„To było świetne spotkanie. Rozmawialiśmy o wielu sprawach, zbliżamy się do celu - to słowa Donalda Trumpa po wczorajszej kilkugodzinnej rozmowie z Wołodymirem Zełeńskim, delegacją Ukrainy, a także po telekonferencji z głowami państw Unii Europejskiej. Pana zdaniem rzeczywiście jest szansa, że ten cel, czyli pokój na Ukrainie, zostanie osiągnięty w najbliższych dniach, tygodniach, miesiącach?
- W takich negocjacjach jest tak, że dopóki nie jest wynegocjowany ostatni punkt, nie ma całego układu. Dobrze, że prezydent Trump się osobiście angażuje. To dobrze. Mimo świąt jest ambicja, żeby doprowadzić do pokoju na Ukrainie, gdy widzimy codzienne ataki na obiekty cywilne. Przejrzałem statystyki z ostatniego roku. W porównaniu do poprzedniego, tych ataków było więcej na obiekty medyczne o 15%. Wojna już dochodzi do tego, jak długo trwała wojna ojczyźniana, gdy Związek Sowiecki był w wojnie z Niemcami. To długa i ciężka wojna. Dobrze, że Donald Trump się angażuje, ale zaangażowani są też przywódcy Europy. Jak pokój można osiągnąć? Przez traktat pokojowy – mała szansa, albo przynajmniej zawieszenie broni, żeby ustały te ataki. Wyraźnie Putin tego nie chce. Z tego punktu widzenia, muszę być realistą. Gdy pyta mnie pan, co będzie, prawda jest taka, że jak ostatni punkt nie jest ustalony, całość nie jest ustalona. Prezydent Zełeński pojechał na Florydę i wraca. Porozumienia nie ma.
Wracając jeszcze do tej rozmowy Trumpa z Zełeńskim i delegacji amerykańskiej i ukraińskiej, poprzedziła ją znowu, tak jak kilka miesięcy temu, dwugodzinna rozmowa Trumpa z Putinem. Po tej rozmowie prezydent USA przekazał, że Moskwa miała m.in. zobowiązać się do pomocy w odbudowie Ukrainy. Trump powiedział też, że Rosja chce, żeby Ukraina odniosła sukces. Czy to jest jakaś strategia amerykańska, dyplomatyczna gra, czy to jest kabaret? Jak Rosja chce, by Ukraina...
- To są okrągłe słówka dyplomatyczne, które stosuje prezydent Trump. On tak negocjuje. Kładzie nacisk na ogólne słówka. One nic nie wnoszą do treści rozmów. Rosja przedłożyła w 2021 roku ultimatum dla Europy. Była tam mowa także o Polsce. Oni chcieli ograniczyć suwerenność państw środkowej Europy. Rosyjska polityka się nie zmieniła. Gdy słuchamy Rosjan, także urzędników najwyższych szczebli, widać, że to się nie zmieniło. Jestem realistą. Jak nie usłyszę tego od Rosjan, rozumiem, że prezydent Trump robi to z kurtuazji, ale tak nie wywrze wrażenia na Putinie.
Mówi pan, że pozycja Rosji się nie zmieniła od pięciu lat co najmniej, natomiast zmieniła się strategia i system działania USA. Mamy nową strategię bezpieczeństwa. Stany w niej oficjalnie mówią, że wycofują się z Europy, a tak w ogóle to nie bardzo im się podoba Unia Europejska, chcieliby rozluźnienia współpracy w ramach tej wspólnoty. W razie potencjalnego konfliktu Rosji z jakimś państwem NATO - są państwa bałtyckie, jest też Polska - czy my moglibyśmy liczyć na pomoc Donalda Trumpa, czy tak jak Ukraińcy mają oddać Donbas, to my byśmy Podlasie musieli oddawać?
- Jedna strona to strategia, którą znamy od czasu Obamy. Amerykanie się wycofują. Jest wiele krytyki. Amerykanie krytykują UE. Liczni przywódcy Europy krytykują też administrację prezydenta Trumpa. Tego jest wiele. To jest w strategii bezpieczeństwa USA. My zostajemy z polską racją stanu. Nam UE się podoba, pasuje nam dla naszego bezpieczeństwa. Ważny jest nasz sojusz z USA. Najnowsze decyzje USA zostawiają Polsce cały kontyngent wojskowy. To najważniejsze. Mamy 3-4 lata. Tyle Rosja potrzebuje, żeby się dozbroić, żeby atakować Unię. Nam zostaje ten czas. Musimy politykę tak prowadzić, żeby mimo kłopotów nasze relacje z USA były jak najlepsze. Każdy polski polityk to wie. Trzeba też wzmocnić UE w sferze wojskowej. To zdecyduje o polskim bezpieczeństwie. To strategia na trudne lata. To realizujemy.
Sytuacja wewnętrzna w USA zaczyna się zmieniać? Donald Trump ma wewnętrzne problemy. Była taka sytuacja w zeszłym tygodniu, że jak w odpowiedzi na ukraińską propozycję zawieszenia broni na święta, Putin wysłał na Ukrainę 2100 dronów, 800 bomb i 94 pociski rakietowe, bardzo mocny głos zabrali amerykańscy senatorowie republikańscy i demokratyczni. Dziewięcioro członków Komisji Spraw Zagranicznych Senatu USA wydało takie oświadczenie, której brzmi, że decyzja Putina o rozpoczęciu tych ataków jest bolesnym przypomnieniem, że Putin jest bezwzględnym mordercą, któremu nie zależy na pokoju i któremu nie można ufać. Czy takie ponadpartyjne wystąpienia polityków amerykańskich mają jakikolwiek wpływ na prezydenta Stanów?
- W USA idą wybory połówkowe. W przyszłym roku jesienią będą wybory do części Izby Reprezentantów i Senatu. Na podstawie wyborów, które były w tym roku – na gubernatorów New Jersey i Virginii, widać, że wygrywają Demokraci. Polityka Trumpa nie jest aż tak popularna. Nie udaje się osiągnąć pokoju na Ukrainie, wrócił temat Grenlandii. To ma mobilizować opinię publiczną w USA. Trzeba dołożyć tu linię sytuacji wewnętrznej w USA. Jest rok po wyborach. Mało kto pamięta o tych kilkunastu dniach, które miały nas dzielić od porozumienia na Ukrainie. Nie ma tego. Nie ma generała Kellogga przy rozmowach. Negocjacyjna taktyka przy udziale Witkoffa nie dała też efektu. Stad pewnie ta nerwowość. Z respektem się odnoszę, że w trakcie tej długiej przerwy świątecznej prezydent Trump organizuje te rozmowy. Na spokojnie, po kilku godzinach, nie widzę tego jednak.
Wołodymir Zełeński podkreślał po tych rozmowach, że najważniejszą kwestią są gwarancje bezpieczeństwa, które podobno są niemal dogadane, przynajmniej między Ukrainą a Stanami Zjednoczonymi. To jest kwestia tych wojsk koalicji chętnych, które miałyby być rozmieszczone gdzieś w Ukrainie. Tylko przedwczoraj Sergiej Ławrow stwierdził, że jeśli kontyngenty wojskowe koalicji chętnych się pojawią w Ukrainie, staną się uzasadnionym celem dla rosyjskich sił zbrojnych.
- Jestem realistą. Porozumienie to pakiet. Jak jeden punkt nie jest dogadany, porozumienia nie ma. To samo w sumie mówił wczoraj prezydent Trump. Stany przyznają, że gwarancje będą. Stany przyznają, że przy udziale Europejczyków. Znowu mamy taką sytuację, że z jednej strony jest ostra retoryka, ale z drugiej strony jest już zapowiedziane to współdziałanie, bo Europa i Polska odgrywają wielką rolę. Jednak jak te dwa ostatnie punkty nie są dogadane, porozumienia nie ma. Niestety wracamy do tego, co było. Przy każdym podejściu do rozmów było to samo. Rozbijało się o 2-3 punkty, przerwa i znowu rozmowy. Styczeń będzie pełen negocjacji. Kto wie, czy nie potrwa to dłużej.
Ile jeszcze pana zdaniem Ukraina wytrzyma? Bo Rosja wydaje się, że może jeszcze długo wytrzymać.
- Ukraina w tej wojnie radzi sobie bardzo dobrze. Rosja nie odnosi istotnych sukcesów terytorialnych. Zmieniła się technologia wojny. Weszły wojska dronowe. To powoduje, że Ukraina i Rosja potrzebują mniej ludzi na linii frontu. Dla Ukrainy to większy wysiłek niż dla Rosji, bo jest tam mniej ludzi. Ukraina się wykrwawia pod każdym względem – ludzkim, infrastruktury, ale wojna trwa. Nic nie wskazuje, żeby Ukraina nie była w stanie jej prowadzić. Dla Polski to ważne. Upadek Ukrainy to dla nas kłopoty także finansowe. Ważne jest bezpieczeństwo finansowe, pewność tego, jak jest traktowany nasz dług. My byśmy to odczuli. Dlatego rząd się angażuje. Jak Ukraina chce walczyć, trzeba im to umożliwić.