- Czy szkolne grupy rodzicielskie to nowe zjawisko?
To nie jest nowe zjawisko, bo rodzice zawsze komunikowali się w sprawach szkolnych. Nowe technologie dały nam to, że jesteśmy w tych grupach nieustająco. Nie spotykamy się tylko na zebraniach szkolnych, ale mamy szkołę cały czas w ręce i w kieszeni. To jest zbawienne, ale z drugiej strony daje poczucie, że musimy być ciągle na bieżąco.
- Dostajemy codziennie mnóstwo wiadomości. Piszą je rodzice, czyli głównie matki?
Matki są bardziej aktywne, bo mamy taki porządek społeczny, że to one są odpowiedzialne za edukację dzieci, za sferę domową. Mężczyźni są bardziej aktywni w sferze publicznej. Przestrzenią, którą zawłaszczyły sobie kobiety, jest przestrzeń domowa i szkolna, i czasami tatusiowie nie są z tego powodu zadowoleni. Moje doświadczenia są takie, że panowie na tych grupach są bardziej konkretni, ale dyskusje są bardziej sfeminizowane. Mówimy o takim zjawisku jak macierzyństwo jako projekt. Gdy rodzice wchodzą w fazę zarządzania projektem "dziecko", to ta grupa służy do efektywnego zarządzania projektem, a więc weryfikacja informacji, sprawdzanie zadań, zdobywanie zeszytów i ta arena realizacji projektu podlega takim prawom jak nasze zawodowe projekty.
- Dlaczego, pomimo potrzeby komunikowania się, narzekamy na grupy rodzicielskie, nazywając je grupami śmierci?
Narzekamy chyba w ogóle na nadmiar informacji. Musimy nauczyć się je selekcjonować. To jest kwestia nasycenia się informacjami. Natomiast te grupy zasysają dużo bardziej, bo nam na tym zależy, gdyż przedmiotem dyskusji jest nasze dziecko - projekt. Rodzice czują się w obowiązku do tego, żeby wszystko śledzić, żeby się angażować.
- Jak można sklasyfikować uczestników tych dyskusji?
Zachowania, które obserwujemy na tych grupach można nazwać laboratorium relacji społecznych, bo tam są te same osoby, które spotykamy na innych grupach i w innych przestrzeniach, nawet poza cyfrowych. Mamy aktywistów, którzy będą parli do tego, by informacje były przekazywane na bieżąco. Mamy biernych rodziców, którzy może je czytają albo w ogóle. Mamy rodziców, którzy próbują dowiadywać się, negocjować, moderować. Mamy także rodziców, którzy są bardzo zaangażowani, czasami bardziej niż ich dzieci.