Rozmowa Sylwii Paszkowskiej z gośćmi programu "Przed hejnałem"

 

Sylwia Paszkowska: Zajmujecie się państwo pomocą dzieciom chodzącym do szkół w Nairobi i w Nepalu. Jak to się zaczęło? Trafili państwo do wiosek i zdecydowali się pomagać?

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: Przypadek sprawił, że znaleźliśmy się w wiosce u stóp Anapurny i w mieszczącej się tam szkole w dzień ósmych urodzin naszej córki. Ponieważ dzieci z tej szkoły urządziły jej przyjęcie, wywróciło nam to cały plan wyprawy i musieliśmy tam zostać. Po powrocie z wycieczki nie mogliśmy o tych dzieciakach zapomnieć. Absolutnie zadziałał impuls emocji, możliwość poznania ich, bycia z nimi dłużej zrodził chęć wsparcia. Niewiele potrzeba, żeby im naprawdę pomóc. Najpierw chcieliśmy zorganizować jakąś krótką, jednorazową akcję wspierającą a później przerodziło się to w bardziej zorganizowane działanie.

 

Sylwia Paszkowska: Ile dzieci tam się uczy?

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: W szkole u stóp Anapurny, w miejscowości Dżarkot jest w tej chwili 26 dzieci.

 

Sylwia Paszkowska: A jak było z „Fundacją Razem-Pamoja”

 

Bartosz Przybył-Ołowski: Nazwa, której pani użyła, opowiada o istocie tej fundacji. Pomoc staramy się kierować do uczniów, mówiących po polsku, jak i do uczniów mówiących w suahili i w różnych innych językach, którymi mówi się w Kenii. 50% działań kierujemy jako wsparcie uczniów kenijskich.

 

Sylwia Paszkowska: Jak to było w pana przypadku?

 

Bartosz Przybył-Ołowski: To nie był wyjazd prywatny. Moi, byli uczniowie pracowali tam dla jednej z fundacji i poprosili mnie o pomoc. Najpierw trafiłem do polskich szkół. Wiele lat uczyłem filozofii i zauważyłem, że polscy uczniowie znakomicie reagują na dydaktyczny dyskurs. Są zainteresowani myśleniem, rozmową, nie tylko w obrębie samych siebie, ale również w odniesieniu do przyjaciół, którzy są trochę dalej od nich. W moim rozumieniu, dydaktyka jest wtedy dobra, kiedy daje możliwość odejścia, widzenia siebie z dalszej odległości. I pomyślałem sobie, że można by pomyśleć o uczeniu filozofii w bardziej nowoczesny sposób. Kiedy znalazłem się po raz pierwszy w Nairobi, zacząłem tam bardzo szybko prowadzić warsztaty. Uczyłem tam filozofii tak, jak umiałem. Podobne rzeczy zacząłem robić, kiedy wróciłem z moimi uczniami. Zaczęły powstawać różne projekty, których istota polega na tym, że one łączą nauczycieli i uczniów z Nairobi i polskich szkół. To przejawiało się w różnych działaniach: w budowaniu murali, w pisaniu wspólnie książek, w budowaniu wystaw. To nie jest klasyczna pomoc. Teoretycznie próbujemy łączyć społeczności, ale beneficjentem tej pomocy jest w znacznej mierze polska strona.

 

Sylwia Paszkowska: Dlaczego Polacy chętnie angażują się w pomoc innym, będącym daleko?

 

dr Adriana Paliwoda-Matiolańska: Działa tu aspekt kulturowy. Mamy tradycję katolicką a poza tym to jest też trochę spłacanie długu wdzięczności. W minionym systemie otrzymywaliśmy taką pomoc z Zachodu. No a poza tym, to jest czysta wrażliwość. Każdy, kto pojedzie do takich krajów i spotka się z otoczeniem, zdaje sobie sprawę z tego, że i Polska przeszła dość długą transformację.

 

Sylwia Paszkowska: Mówienie, że Polacy lubią pomagać, jest trochę na wyrost. Według badań, blisko połowa osób, które mogłyby oddawać 1% na fundacje nie robi tego.

 

dr Adriana Paliwoda-Matiolańska: W 2013 roku 44% Polaków oddało 1% podatku. To nie jest jakaś olbrzymia dynamika. To jest raczej tendencja rosnąca. Jeśli chodzi o bycie aktywnym zaangażowanie w fundacjach, wolontariat, tutaj notowania mamy bardzo słabe. Tylko 14% angażuje się w stały wolontariat i jedynie 18% deklaruje, że kiedykolwiek uczestniczyło w jakichkolwiek akcjach, stowarzyszeniach. W to są wliczane nawet spółdzielnie mieszkaniowe. Jesteśmy raczej bierni.

 

Sylwia Paszkowska: Nikt nas tego nie uczy, nikt nam w szkole tego nie mówi, że warto.

 

dr Adriana Paliwoda-Matiolańska: No niestety. Młodzież nie jest uczona zespołowości, pracy w grupach. Jest bardzo niski poziom kapitału społecznego i wzajemnego zaufania. Ponad 50% Polaków nie ufa sobie nawzajem. 72% liczy wyłącznie na siebie i na swoją rodzinę. W szkołach nie buduje się świadomości pracy zespołowej, działania w grupie, co jest o niezwykle ważne. Weźmy na przykład nagrody Nobla z fizyki czy chemii. Tam pojawia się problem kogo nagrodzić. Bo w projekcie biorą udział całe zespoły a trzy osoby, które można nagrodzić to jest zdecydowanie za mało. We współczesnym świecie nie da się niczego osiągnąć bez działania w zespole. Jak dowiedli naukowcy na podstawie badań wśród szympansów, działanie w grupie jest niezbędne do życia społecznego. Altruizm jest niezbędny do przetrwania. Nie damy sobie rady, jeżeli nie będziemy sobie pomagać.

 

Sylwia Paszkowska: Skąd w was wziął się ten gen altruizmu, Ta potrzeba pomagania? Nikt was z tego w szkole nie uczył.

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: Ja bym z tym altruizmem nie przesadzała. To jest po prostu impuls. Człowiek widzi, że przy pomocy tego co już wie, może stosunkowo niewielkim kosztem, bo jednak działamy w obszarze krajów, które są krajami zacofanymi, w których dolar ciągle coś znaczy, że stosunkowo niewiele trzeba, żeby komuś zmienić życie. Ja, podobnie jak mój współrozmówca, uważam, że wielki sens mają działania małe, adresowane do konkretnej, jednej grupy, jednej wioski, jednej szkoły, jednego regionu. Wtedy możemy weryfikować tą pomoc. Czy ona idzie w takim kierunku, jak my sobie wyobrażamy. Nie nazywałabym tego altruizmem. W naszym przypadku to nie jest pomoc humanitarna, tylko pomoc humanistyczna. To znaczy, mam pełną świadomość, że dzieci z tego rejonu świata mają swoje imponujące korzenie kulturowe i mają swoje dziedzictwo. Jedyny problem jest taki, że one w tej chwili zmagają się z biedą i zacofaniem, ale one wcale nie są gorsze od naszych dzieci a czasami reprezentują osiągnięcia bardziej imponujące. Naszym zadaniem, świata, który jest teraz w trochę lepszej kondycji, jest pomóc im przetrwać i zachować tożsamość kulturową. Wcale nie byłoby dobrze, gdybyśmy wszyscy byli tacy sami. Nie ratujemy dzieci i z głodu. My jesteśmy mali. Nam przyświeca cel humanistyczny.

 

Sylwia Paszkowska: Łatwo jest zorganizować jednorazową akcję. Zebrać środki, pojechać na miejsce. Znacznie trudniej jest wypracować rozwiązania systemowe i utrzymać ten sam ogień, który zapala się w momencie impulsu.

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: To jest bardzo trudne, ale na szczęście działa tu mechanizm dwustronny. Bardzo często się zastanawiam, kto bardziej zyskuje na tej działalności: oni tam, czy my tutaj. Dzięki temu możemy poznawać wspaniałych ludzi, realizować projekty i to pomaga utrzymać to zobowiązanie. W tej chwili, mając dziewięciu stypendystów w szkołach, nawet jak nam się trochę noga powinie i mamy trudną sytuacje finansową, absolutnie nie mogę się wycofać. Nie powiem im, sorry chłopaki i dziewczyny za rok może wrócicie. Nie. Trzeba utrzymać i sprawić, aby oni tę szkołę mogli kończyć.

 

Sylwia Paszkowska: A jak to jest w Nairobi?

 

Bartosz Przybył-Ołowski: Jest bardzo podobnie. Może tylko odniosę się do spraw fundamentalnych dla tej dyskusji. Na pewno nie jest to sytuacja altruistyczna. Ja bym nazwał ją pragmatyczną, zdając sobie sprawę, w jakim miejscu jesteśmy i z jakimi miejscami współpracujemy. W naszym, przypadku są to slumsy w Nairobi. Mam silne wrażenie, cokolwiek robimy tutaj, robimy w równym stopniu dla siebie jak i dla nich. Jedyna rzecz, jaką można tam zrobić to jest działać, dzielić się i poznawać.

 

Sylwia Paszkowska: Dlaczego tam a nie tu? Dlaczego nie polska, mała szkółka w ubogiej wsi, tylko szkoła u stóp Anapurny?

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: Można odpowiedzieć przewrotnie: A dlaczego nie szkoła u stóp Anapurny? W Polsce każdy ma dostęp do edukacji. Mam świadomość, że w Polsce wielu ludzi cierpi na niedostatek. Ale częstokroć przyczyny tego niedostatku są bardziej subiektywne niż obiektywne. Oczywiście należy wspierać, pomagać. My, jako obywatele, raz na cztery lata, mamy głos, żeby decydować o tym, jak ten kraj będzie się rozwijał. Jak będzie radził sobie z niedostatkiem i z biedą. Kraje, takie jak Nepal, takiej możliwości nie maja. I długo jeszcze mieć nie będą.

 

Sylwia Paszkowska: Dlaczego Afryka a nie Polska?

 

Bartosz Przybył-Ołowski: Nie potrafię dzielić ludzi. Żyjemy na jednej planecie To naprawdę nie ma większego znaczenia, w jakim miejscu świata oni żyją. Ludzie się nie dzielą. Fundamentalnie są tacy sami. To wszystko jedno komu pomagamy. Nie ma znaczenia czy pomagamy naszemu sąsiadowi, czy komuś, kto jest naszym sąsiadem, tylko mieszka osiem tysięcy mil od nas.

 

Sylwia Paszkowska: Statystyki pokazują, że fundacje koncentrują się jednak na naszym, polskim, podwórku.

 

dr Adriana Paliwoda-Matiolańska: Tak i zdecydowanie bardziej koncentrują się na dzieciach. Można pomagać tu i można pomagać w Nepalu. To nie jest pomoc wzajemnie wykluczająca się. Każdy ma prawo sam określić co jest dla niego ważne i w jakiej dziedzinie chciałby się realizować i pomagać.

 

Sylwia Paszkowska: Po co pomagamy? Pytali się państwo siebie?

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: Po prostu. Chyba z jakiejś troski. To brzmi troszkę egzaltowanie, ale nie mam takiej intencji, z troski o wzajemne relacje i społeczność w jakiej żyjemy. Wciąż podkreślam tę wzajemność. To nie tak, że my m pomagamy i potem siedzimy tacy zadowoleni, że pomogliśmy i na pewno pójdziemy do nieba. To w ten sposób nie działa. To jest po prostu wzajemność. Jeżeli jest tu działanie promujące jakieś postawy, to właśnie promujące poczucie wspólnoty: że jesteśmy ludźmi, że coś w tym świecie się dzieje, dobre i złe rzeczy i mamy na to jakiś maleńki wpływ. Poza tym, mam jeszcze racjonalny argument na to, dlaczego pomagamy tam a nie tu. To wynika z tego, że takie malutkie organizacje mogą na siebie wziąć małe zadania. Nie operuję w sferze dużych projektów, bo nigdy nie dałabym rady. Tam widzę, efekt, mogę go sprawdzić.

 

Sylwia Paszkowska: Pomaga pani w edukacji ponadpodstawowej?

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: Fundujemy stypendia dla dzieci, które skończyły szkołę podstawową i chcą uczyć się dalej, a które na to kompletnie nie mają szans.

 

Sylwia Paszkowska: Wśród podopiecznych są studenci medycyny tybetańskiej.

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: Mam pięciu stypendystów w zakresie medycyny tybetańskiej, w instytucie w Katmandu. W dobrym miejscu się uczą. Potem pojadą na studia do Dharamsali. Mam dwóch malarzy tanek. Tanki to są tybetańskie proporce modlitewne. Mam też dwójkę gimnazjalistów, z którymi jeszcze nie wiadomo co będzie. Mam nadzieję, że będzie dobrze.

 

Sylwia Paszkowska: Ci uczniowie uczą się i tam studiują, nie po to, żeby wyjechać ze swojego kraju, ze swojej wioski, tylko po to, żeby poprawiać życie tam na miejscu.

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: Ja się często spotykam z pytaniem: Macie już maturzystów? Już ich wysyłacie? Macie jakiegoś inżyniera? Ja mówię: „No właśnie nie mamy. Mamy przyszłych lekarzy medycyny tybetańskiej”. I mi się to bardzo podoba, że ich zainteresowania idą w tamtym kierunku. Po pierwsze to jest zawód, który da im pracę, bo jest tam szanowany. Po drugie, jest osadzony w ich ekonomicznej strukturze. Tam nie bardzo w tej chwili jest praca dla inżynierów. Dlatego nie narzucam im tego, czego mają się uczyć.

 

Sylwia Paszkowska: Jutro w Bunkrze Sztuki zostanie otwarta wystawa „Kombucha”?

 

Bartosz Przybył-Ołowski: Tę wystawę bunkier sztuki organizuje wspólnie z Fundacją Razem-Pamoja. Artyści spoza głównego nurtu z Krakowa oraz z Nairobi zbudowali dużą wystawę na parterze Bunkra. Ta wystawa pokazuje konieczność łączenia tego co jest ważne, jest kreacją, działaniem, poznawaniem. Będzie tam można zobaczyć to, o czym rozmawiamy dzisiaj, tę jedność. Ludzie są naprawdę tacy sami. O tym będzie ta wystawa. Zobaczymy czternaście obiektów przywiezionych z Nairobi i dwadzieścia kilka przywiezionych z różnych dzielnic Krakowa. Założę się z państwem, że teza, którą stawiamy – jedność a nie różność – zostanie udowodniona na wystawie „Kombucha”.

 

Magdalena Gołębiowska-Śmiałek: Chciałabym dodać jeszcze, że żyjemy w różnych przestrzeniach kulturowych i warto też zabiegać o to, aby ta różnorodność kulturowa mogła przetrwać.