Multitasking brzmi dumnie. To taki nowoczesny człowiek XXI wieku. Jedną ręką pisze raport, drugą scrolluje Instagrama, a w tle jeszcze gotuje makaron. Problem w tym, że nasz mózg nie ma tylu rąk. On po prostu tymi zadaniami żongluje i jak się okazuje, robi to kiepsko. Badania pokazują, że kiedy próbujemy robić kilka rzeczy naraz, nasz mózg wykonuje serię mikroskopijnych przeskoków.
Taki wieczny start-stop, tyle że za każdym razem, gdy się przełącza, traci ułamek sekundy. Niby nic, ale po godzinie takiego przeskakiwania jesteśmy tak zmęczeni, jakbyśmy przebiegli maraton myśli.
Ten ciągły start-stop ma też inne konsekwencje. Badania psychologów są bezlitosne. To prowadzi do większej liczby błędów i - co ironiczne - do straty czasu w porównaniu z robieniem rzeczy po kolei.
Weźmy może przykład z życia, który powinien działać na wyobraźnię - samochód. Rozmowa przez telefon - nawet na zestawie głośnomówiącym - jest prawie tak samo niebezpieczna jak jazda pod wpływem alkoholu. Dlaczego? Bo rozmowa przez telefon zjada lwią część zasobów poznawczych, zamiast pilnować drogi. Pasażer obok jest lepszy, bo widzi, co się dzieje i może zamilknąć, kiedy na drodze robi się gorąco. Osoba po drugiej stronie smartfona nie ma pojęcia, że właśnie mijasz tira.
Multitasking nie tylko spowalnia reakcję, on też psuje pamięć. Gdy uczymy się czegoś i jednocześnie co chwila sięgamy po telefon, nasz mózg zapisuje informacje w złym miejscu. To trochę tak, jakbyśmy ważne notatki wrzucali do kosza na śmieci. Efekt? Wydaje się nam, że coś zapamiętaliśmy, ale następnego dnia nie pamiętamy nic.
Więc nie. Multitasking nie jest żadną supermocą. To raczej supermit. Nie jesteśmy lepsi, gdy robimy pięć rzeczy na raz. Jesteśmy tylko bardziej zestresowani i popełniamy więcej błędów.
Jeśli naprawdę chcemy być szybsi i skuteczniejsi, lepiej robić rzeczy po kolei, jak dobrze zaprogramowany komputer, a nie jak przeglądarka z 20 otwartymi kartami, z których każda krzyczy - "zajmij się teraz mną".