To klasyczny, rasowy fejk. W dodatku taki, który wykoleił się już na pierwszej zwrotnicy, choć w internecie pędzi jak szalony. Polska granica jest szczelna, a nasi pogranicznicy nigdzie się nie wybierają.
Skąd jednak wzięło się to całe zamieszanie? Rzeczywiście w internecie zagrzmiało. Popularni youtuberzy i komentatorzy zaczęli alarmować, że rząd ukrywa przed nami autostradę do Polski i że pociągi będą wjeżdżać bez kontroli. Jako dowód pokazali wpisy premier Ukrainy Julii Swyrydenko. Tu dochodzimy do sedna, czyli do umiejętności czytania ze zrozumieniem. Premier Ukrainy faktycznie ogłosiła zmiany, ale po stronie ukraińskiej. Ukraińcy chcą usprawnić podróż i planują, żeby ich służby sprawdzały paszporty w trakcie jazdy, a nie w trakcie postoju.
To trochę tak, jakby twój sąsiad postanowił wiązać buty w windzie, żeby zaoszczędzić czas. Czy to oznacza, że ty przestaniesz zamykać drzwi do swojego mieszkania? Nie. Nasze Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Straży Graniczna postawiły sprawę jasno. U nas nie zmienia się nic. Pociąg wjeżdża do Polski, zatrzymuje się, wchodzą polscy funkcjonariusze, sprawdzają dokumenty, kontrolują bagaże i weryfikują bazy danych. Dopiero jak strażnik powie, że jest ok, pociąg jedzie dalej.
Nie ma żadnej tajnej umowy o wpuszczeniu bez kontroli. Cała ta historia została dodatkowo doprawiona strachem przed przestępczością. W tych wiralowych wpisach czytamy, że to spisek, żeby wpuszczać do nas kryminalistów. Tymczasem policyjne statystyki są nudne i brutalne dla takich teorii spiskowych.
Podsumowując, nie dajmy się wkręcić. To, że Ukraina chce szybciej odprawić ludzi u siebie, nie oznacza, że Polska otwiera szlabany na oścież. Pociągi zatrzymują się na granicy, a my zwolnijmy z udostępnianiem niesprawdzonych newsów.