożeniu dronowemu. Jest koncepcja, aby w ramach programu Straż Wschodniej Flanki stworzyć tzw. „mur dronowy” — użyję tego publicystycznego określenia. W praktyce chodzi o zaporę antydronową na wschodniej granicy Unii Europejskiej, tożsamej ze wschodnią flanką NATO. Zapora miałaby powstać do 2030 roku.
I jeśli pan redaktor pozwoli — do tej beczki miodu dorzucę łyżkę dziegciu. Koncepcja jest słuszna, korzystna dla Europy i bardzo potrzebna, ale media nierzadko przedstawiają tego typu ustalenia jako sukces, podczas gdy pełnej zgodności nie ma. Nie mówię tu o Viktorze Orbánie, który prowadzi politykę prorosyjską i sprzeciwia się wzmocnieniu bezpieczeństwa Europy względem Rosji. Chodzi o głównych graczy z najsilniejszym przemysłem zbrojeniowym: Francję i Niemcy. Proponują raczej stworzenie europejskiej „żelaznej kopuły” na wzór izraelskiego systemu obrony przeciwlotniczej, przeciwrakietowej i przeciwdronowej — zamiast muru dronowego na wschodniej granicy UE. Zatem pełnej zgodności nie ma. Koncepcja jest słuszna, ale termin dość odległy — 2030 rok. Pytanie: czy mamy tyle czasu? Widzimy coraz częstsze incydenty naruszające spokój — nie tylko przestrzeń powietrzną, ale i zasady funkcjonowania infrastruktury krytycznej. Dziś w nocy zostało zamknięte, de facto zablokowane przez drony— lotnisko w Monachium.
Zatrzymam się przy tym 2030 roku w odniesieniu do muru antydronowego. A w wypadku żelaznej kopuły dla całej Europy — jaka mogłaby być perspektywa?
Tego nie wiemy, ale ta perspektywa na pewno nie byłaby krótsza. Tu chodzi o interesy przemysłu zbrojeniowego i narodowe interesy mocarstw europejskich. Unia Europejska chce to scentralizować i zareagować na zagrożenie, które nie jest dla nikogo zagadką — płynie ze Wschodu, ze strony Federacji Rosyjskiej. Niedawno Władimir Putin wypowiadał się, że nie będzie już wysyłał dronów do Europy, „żeby Europejczycy spali spokojnie”. Myślę, że wszyscy mamy świadomość: im bardziej Putin i Rosja uspokajają, tym bardziej czujnym należy być i tym lepiej trzeba się przygotować na tego typu zagrożenia.
Aktywa rosyjskie i wojna hybrydowa w Europie
Jeszcze jedna łyżka dziegciu: widzimy, że Belgia nie pali się do wykorzystania rosyjskich aktywów znajdujących się w belgijskich bankach — w obawie przed Rosją?
Tak. Jest koncepcja, by te aktywa wykorzystać w dużo większej skali niż dotychczas. Na razie Ukraina korzysta z odsetek — to są dwa, trzy miliardy euro rocznie — a mówimy o kwotach znacznie większych. Część środków (choć nie wszystkie) jest zamrożona w belgijskich bankach. Nie dziwi więc, że Belgowie oczekują systemowego rozwiązania, w którym cała Unia i wszystkie państwa wezmą na siebie odpowiedzialność. Póki co premier Belgii słusznie wskazuje, że ciężar spadłby głównie na ten niewielki kraj.
Pomysł jest taki, by udzielać Ukrainie pożyczek w ramach emisji obligacji, a spłata następowałaby dopiero wtedy, gdy — po ewentualnym zakończeniu konfliktu — Rosja wypłaci reparacje wojenne. Taka jest koncepcja. Na razie nie ma poparcia i nie prognozowałbym, by pojawiło się szybko. Odsetki są wykorzystywane, ale główny kapitał — póki co — niekoniecznie, bo państwa się obawiają. Chcą działać zgodnie z prawem międzynarodowym. Mamy paradoks: Federacja Rosyjska łamie wszystkie zasady i akty prawne, dopuszcza się zbrodni wojennych, aktów ludobójstwa, a świat demokratyczny, wolny — „w białych rękawiczkach” — stara się nie dotykać rosyjskich aktywów, a jeśli już, to tylko zgodnie z prawem międzynarodowym, by później móc się tłumaczyć. Zostawiam to do refleksji: przy takim podejściu Federacja Rosyjska zyskuje, a my — jako Europa, jako zachodni, demokratyczny, wolny świat — ciągle jesteśmy w defensywie.
Mówił pan o tym, co wydarzyło się na lotnisku w Monachium ostatniej nocy. Co mają przynieść Rosji te drony nad europejskimi lotniskami? Przecież to jednoczy Europę wobec realnego rosyjskiego zagrożenia.
Zgadzamy się — to działa mobilizująco, integruje systemy. Widzimy to choćby w kontekście spotkania w Kopenhadze: kreowane są wspólne koncepcje i budowane wspólne zdolności. Na razie to deklaracje polityczne. Wojna trwa już blisko trzy i pół roku i wciąż mamy głównie deklaracje — działania praktyczne są powolne i nie budują realnych zdolności. Trzeba oddzielić propagandę sukcesu i sferę deklaracji od tego, co faktycznie mamy do dyspozycji.
Odpowiadając na pytanie: elementem trwającej od lat wojny hybrydowej prowadzonej przez Federację Rosyjską z Zachodem są nie tylko naruszenia granic UE i NATO — to, z czym mieliśmy do czynienia w Rumunii, Polsce, Estonii czy na Morzu Bałtyckim — ale przede wszystkim testowanie reakcji UE na zagrożenia infrastruktury krytycznej: międzynarodowe porty lotnicze, ważne obiekty militarne, gospodarcze, społeczne. Rosja stara się je rozpoznawać i sprawdzać, jak reagujemy.
Nie dalej jak kilka dni temu w Krakowie policja zatrzymała dwie osoby, które przedostały się na teren stacji wodociągowej i ją dokumentowały — nagrywały, monitorowały, oglądały. Policja je zatrzymała… i wypuściła, bo powiedzieli, że są turystami, którzy zabłądzili. Podobnie było z płetwonurkami w Zatoce Gdańskiej, którzy w nocy prowadzili rozpoznanie podwodne w rejonie naszej infrastruktury krytycznej. Gdy pogorszyła się pogoda, nasi ratownicy musieli ich wydobyć i uratować; policja ich wypuściła — jako turystów, tyle że podwodnych. Pokazuje to, jak wiele musimy jeszcze zrobić i jak bardzo trzeba szkolić nasze służby dyspozycyjne, by działały właściwie. Jesteśmy — jak mówi premier Tusk, i tu trzeba się zgodzić — w stanie wojny; na etapie konfliktu hybrydowego, który po prostu trwa.
USA: spotkanie Trumpa z generałami i możliwe skutki
Ostatnie wydarzenia — rosyjski kuter blisko polskiego gazociągu (mówił o tym wczoraj premier) czy odczepiony wagon na jednym z węzłów kolejowych — to dowód, że wojna hybrydowa będzie się nasilać, czy po prostu trwa z dużą intensywnością, a my częściej o niej słyszymy?
Myślę, że trwała i trwa. Jakie będą obszary aktywności? Niestety strona ofensywna — Federacja Rosyjska — wybiera obszary, obiekty i sposób działania. Po pierwsze, testuje naszą reakcję — Zachodu i państwa polskiego — a po drugie wzbudza niepokój i strach wśród społeczeństw na wschodniej flance NATO. Przykładów jest wiele. Pamiętamy przewożenie przez agentów GRU ładunków wybuchowych w puszkach, pożar wielkiej hali Marywilska w Warszawie — podłożony przez osoby działające na zlecenie rosyjskiego wywiadu. Tych incydentów jest wiele i będzie coraz więcej.
Jako państwo nie możemy być zaskoczeni — musimy być przygotowani. W krakowskim przykładzie z wodociągami nie możemy zachowywać się w ten sposób. Bardziej powinny nas interesować zlecenia, cele zleceniodawców i to, kto stoi za takimi działaniami, niż same osoby, które za kilka tysięcy euro realizują zadania sabotażowe czy rozpoznawcze.
Chciałbym jeszcze kilka minut poświęcić temu, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych — dotąd mówiliśmy o bezpieczeństwie Europy. Chodzi o spotkanie prezydenta Trumpa i szefa Pentagonu z generałami w bazie Quantico. Jak pan odbiera słowa o „końcu z facetami w sukienkach, brodami”, „końcu z inkluzywnością”?
Przede wszystkim to rzecz absolutnie bez precedensu, bardzo niebezpieczna — podkreśla to wielu amerykańskich ekspertów i byli generałowie. W XXI wieku, gdy Stany Zjednoczone mają interesy narodowe i bazy rozsiane po całym świecie, ściąganie najważniejszych dowódców w jedno miejsce niesie ogromne ryzyko i zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego.
Po drugie, chodziło o spektakl medialny — pokazanie, że prezydent Trump potrafi zdyscyplinować dowódców, „pogrozić palcem”. Przekaz był dyscyplinujący: albo będziecie wykonywać moje polecenia — „ja tu teraz rządzę” — albo pożegnacie się ze służbą. Tak to odczytuję. To był show dla społeczeństwa: „ze wszystkimi mogę wszystko — z generałami także”.
Merytorycznie: czasami mam wrażenie słowotoku, w którym występujący nie do końca wie, jak zakończy wystąpienie i co chce powiedzieć. Trump mówił, że armia USA będzie się głównie koncentrować na obronie ojczyzny. Co to znaczy? Że Siły Zbrojne Stanów Zjednoczonych skupią się na sprawach wewnętrznych, a rola globalna nie będzie priorytetem. Co ważne, padły słowa sugerujące, że prezydent i jego administracja — jak to już czynili w ostatnich miesiącach — będą chcieli wykorzystywać armię do zaprowadzania porządku wewnątrz państwa. To nie jest proste i nie musi spotkać się z poparciem społeczeństwa.
Sytuacja bezprecedensowa: teatrum medialne, próba zdyscyplinowania i „ustawienia” dowódców, wywołanie efektu mrożącego. Jeśli grozi się palcem generałom cztero-, trzy-, dwugwiazdkowym, to działa to na całą armię — oficerów, podoficerów, żołnierzy niższych stopni. Skoro wobec nich prezydent postępuje w ten sposób, to wobec niższych stopniem może jeszcze bardziej. Nacisk na kwestie amerykańskie i wewnętrzne — Trump tego nie ukrywa — odczytuję jako błąd strategiczny. W relacjach międzynarodowych nie ma próżni. Przestrzeń bezpieczeństwa, którą Amerykanie zostawią, wycofując się lub będąc bierni, natychmiast wypełnią Chiny, Federacja Rosyjska lub inne mocarstwa regionalne — zgodnie ze swoimi interesami.
Komentarze (0)
Najnowsze
-
18:26
Ptaszkowa Zbiórka Nikoli Wozniak
-
18:08
Wypadek motocyklisty w Krakowie. Lądował śmigłowiec LPR
-
17:01
W Tatrach będzie wiał halny. Apel do turystów
-
15:27
Ubezpieczenie AC – jak działa ochrona Twojego samochodu od uszkodzeń, zniszczeń i kradzieży?
-
14:05
Przełamanie Widzewa w Niecieczy. Bruk-Bet całkowicie rozbity
-
13:56
Trzebińska rafineria ma 130 lat. Z tej okazji powstaje wyjątkowy mural
-
12:52
Co najbardziej irytuje pasażerów w krakowskim MPK? Przewoźnik reaguje
-
12:23
Muzeum Krakowa szuka pamiątek dotyczących Swoszowic
-
12:05
Elżbieta Wichrowska-Janikowska: Boliwia - ziemia bogini Pachamamy
-
11:36
Dobre warunki na beskidzkich szlakach. W wyższych partiach Babiej Góry jest ślisko
-
11:15
Polki wykonują mammografię dwa razy rzadziej niż średnia UE
-
10:39
Podłęże-Piekiełko: prace przy tunelach pod Pisarzową idą zgodnie z planem