Zjawisko pracy emocjonalnej – niewidzialnej, nieodpłatnej lub niskopłatnej aktywności polegającej na regulowaniu emocji własnych i innych – towarzyszy zarówno życiu rodzinnemu, jak i zawodowemu, szczególnie w usługach, edukacji i opiece. To właśnie zawody sfeminizowane, często najgorzej opłacane, opierają się na codziennym emocjonalnym wysiłku.
Jak zauważa Paulina Januszewska, problemem jest uznaniowość wynagrodzenia – np. kelnerki otrzymują napiwki od klientów, nie od pracodawców, mimo że brak emocjonalnego zaangażowania może skutkować zwolnieniem. Równolegle kultura od najmłodszych lat przypisuje kobietom „naturalną” opiekuńczość – choćby poprzez wręczanie dziewczynkom maskotek do opieki.
Publicystka wskazuje również na współczesne mechanizmy wykluczenia:
– „Osoby queerowe, migranci i mężczyźni wykonują pracę emocjonalną, ale stereotypy płciowe sprawiają, że to kobiety są do niej zobowiązywane kulturowo”.
Praca emocjonalna – jak przypomina Januszewska – była fundamentem cywilizacji, lecz do dziś nie podlega systemowej wycenie ani ochronie. Rose Hackman sięga w książce m.in. do postaci „mummy” – czarnoskórej kobiety-niewolnicy opiekującej się białymi dziećmi. Choć kulturowo odległa, ta figura nadal rezonuje w społecznych strukturach opieki i wyzysku.
– „Nasza kultura patriarchalna, ale też kapitalistyczna, żyje z wyzysku pracy emocjonalnej – jej niedopłacania i przypisywania kobietom” – ocenia Januszewska.