Do przedsiębiorców z Krynicy-Zdroju z branży HoReCa trafiło pięć dotacji z KPO. Czy ma pan jakiekolwiek wątpliwości co do celowości tej pomocy? Pieniądze w Krynicy poszły m.in. na wypożyczalnie rowerów elektrycznych i zakład rehabilitacji.
- Nie znam tych wniosków, ale jak to wszystko ma służyć rozwojowi branży, nigdy nie będę tego kwestionował.
Jako burmistrz Krynicy, przecież gminy uzdrowiskowej, ma pan jakiekolwiek wątpliwości związane z dotacjami, choćby na zakup żaglówek, czy na rozbudowę jacuzzi?
- Nie mnie to oceniać. Sprawa wątpliwości budzi, ale musiałbym znać szczegóły naborowe, uzasadnienia i rozstrzygnięć. Za mało wiem, żeby komentować i wydawać oceny.
Od kilku dni wszyscy o tym dyskutują. Na co mieliby otrzymywać pieniądze przedsiębiorcy z branży HoReCa?
- Wydaje się, że na poszerzenie działalności i inwestycje. Trzeba nadążać za trendami. Środki muszą iść na coś, żeby ruch turystyczny się zwiększył.
Te przypadki najgłośniejsze sprawią, że ruch turystyczny się zwiększy czy nie?
- Wydaje się, że jak coś jest przeznaczone na inwestycje, niech służy rozwojowi przedsiębiorstwa. Za mało wiem, żeby komentować. Znam tylko informacje medialne. Jak to ma służyć branży i turystom, powinno być ok.
Z Krynicy płyną opinie, że pod względem obecności turystów to jest najgorszy sezon od roku 2020. Nawet są głosy krynickich hotelarzy, które zresztą powtarza szef Krynickiej Izby Turystycznej, że potrzebna byłaby pomoc państwa w postaci bonów turystycznych. Nie obawia się pan, że po awanturze wokół KPO branża HoReCa szybko żadnego nowego wsparcia nie dostanie?
- Zdementuję, że to najgorszy miesiąc. Mam wyliczenia od 1 lipca do 5 sierpnia i od 5 lipca do 5 sierpnia, bo tak się odprowadza opłata uzdrowiskowa. Wpływy z tej opłaty, czyli od ilości pobranych noclegów, są wyższe niż w roku poprzednim. Wypowiedzi przedstawiciela organizacji turystycznej nie były sprawdzone. Po pandemii bon turystyczny pomógł rozruszać turystykę. Jakby on działał, byłoby to wskazane. Jestem za tym, żeby to wróciło. Skorzystać z tego mogą rodziny. Może to też być bon senioralny. Jak to poprawi turystykę, trzeba się nad tym pochylić. Dementuję informację o tragedii w lipcu. Jest więcej apartamentów, mieszkań na wynajem. To jednak legalne działalności, opłata uzdrowiskowa jest odprowadzana. Nasze dane nie potwierdzają, że to najgorszy lipiec od pandemii.
Część polityków krytykuje dotacje z KPO przyznawane branży HoReCa. Z drugiej strony przedstawiciele branży z Krynicy mówią o potrzebie pomocy w postaci bonu turystycznego. Czy jedna sprawa nie zaszkodzi drugiej?
- Oczywiście jak jest zamieszanie wokół tematu wszyscy są ostrożni. Bon turystyczny kiedyś już był, było to finansowane przez państwo. Nie łączyłbym tych spraw. KPO to środki unijne na inwestycje, bon turystyczny to wydatek bieżący na pobyt wakacyjny. On kiedyś już zresztą funkcjonował.
Jest jakakolwiek odpowiedź na te apele dotyczące bonu? Czy to na razie hotelarze w Krynicy, Izba Turystyczna głośno o tym mówią, natomiast żadnych rozmów, żadnej odpowiedzi nie było?
- Adresatem takiego postulatu jest Ministerstwo Sportu i Turystyki. Pada to w dyskusjach. Nie jest to jednak tylko problem w Krynicy. Hotelarze z całej Polski byliby pewnie za.
Były też takie informacje, że obłożenie w tym sezonie spadło poniżej 50% w Krynicy w lipcu. Było tak rzeczywiście, czy nie do końca sprawdzone były te informacje?
- Ja nie wykluczam, że są jednostkowe przypadki, że ktoś ma mniejszy ruch. Generalnie jest jednak lepiej. Rozmawialiśmy z branżą, obłożenie mieli 60-90%. Pewnie ktoś ma ciężko, ale pytanie dlaczego. Może pensjonat ma kłopoty, zły marketing. Generalizowanie problemu nie jest dobre. Branża zrobiła Krynicy niedźwiedzią przysługę. Tak nie jest. Patrząc na liczbę gości w Krynicy, uzdrowisko żyje. Jest wiele atrakcji. U nas ludzie lubią przebywać.
Festiwal Kiepury, który potrwa jeszcze parę dni, zmienia zupełnie te statystyki?
- Oczywiście Festiwal trwa 8 dni, to wielka impreza w Krynicy. Koncerty wieczorne są zapełnione, w amfiteatrze podobnie. Jest wiele osób, kuracjuszy. Zawsze może być lepiej, ale cieszymy się. Nie jesteśmy w kryzysie. Prasa ogólnopolska to podchwyciła, ale w Krynicy nie ma katastrofy turystycznej.
Jakie mogą być wpływy z opłaty uzdrowiskowej za rok 2025 w porównaniu do 2024? Oczywiście mówimy o szacunkach, no ale czego się pan spodziewa?
- Staram się bazować na dokumentach i wpływach z opłaty uzdrowiskowej. Rok temu, przed końcem lipca to było mniej więcej 4 miliony 900 tysięcy, obecnie to jest 5 milionów 200 tysięcy. Cały rok poprzedni skończył się kwotą niecałych 9 milionów 300 tysięcy. Mam nadzieję, że przekroczymy 9,5 miliona złotych i ten rok mimo wszystko będzie lepszy od poprzedniego.
Gminy górskie - w tym Zakopane, Kościelisko - apelują do rządu o wprowadzenie opłaty turystycznej. O tym też mówi Kraków. Opłaty, która umożliwiłaby gminom pobieranie opłaty turystycznej. Podpisałby się pan pod takim apelem, mimo że akurat Krynica pobiera opłatę uzdrowiskową? Czy inni też mogliby pobierać, nie tylko gminy uzdrowiskowe, opłaty za to, że ktoś przyjeżdża i wypoczywa?
- Jestem za tym, żeby oddzielić uzdrowiska. Uzdrowiska mają przywilej, ale też wielkie inwestycje. To choćby park zdrojowy, komunikacja. Nie jestem przeciwny opłacie turystycznej. Ona obwiązuje na całym świecie. Opłaty uzdrowiskowe powinny być jednak obok, jako odrębna funkcja dla miejscowości, które nie posiadają statusu uzdrowiska, a chcą takie opłaty pobierać. Jest to coś, co jest praktykowane powszechnie, także nie mam w tym kłopotu. Natomiast nie chciałbym, żeby doszło do sytuacji, że opłata turystyczna nagle w Krynicy-Zdroju wypchnie opłatę uzdrowiskową. To są jednak dwie różne rzeczy.
Czyli tam, gdzie jest opłata uzdrowiskowa, powinna obowiązywać opłata uzdrowiskowa, a w pozostałych gminach, jeśli chcą tego włodarze, oczywiście to wprowadzają sobie opłatę turystyczną?
- To się wydaje optymalne rozwiązanie.
Ludowcy zapowiadają projekt ustawy znoszącej kadencyjność w samorządach. Dotyczyłoby wójtów, burmistrzów i prezydentów to nowe rozwiązanie. Pan nie jest Ludowcem, ale czy należy pan do tych lobbystów wspierających takie rozwiązanie? Trwa druga i ostatnia pana kadencja w Krynicy.
- Lobbysta to za dużo powiedziane. Uważam, że zawsze ostatni głos powinien należeć do wyborców. Za chwilę będziemy uchwalać miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla miasta Krynica-Zdrój. W ciągu kilku lat wielomilionowe inwestycje się rozpoczną w Krynicy. Chciałbym kontynuować swoją pracę, ale jak ustawa się utrzyma, nie obrażę się. Głos powinien jednak należeć do wyborców. Patrząc na powiat nowosądecki, to czy wybory 2018, czy 2024, wymienia się 5-6 włodarzy. Rotacja jest. Są gminy, gdzie włodarz jest dłużej, ale zabetonowanie jest mityczne.
Jeden z polityków Prawa i Sprawiedliwości mówił mi, że jeszcze przed wyborami wówczas kandydat na prezydenta Karol Nawrocki przekonywał, że podpisałby taką ustawę. Jak silne jest lobby samorządowców, które chciałoby tej zmiany dotyczącej kadencyjności? Do tych lobbystów również należą przedstawiciele Prawa i Sprawiedliwości? Myślenice, Wadowice - zna pan na pewno tych burmistrzów.
- To przekonanie nie jest uzależnione od barw politycznych. Są to rzeczy indywidualne. Jestem za tym, żeby dwukadencyjności nie było. Włodarzy powinni oceniać wyborcy. To najlepszy wskaźnik. Zostało to wprowadzone, w zamian wydłużono kadencję, ale procedury są takie, że pracujemy 6 lat i jesteśmy w trakcie wielu inwestycji. Nie jest to do końca w porządku.
Dwukadencyjność wprowadził rząd Prawa i Sprawiedliwości. Zna pan osobiście samorządowców z Prawa i Sprawiedliwości, którzy chcieliby zniesienia dwukadencyjności?
- Nie miałem okazji rozmawiać z członkami PiS o tym, ale postulat zniesienia nie jest uzależniony od partii. Każdy włodarz wie, ile pracy w to wkłada. Ktoś by chciał mieć możliwość kontynuacji, a ona mu nie będzie dana. Natomiast tak jak mówię, na dziś wiemy, że to jest ostatnia kadencja. Mam nadzieję, że ktoś się nad tym pochyli i poważnie to przemyśli.