Po wyborach w Czechach polityczna mapa Europy Środkowej znów się przetasowała. W Pradze zwyciężyła partia ANO Andreja Babiša, a komentatorzy zastanawiają się, czy Czechy pójdą śladem Słowacji Roberta Ficy i Węgier Viktora Orbána. W poniedziałkowym programie „O Tym Się Mówi” gościem Radia Kraków był Łukasz Grzesiczak, dziennikarz i znawca polityki Czech i Słowacji, który na co dzień mieszka w Pradze.
Babiš nie jest Fico ani Orbánem — ale jego partnerzy mogą być problemem
Andrej Babiš wygrał wybory w Czechach zgodnie z oczekiwaniami, ale to, z kim będzie rządzić, jest dziś najważniejszym pytaniem. Łukasz Grzesiczak zwraca uwagę, że były premier i miliarder szuka większości wśród partii antysystemowych, co budzi zaniepokojenie w Pradze i Brukseli.
Partie, z którymi Babiš chciałby współpracować, to między innymi SPD Tomia Okamury. To ugrupowanie od lat ma w swoim programie referendum w sprawie wyjścia Czech z Unii Europejskiej i sprzeciw wobec członkostwa w NATO
- wyjaśnia. Drugim potencjalnym partnerem jest nowe, również eurosceptyczne ugrupowanie Kierowcy.
Mimo tego Grzesiczak tonuje nastroje:
Babiš nie ma tak radykalnych poglądów jak jego potencjalni koalicjanci. Jest przede wszystkim pragmatykiem, który potrafi rozmawiać z każdym, by osiągnąć cel.
Babiš jest politykiem bardzo doświadczonym, to były premier i wicepremier. To miliarder i człowiek biznesu. Jego majątek szacowany jest na 136 mld koron, czyli ok. 26 mld złotych. To człowiek z ogromnym doświadczeniem w negocjacjach, który potrafi stawiać na swoim. Polityk chce stworzyć najprawdopodobniej mniejszościowy rząd pod swoim przewodnictwem przy cichym poparciu obu skrajnych ugrupowań. Niewtulanie pozwoli, żeby wskazały one niezależnych ekspertów.
Czeski eurosceptycyzm – narzekanie z przywiązania
Czesi od lat należą do najbardziej eurosceptycznych społeczeństw w Unii. Jednak - jak podkreśla Grzesiczak - to bardziej emocjonalna postawa niż realny sprzeciw wobec wspólnoty.
Czesi są dumni z tego, że są Czechami, dobrze czują się we własnym kraju. Lubią ponarzekać na Brukselę, ale w ewentualnym referendum większość opowiedziałaby się za pozostaniem w Unii
- tłumaczy.
W kampanii wyborczej dominowały jednak hasła krytyczne wobec Zielonego Ładu i unijnej polityki klimatycznej.
Słyszeliśmy argumenty, że Unia chce zakazać samochodów spalinowych i że przez szaleństwo z Brukseli Europa przestaje być konkurencyjna. To retoryka dobrze znana także z polskiej debaty publicznej
- zauważa dziennikarz.
Trzeba jednak pamiętać, że sondaże pokazują, że w ewentualnym referendum Czesi zagłosowaliby za pozostaniem w UE.
Ukraina w kampanii. „Czeskie sprawy przede wszystkim”
Czy Czechy mogą dołączyć do prorosyjskiego kursu Ficy i Orbána?
To zależy od tego, jak patrzymy na samego Babiša. On jest populistą i pragmatykiem, który potrafi obiecać wszystko każdemu
- odpowiada Grzesiczak.
W kampanii Babiš mówił do wyborców językiem, który mocno przypominał populistyczne slogany z regionu: Najważniejsze są czeskie sprawy - czeskie szpitale, autostrady i ceny energii, a nie wysyłanie broni na Ukrainę.
Jego elektorat to w dużej mierze starsi wyborcy, zmęczeni wzrostem cen i wojną, która w ich oczach trwa za długo
- komentuje Grzesiczak.
Jego zdaniem trudno sobie jednak wyobrazić, by przyszły rząd Czech blokował unijną pomoc dla Ukrainy. Ale retoryka Babiša może napędzać antyukraińskie nastroje, które w czeskim społeczeństwie stają się coraz bardziej widoczne.
Zmęczenie, populizm i bunt przeciw elitom
Prorosyjski dryf regionu Grzesiczak tłumaczy połączeniem zmęczenia społeczeństw wojną, rosnącymi kosztami życia i nieufnością wobec elit.
Partie rządzące w Europie Środkowej - Fico, Orbán, a teraz Babiš - doszły do władzy krytykując liberalne elity. Wykorzystują gniew prowincji wobec ‘brukselskich kawiarni’, czyli ludzi, którzy rzekomo nie rozumieją codziennych problemów zwykłych wyborców.
To - jego zdaniem - tłumaczy, dlaczego w regionie, który przez dekady chciał uciec od rosyjskiego wpływu, dziś odżywają prorosyjskie sympatie.
To paradoks i pewien rechot historii. Kraje, które jeszcze niedawno były w orbicie Moskwy, dziś flirtują z retoryką, która osłabia Zachód i sprzyja Kremlowi
- podsumowuje Grzesiczak.