Żeby ta muzyka była jednak obecna, prawda?
Tak. Dlatego, że z muzyką teatralną jest często tak jak z samym teatrem, że jego piękno polega na jakiejś ulotności.
[…]
Konferencję organizuje na Akademii Muzycznej prof. Dorota Imiełowska, wybitna wiolonczelistka. Bardzo się z udziału Akademii cieszę, ponieważ to jest uczelnia Stasia. Miał tam wspaniałych mistrzów. Opowiadał mi sporo o rektorze Rutkowskim. Naprawdę chciałabym, żeby moja uczelnia, Akademia Sztuk Teatralnych, w takich cudownych słowach wspominała mistrzów, jak wspominał Stanisław swoich z Akademii Muzycznej. Staszek najpierw był studentem fortepianu, bo on naprawdę wybitnie grał na fortepianie. Był w klasie prof. Ludwika Stefańskiego. I kiedy już miał wziąć udział w Konkursie Chopinowskim, to stwierdził, że jednak nie będzie pianistą. Myślę sobie do dzisiaj, co ten profesor wtedy myślał, ale dobrze się stało, bo...
teatr nie miałby wtedy jego muzyki…
Staszek nie był człowiekiem, który by całe życie, po osiem godzin dziennie ćwiczył granie na fortepianie. On miał zbyt wiele zainteresowań, zbyt bardzo kochał życie. Więc mi się wydaje, że ten teatr jako taka synkretyczna sztuka, to było coś naprawdę dla niego najwspanialszego. Może trochę muzyka na tym straciła, ale jednak bardzo tego dużo zostało.
[…]
Muszę przytoczyć słowa Krzysztofa Pendereckiego, którego absolwentem był przecież Stanisław Radwan. Penderecki mówił, że to był jeden z jego najlepszych studentów. „Pracowity, zdolny. Posiadał fantastyczne poczucie humoru. Napisał tyle świetnej muzyki do polskich spektakli teatralnych. Szkoda, że praca w teatrze tak zawładnęła jego czasem, że nie udało mu się rozwinąć swojego talentu w muzyce poważnej”. Tak mówił w 2018 roku.
Krzysztof Penderecki był tytanem pracy, a Staszek był ulotną osobą, ale jak go coś zapaliło, to również był tytanem pracy, żeby sprawa była jasna. On tę muzykę traktował najpoważniej w swoim życiu. Te cudowne anegdoty, które może przytoczę, no bo kiedy stwierdził, że nie będzie pianistą i został uczniem Krzysztofa Pendereckiego, to on był jego pierwszym w ogóle uczniem młodego profesora i tworzyli tak zwaną „klasę dwóch”, bo był jedynym jego studentem i no bardzo się przyjaźnili.
Cała rozmowa do odsłuchania w podkaście.