Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z kandydatką PiS na prezydenta Krakowa, Małgorzatą Wassermann.

 

Jak pani ocenia już oficjalne wyniki wyborów samorządowych? Z jednej strony jest historyczny wynik PiS i co najmniej 6 sejmików dla tego ugrupowania. Z drugiej strony, w większości dużych miast wygrywają kandydaci Koalicji Obywatelskiej.

- Proszę wziąć pod uwagę, że w większości dużych miast partie opozycyjne poparły lokalnego kandydata, który jest mocny, jak w Krakowie, lub zjednoczyły się i wystawiły jednego kandydata. Jakby każda z partii wystartowała samodzielnie, wynik byłby odwrotny, kandydaci PiS by rządzili w miastach. Nasza strategia jest inna. My startujemy, żeby wygrać i zrealizować swój program. Jeżeli się jest kandydatem popieranym przez wiele ugrupowań, powoduje to tarcia po wygranych wyborach. Potem bardzo trudno jest zrealizować program i spełnić obietnice.

 

Myśląc o tym, że Koalicja Obywatelska wystawiając swoich kandydatów nie miała dobrych wyników, przywołuje pani pewnie przykład Gdańska, gdzie Jarosław Wałęsa nie wszedł do II tury?

- W Krakowie PO po raz pierwszy w historii nie wystawiła swojego kandydata. To wygeneruje problem po wyborach. Jak wygra Jacek Majchrowski, on będzie musiał spłacić dług po wyborach. Koalicja PO-PSL straciła Urząd Marszałkowski. Należy się teraz spodziewać wysokiego rachunku dla Jacka Majchrowskiego. Wszyscy prominentni działacze, którzy utracą stanowiska, zapukają do drzwi magistratu i będą liczyli na rozmowy, co dalej z nimi. Nie wróży dobrze sytuacja gdy PO mówi, że nie będzie chciała być w klubie Jacka Majchrowskiego. Będzie koalicja. Przy każdym głosowaniu może być targ. Jeśli nie to czy tamto, PO zagłosuje przeciwko Jackowi Majchrowskiemu.

 

Jacek Majchrowski w I turze uzyskał prawie 46% głosów, pani blisko 32%. Taki wynik mobilizuje, czy przeciwnie?

- Każdy chciałby, żeby wynik był zwycięski. Jestem gotowa. Ludzie obok mnie też. Startując w wyborach trzeba być gotowym na sukces i porażkę. Wygrany może być jeden. Nie obrażam się na rzeczywistość. Dlaczego ja zdecydowałam się na wejście do polityki. Ja wyszłam z takiej sytuacji, że miałam zawód, który kochałam. To dawało mi satysfakcję, także finansową. Wychodząc z tego, nie zmieniłam pracy, bo ona była słaba. Chciałam i chcę, żeby w Polsce było lepiej. Chcę swoją energię przerzucić na Kraków. To nie jest personalna rozgrywka. Ja chcę zarządzać inaczej. Krakowianie zdecydują. Konkluzja jest taka, że większość osób w Krakowie chce zmiany. Oni zrozumieją, że jest wiele wspólnych płaszczyzn. Oddanie głosu nieważnego lub głosowanie na Jacka Majchrowskiego daje gwarancję utrzymania takiej prezydentury.

 

Nawet jeśli większość wyborców w I turze była przeciwko urzędującemu prezydentowi, sondaże na II turę wskazują jego wygraną w II turze. Można przyjąć, że o wyniku II tury zdecydują wyborcy Łukasza Gibały. On sam zapowiedział, że odda głos nieważny. Jak przekonać tych, którzy nie chcą Jacka Majchrowskiego, ale jeszcze się do pani nie przekonali?

- Cały czas to tłumaczę. Łukasz Gibała mówi, że jego ruch powstał, bo Jacek Majchrowski to i to robi źle. Oddanie głosu nieważnego zostawia obecny styl zarządzania. Jeśli dadzą szansę mnie, będą mieli możliwość współpracy. Jestem otwarta na każdy pomysł. Łukasz Gibała ma wiele punktów programowych zbieżnych ze mną. Niezależnie od tego z jakiego środowiska przyjdzie dobry pomysł, każdy prezydent powinien to wykorzystać. Chodzi o dobro wspólne.

 

Wrócę do wyniku wyborów. Na tle swojego rezultatu jest pani zadowolona z wyniku listy PiS do Rady Miasta? Jakby pani została prezydentem, miałaby pani większość radnych przeciwko sobie.

- To też jest do wypracowania. Niejeden prezydent nie posiada większości w Radzie, ale robi dobre rzeczy. Musi być dużo złej woli, żeby nie było ze mną porozumienia. Proszę popatrzeć na komisję Amber Gold. Jedną osobą, która się ze mną nie zgadzała był poseł z PO. Z pozostałymi głosowaliśmy razem. Ja ich traktowałam na równi, realizowałam ich pomysły. Oni czuli, że są na równych prawach. W ostatnim okresie zmieniła się postawa posła z Nowoczesnej, ale to dlatego, że Nowoczesna jest pod progiem. Weszła tu polityka. Największa praca jest wykonana jednomyślnie. Ja potrafię zarządzać grupą ludzi z innych partii. Jak pokazuję wspólny i dobry cel, oni się angażują i pracujemy ramię w ramię.

 

Odetchnęła pani z ulgą gdy sąd oddalił pozew Jacka Majchrowskiego przeciwko premierowi Morawieckiemu? Chodziło o wypowiedź premiera z konwencji w Krakowie ws. smogu i tego, że wysiłki władz Krakowa były niewystarczające.

- Przyjęłam to z poczuciem sprawiedliwości. Analizując to, co w mieście się działo uważam, że za wolno były podejmowane działania.

 

Jeśli w Krakowie były za wolne, w innych miejscach kraju w ogóle się w takim razie nie dzieją.

- O tym powiedział premier. To pierwszy rząd, który podejmuje walkę ze smogiem. 8 lat zostało zmarnowane wcześniej.

 

Nikt tego premierowi nie odbiera.

- Nikt. Czy pan wie, jakie było przekroczenie norm w dniu, w którym on o tym mówił? Wielkie. Chcemy skutecznego polityka? Liczy się efekt. Na etapie kiedy dofinansowanie wymiany pieców było na poziomie 100%, ilu krakowian o tym wiedziało?

 

Pani sama się procesu nie obawia? Znalazłem pani wypowiedź w mediach społecznościowych, gdzie pani pisze, że remonty w Krakowie są prowadzone, gdy studenci wracają do miasta. „To sabotaż” - dodaje pani. Nie boi się pani pozwu?

- Musi pan zacytować całą wypowiedź. Jak się wycina zdania to jest problem. Pamięta pan jesień tamtego roku? Było wtedy bardzo trudno przejechać, był paraliż. Wiele osób nie dojechało do pracy. Na przyszłość przyda się lepsze rozplanowanie remontów. Warto też zadzwonić do PKP i uzgodnić czas i terminy. To krakowianom ułatwi życie.

 

Choć przyzna pani, że trudno będzie robić wszystkie remonty w mieście, kiedy studentów tutaj nie ma. To niewykonalne.

- Tak, ale ja bym chciała, żeby najważniejsze ulice były szybciej remontowane. Będę dążyć, żeby podpisywać umowy, w których praca będzie 12-godzinna, nie 8-godzinna. To finalnie i tak będzie tańsze dla miasta.

 

Pani sympatycy nie mają powodu do obaw, że będzie jakiś proces? Trudno sobie wyobrazić pozew w trybie wyborczym, który prawnikowi Małgorzacie Wassermann wytacza inny prawnik - Jacek Majchrowski.

- Proces powinien zostać na momenty drastyczne. Tu jest dynamika. Jak ktoś się ekscytuje słowami to w momencie procesu nikt o tym nie pamięta. Ja bagatelizowałam słowa innych kandydatów. Nie chcę ich zwalczyć. Ja walczę, żeby w Krakowie było lepiej.

 

W wywiadzie dla WP mówi pani, że nie czyha pani na stanowisko Zbigniewa Ziobry, ale walczy pani o Kraków. Co jeśli tego celu nie uda się osiągnąć? Wróci pani do pracy sejmowej i 5 listopada odbędzie się przesłuchanie Donalda Tuska przed komisją Amber Gold?

- Ja liczę na to, że obudzimy się za tydzień w innej rzeczywistości i będę prezydentem Krakowa. 5 listopada to termin niezależny od wyborów. Jakbym wygrała wybory, nie będzie jeszcze oficjalnej informacji. Donald Tusk jest skutecznie wezwany. Nie mam usprawiedliwienia i informacji, że on się nie stawi.

 

Jutro o 19.00 w Radiu Kraków po raz drugi ma pani spotkać się w debacie z prezydentem Jackiem Majchrowskim. Są jakieś specjalne przygotowania, czy podejdzie pani do debaty z marszu?

- Ja zamierzam do tego podejść merytorycznie. Nie mam przygotowań specjalnych. Mam nadzieję, że debata będzie na dobrym, kulturalnym poziomie. Momentami pewnie będzie twarda.