O tej niezwykłej relacji rozmawiamy w programie "Przed hejnałem" z gośćmi: prof. Januszem Skalskim, kardiochirurgem dziecięcym z Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie i dr. Tadeuszem Łyczakowskim, chirurgiem dziecięcym, specjalistą metody fibrotomii.
Zapis fragmentu rozmowy:
Czasem ta relacja pacjent lekarz trwa wiele lat. Tak było w przypadku małej Ilonki, którą operował pan wiele lat temu, a jesienią zatańczył pan na jej weselu.
Dr Tadeusz Łyczakowski: To były bardzo niezwykłe relacje z pacjentem. Pierwszy kontakt z nią był wtedy, gdy stała na granicy dobra i zła. Trafiła do Instytutu Pediatrii, gdzie wówczas pracowałem, jako 2,5-letnie dziecko z obciętymi stopami. Udało nam się z moją obecną żoną przyszyć jej te stopy i jest w pełni sprawną kobietą. Do tej pory porusza mnie zachowanie rodziny: maszyna rolnicza obcięła jej stopy podczas prac polowych, a ci ludzie nie rozpaczali, nie panikowali, poszukali w zbożu rozrzuconych stóp i przywieźli do nas. Zachowali się wspaniale.
To się działo ponad dwadzieścia lat temu i wówczas takie operacje nie były standardem.
Dr Tadeusz Łyczakowski: One i dziś nie są standardem. Niewiele jest takich ośrodków, w których tego typu operacje są wykonywane.
Niedawno emocjonowaliśmy się, gdy doktor Chrapusta przyszyła obie dłonie pacjentowi i podziwialiśmy, jak niezwykłym zabiegiem była ta operacja.
Dr Tadeusz Łyczakowski: Pani doktor Chrapusta posiada cechy lekarza niezwykłego: to jest lekarz niezwykle zdolny, niezwykle pracowity i posiada pasję tego, co robi.
Jest pan jednym z jej mistrzów.
Dr Tadeusz Łyczakowski: Cieszę się, że czasem tak o mnie mówi.
Prof. Janusz Skalski: Niestety wtedy, gdy ta operacja została przeprowadzona przez doktora Łyczakowskiego, nie była ona odpowiednio nagłośniona. To było piękne wydarzenie i powinno znaleźć się w mediach. Pamiętam takie wydarzenie, to było kilka miesięcy po tej udanej operacji, Tadeusza zaczepił mnie w hallu głównym i pokazał biegające dziecko. "Biega jak biega" - pomyślałem. "Ale to jest ta dziewczynka, której przyszyliśmy stopy!" I w tej chwili znieruchomiałem, bo to rzeczywiście zrobiło wrażenie.
A pan mówił jej, że "do wesela się zagoi"?
Dr Tadeusz Łyczakowski: Wtedy była za mała, żeby to zrozumieć, ale wesele po latach odbyło się.
Drugi taniec był dedykowany panu i zatańczył pan z nią na jej weselu.
Dr Tadeusz Łyczakowski: Jestem z tego bardzo dumny. Przychodziła do mnie regularnie na kontrole, opowiadała o wycieczkach rowerowych, była w pełni sprawną dziewczyną, a pewnego razu przedstawiła mi swojego narzeczonego, a potem zaprosili mnie i moją żonę na ślub i wesele. To było wspaniałe wydarzenie.
Adaś jeszcze jest za mały na ślub, ale jesteście w kontakcie.
Prof. Janusz Skalski: Mówi pani o wychłodzonym Adasiu? Miałem takie przedświąteczne, wigilijne spotkanie, które zorganizowała gmina, z której pochodzi Adaś. Spotkania pacjenta z lekarzem całkowicie poza szpitalem, gdy pacjent jest już zdrowy, w parku, na ulicy, w sklepie są niezwykle miłe. Najbadziej chwytające za serce są spotkania po wielu, wielu latach, z dorosłą osobą, którą leczyło się, gdy była dzieckiem. Trzeba też pamiętać i o tym, że mając wyoperowanych ponad 7 tysięcy dzieci, kontakt z wszystkimi pacjentami jest niemożliwy. Czasem też rodzice nie zdają sobie sprawy, z jak ciężkiej opresji dziecko zostało wyciągnięte za uszy. Zespół lekarski jest zachwycony, że udało się dziecko pomyślnie zoperować, a rodzice uważają to za coś zupełnie normalnego. Jest jeden plus tej sytuacji: stres związany z operacją nie jest tak duży. Nasze spojrzenie i spojrzenie rodziny nieraz różnią się.
Dr Tadeusz Łyczakowski: Relacja z pacjentem zależy od wieku. Przy najmłodszych dzieciach trzeba dbać o dobre relacje z rodzicami natomiast przy starszych dzieciach lekarz musi nawiązać kontakt z pacjentem i musi być on budowany na zasadzie prawdy. Czasem pacjenci nie chcą wracać do przeszłości, wspominać wypadku, oglądać dawnych zdjęć. Czują wdzięczność, ale samo zdarzenie było na tyle traumatyczne, że raczej chcą o tym zapomnieć.
Jakimi wy jesteście pacjentami?
Prof. Janusz Skalski: Byłem bardzo grzecznym pacjentem, gdy po zawale serca leżałem w szpitalu, ale nie dostosowałem się do wskazań lekarskich i czuję wstręt do siebie.