- W Małopolsce dominują małe gospodarstwa rodzinne. Ich przekazywanie po wejściu w życie tych przepisów może być utrudnione - mówił poseł Sowa w porannej rozmaowie Radia Kraków. PiS zapowiedział jednak złagodzenie tych zapisów.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłem PO, Markiem Sową.
Wczoraj przeciwko proponowanym zapisom ustawy o obrocie gruntami rolnymi protestowali ludowcy. Polska ziemia nie potrzebuje takiej ochrony, jaką proponuje rząd PiS?
- Wydaje mi się, że ustawa przygotowana w zeszłym roku przez rząd PO-PSL zabezpiecza interesy rolników. Ta propozycja, nad którą teraz trwają prace, to zamach na prawo własności. Rząd PiS doprowadzi do tego, że utrudnione będzie przekazywanie ziemi dzieciom, jeśli one nie podejmą działalności rolniczej. To obniży też wartość nieruchomości. W Małopolsce ta ustawa będzie mogła mieć duży związek z gospodarstwami rodzinnymi. My mamy zupełnie inną sytuację niż na zachodzie, gdzie zasobów Agencji i gruntów dzierżawionych jest więcej. U nas jest tradycyjny model małego gospodarstwa rodzinnego. Grunty były przekazywane zawsze dla potomków. To może być teraz utrudnione lub nieumożliwione.
Mamy dyskusję o projekcie ustawy. Już się mówi o złagodzeniu zapisów, o których pan mówił. Pierwotnie prawo pierwokupu miało przypadać Agencji Nieruchomości Rolnych, o ile dziecko nie było rolnikiem. Teraz ma to być złagodzone.
- Pierwsza wersja to był totalny kosmos. Ona była w konsultacjach resortowych. Do Sejmu przyszła propozycja złagodzona i dalej słyszymy zapowiedzi PiS, że w pracach komisji będą uwzględniali uwagi, które są zgłaszane. Niemniej pokazuje to, że propozycja, która była przygotowana, była zła. W czasie kampanii mówiło się o ochronie polskiej ziemi. Ustawa chce jednak ingerować we własność rolników.
Ta ustawa, która ma wejść pod koniec kwietnia, nie musi być ostrzejsza? Nie wykupią nas spekulanci po 1 maja, jak ustawa nie będzie restrykcyjna?
- Nikt nie mówi o braku potrzeby ustawy od 1 maja. Przypomnę, że ustawa, która została uchwalona, za którą też głosowali posłowie PiS, zabezpiecza interes rolników. Nie jest tak, że od maja będzie próżnia prawna. Propozycja PiS to zbyt daleko idące kroki. To jest jeszcze przedmiotem prac parlamentarnych. Zobaczymy, jaki będzie ostateczny kształt.
W Sejmie zaskoczenia nie było. Minister Błaszczak zachowuje stanowisko. Posłowie opozycji z Małopolski wpletli w tę dyskusję sprawę ŚDM. Pan boi się o bezpieczeństwo podczas tego spotkania?
- O bezpieczeństwo każdy się boi. Chcę powiedzieć, że to wyjątkowy przypadek. Pół roku przed wielkim wydarzeniem logistycznym w zakresie zabezpieczenia bezpieczeństwa wymienia się 100% osób, które ten projekt przygotowywały. Nie chcę pozbawiać takiej szansy następców, ale nie czuję się dziś tak bezpiecznie jak wcześniej. Odwołano wybitnego policjanta, który został pierwszym zastępcą komendanta wojewódzkiego. W 2007 roku, jak rządził PiS, był jednym z najmłodszych generałów. Mogliśmy obserwować go i współpracować z nim. To nie jest dobra zmiana. Tacy ludzie pozbawiani są funkcji z nieznanych powodów. Nie było powodów. Ten człowiek powinien być komendantem głównym a jest inaczej. Te same zmiany dotyczą innych służb. Ci ludzi znali sprawę. Nie jest tak, że ktokolwiek przyjdzie i od razu przejmie obowiązki. Samo wejście w materię spraw związanych z zabezpieczeniem wydarzeń zabiera czas. My tego czasu nie mamy. To wystarczająca przesłanka, żeby głosować za nieudzieleniem wotum zaufania dla ministra Błaszczaka. Uznaję go za złego ministra.
Wracając do ŚDM i zmiany komendanta...
- To wszyscy mówią. Oficjalnie jednak milczą.
Ta zmiana może mieć bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo podczas ŚDM? Przecież policja funkcjonuje.
- Ale decyzję podejmują konkretni ludzie. Jedni są lepsi, inni gorsi. Wszyscy tak mówili. O tym prezydent Krakowa też mówił, że komendant Dąbek to wybitna postać. Nie wiem, czy następca jest równie dobry. Chciałbym, żeby był, ale nie ma bagażu 9 lat doświadczeń, które ma komendant Dąbek.
Na jaką propozycję ze strony marszałka Kuchcińskiego pan czeka? Chodzi o kompromis ws. TK.
- Marszałek nie ma tu roli. Oczekuję, że premier Szydło opublikuje wyrok TK i weźmie odpowiedzialność za swoją funkcję. Jestem przekonany, że nieopublikowanie wyroku może doprowadzić do dużych konsekwencji prawnych dla pani premier. Znam ją. Żal by mi było, jakby poniosła odpowiedzialność tylko dlatego, że tak chce prezes Kaczyński.
Czyli ten warunek wstępny pozostaje?
- To obowiązek urzędnika. Jak się jest premierem, to łaski się nie robi. Trzeba opublikować wyrok.
Będzie wet za wet po tym jak Janusz Wojciechowski stracił szansę na europejski Trybunał Obrachunkowy? PiS nie poprze Donalda Tuska jako kandydata na II kadencję szefa Rady Europejskiej?
- Nie stracił. O tym zdecydują kraje członkowskie. Został negatywnie zaopiniowany. To się zdarza. Decyzja o desygnowaniu posła Wojciechowskiego zapadła w ubiegłym roku. Poseł powinien ograniczyć swoją aktywność. Nie była ona dobrze przyjmowana. On kwestionował orzeczenia i sam sobie zgotował ten los. Jak wie, że jest kandydatem to powinien zachować umiar.
Będzie wet za wet?
- Nie sądzę, żeby był. Słyszałem wypowiedzi pani premier, która podkreśla, że jest zadowolona z rozmów z przewodniczącym Tuskiem. Jestem zwolennikiem tego, że zawsze jest lepszy Polak, o ile jest taka możliwość.