Czy ta nagroda była dla ciebie zaskoczeniem?
To było ogromne zaskoczenie. Miałam szczęście, że na festiwalu mogłam zaprezentować się w dwóch spektaklach, co dało mi szersze możliwości niż innym uczestnikom. W jednym z nich, "Genialnej przyjaciółce", gram dwie zupełnie różne postaci, co dało mi potrójną szansę na wyróżnienie. Nie mogę powiedzieć, że się tego spodziewałam. Wcześniej zostałam doceniona przez publiczność Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi, gdzie wraz z Romanem Gancarczykiem, moim scenicznym partnerem z "Pewnego długiego dnia", otrzymaliśmy najwięcej głosów. Konkurencja była ogromna, z wieloma świetnie zagranymi, wymagającymi rolami kobiecymi. Nie miałam powodu oczekiwać, że to ja zostanę wybrana. Przygotowywałam swoją rolę z takim samym poświęceniem i oddaniem jak zawsze.
Jak zaczęła się twoja przygoda z aktorstwem?
Wszystko zaczęło się od magnetofonu Grundig, na który jako mała dziewczynka nagrywałam stare, wspaniałe bajki. Uczyłam się ich na pamięć i nagrywałam siebie w różnych rolach, realizując się w tych nagraniach. Później zaczęłam uczęszczać na kółka teatralne. Pierwszym spektaklem, w którym wystąpiłam w podstawówce, był musical "Koty". Kontynuowałam to w liceum, uczestnicząc w warsztatach teatralnych w Dworku Białoprądnickim i domach kultury.
Po liceum nie poszłaś od razu na studia aktorskie?
Nie, ponieważ uległam opinii osoby, do której zwróciłam się z prośbą o konsultację. Jest to znakomita krakowska aktorka, którą bardzo podziwiałam. Jej doświadczenie i autorytet skłoniły mnie do zaakceptowania opinii, kiedy stwierdziła, że nie mam predyspozycji do wybranej przeze mnie szkoły. Zrezygnowałam więc z tego pomysłu na dwa lata, uczęszczając na inne studia. Myśl o aktorstwie mnie nie opuszczała, dlatego postanowiłam ponownie spróbować zdawać do szkoły aktorskiej. O mały włos bym się nie dostała, ponieważ byłam pierwsza pod listą, czyli mogłam ubiegać się o status wolnego słuchacza, ale bardzo zwlekałam z napisaniem podania. Gdy w końcu to zrobiłam i zaniosłam do dziekanatu, to okazało się, że komisja rozeszła się godzinę temu. Nie będę teraz tutaj mówić jak, ale udało się jakimś cudem wybłagać, żeby znowu się zebrała i rozpatrzyła to moje podanie. Dzięki temu znalazłam się w szkole teatralnej jako wolny słuchacz. Podczas pierwszej sesji zimowej musiałam udowodnić, że nadaje się na taką pełnoprawną studentkę. Miałam egzamin z elementarnych zadań aktorskich, w których zagrałam żabę i ta osoba, która dwa lata wcześniej powiedziała mi, że nie mam żadnych predyspozycji była na tym egzaminie i usłyszałam od niej opinię, że nareszcie "puściłam farbę", co oznacza, że wykazałam się wystarczającymi umiejętnościami w graniu żaby.
(cała rozmowa do posłuchania)