Radio Kraków
  • A
  • A
  • A
share

Zaskakująca deklaracja polskiej mistrzyni. Dlaczego boimy się feminizmu?

Podczas Mistrzostw Europy w Rzymie Natalia Kaczmarek ustanowiła nowy rekord na dystansie 400 m, bijąc 48-letni rekord Ireny Szewińskiej. Szokiem jednak stały się słowa lekkoatletki, w których podkreśliła, że nigdy nie zostanie feministką: „Nie lubię gdy ktoś umniejsza moim dokonaniom ze względu na płeć, ale nigdy nie zostanę feministką”. Czy w naszym społeczeństwie panuje wielkie niezrozumienie tego, czym tak naprawdę jest feminizm? Kwestię tę w rozmowie z Sylwią Paszkowską wyjaśniła prof. Joanna Hańderek, filozofka.

Zdjęcie ilustracyjne/Fot. pixabay

Joanna Hańderek/fot. Sylwia Paszkowska

Joanna Hańderek/fot. Sylwia Paszkowska

Chciałabym porozmawiać o współczesnym rozumieniu feminizmu. Czym ten feminizm jest?

Dotykamy tutaj bardzo bolesnej sprawy. W zasadzie gdy przyjrzymy się temu, jak feminizm się rozwijał, to każda kolejna fala wiązała się z reakcją. Susan Faludi bardzo dobrze to ujęła. Jest to reakcja, która wprowadza pewne idee, ale również język antyfeministyczny.

W tym języku bardzo często dochodzi do absurdalnych splotów, w których np. sugeruje się, jakoby feministki uważały, że nie ma różnicy np. między kobietą a mężczyzną albo anulują myślenie o płci w kategoriach biologicznych. Ta reakcja zawsze wymienia bardzo dużo kategorii, które są absurdalne, nieprawdziwe i nie mają miejsca w ruchu feministycznym. Skąd się ta reakcja bierze? Z niezgody na działania równościowe.

Niestety w społeczeństwie ciągle znajdziemy bardzo dużo osób, które nie myślą prokobieco, które uważają, że kobieta jednak powinna być podporządkowana mężczyźnie. Ruch sufrażystek na dobre zaczął walczyć dopiero w XIX wieku, a wcześniejsze próby były całkowicie zbywane. W kulturę wpisane są schematy myślenia patriarchalnego i hierarchicznego, gdzie kobieta jednak jest czymś gorszym. Powoduje to, że dużo kobiet, które potem nawet korzystają z osiągnięć wywalczonych przez kolejne fale feminizmu, boją się tego pojęcia, ponieważ ono jest w jakimś sensie stygmatyzowane.

Współcześnie doświadczamy czegoś, co zaczęło się w latach 90. XX wieku czy nawet w latach 70., 50. Wiąże to z obecnymi dyskusjami dotyczącymi aborcji, pojęciem tradycji i tu od razu pojawia się kwestia kobiet.

W starożytności nie było możliwe, żeby kobiety mogły oglądać olimpiadę. Kobieta była absolutnie rzeczą. Te całe stulecia, pokolenia kobiet, które walczyły o to, żebyśmy mogły robić to, co chcemy.

Dopiero w 1964 roku podczas igrzysk w Tokio kobiety mogły wystartować na dystansie 400 m, czyli tym koronnym dystansie Natalii Kaczmarek.

Jak się przyjrzymy, to my tak naprawdę dopiero od około drugiej połowy XX wieku uzyskujemy kolejne prerogatywy związane np. z możliwością dziedziczenia, posiadania własnego konta, bycia na uczelni czy awansów.

Spójrzmy na pierwsze sufrażystki takie jak Elizabeth Cady Stanton, Susan B. Anthony. Dużo z tych kobiet walczyło najpierw o wolność osób zniewolonych, o prawa zwierząt, dostęp do edukacji osób najuboższych, więc sufrażystki zaczęły nie od siebie, nie od praw kobiet, tylko odpraw osób, które należały do niższych klas społecznych, do praw niewolników czy praw zwierząt, a potem zaczęły walczyć o kobietę.

Mówienie, że nie jestem feministką z takim strachem, jest trochę odcinaniem się od pięknej tradycji, w której ten feminizm zaczyna się nie od moich spraw, ale spraw drugiego człowieka tego, który potrzebuje, a moje sprawy są dodane.

(cała rozmowa do posłuchania)

Autor:
Sylwia Paszkowska

Wyślij opinię na temat artykułu

Komentarze (0)

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Kontakt

Sekretariat Zarządu

12 630 61 01

Wyślij wiadomość

Dodaj pliki

Wyślij opinię