Wśród propozycji znalazł się dodatkowo wyższy podatek obejmujący przychody w soboty i niedziele - miałby on wynieść 1,9%. Nową daniną byłyby objęte także m.in. stacje benzynowe i e-sklepy.
Zapis rozmowy Jacka Bańki z Markiem Steinhoffem z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.
Kto zyska a kto straci na tym nowym proponowanym podatku?
- Tego nigdy nie wiadomo. Teoretycznie skarb państwa dostanie duży zastrzyk pieniędzy, jeśli wszyscy płatnicy wywiążą się z obowiązku. Tego nie wiadomo. Często zakładane wpływy z podatków są o wiele większe niż w rzeczywistości.
Będzie przerzucenie kosztów na klientów i dostawców?
- Prawdopodobnie. To znowu coś, co wyjdzie w praktyce. Jak ten podatek będzie na poziomie 0,7% od przychodów do kwoty 300 milionów miesięcznie i 1,3% powyżej tej kwoty, te wielkie sklepy będą próbowały część kosztów przerzuć na dostawców, którzy nie mają takiej siły negocjacyjnej. Pewnie w jakimś stopniu to pokaże konkurencja na rynku, także na klientów.
Mamy taki przekaz, że skorzystają małe, rodzinne firmy a stracą duże, zachodnie sieci.
- Przy pierwotnych planach tego podatku było takie założenie. Dlatego miał być opodatkowany tylko handel detaliczny. Jak opodatkowujemy handel hurtowy, czyli jak jest teraz, tak samo dostawcy małych sklepów zapłacą podatek. Małe sklepy pośrednio będą obciążone tym podatkiem.
To pośrednie wyciąganie pieniędzy z naszej kieszeni?
- Oczywiście. Nie do końca zrozumiały jest postulat, dlaczego w soboty handel ma być bardziej opodatkowany niż w inne dni tygodnia. Zawsze te postulaty ograniczenia handlu w niedzielę się pojawiały, żeby rodzina mogła być razem, ale sobota zawsze była dniem handlowym. Płacenie tego podatku w soboty i niedziele pokazuje, że intencją ustawodawcy są kwestie fiskalne.
Dlaczego sobota? Jak to można wytłumaczyć? Kiedyś mieliśmy poniedziałek bezmięsny. Można wprowadzić poniedziałek bez hipermarketu.
- Sobota i niedziela to dni, w których 30-40% przychodu sklepu jest generowane. Więcej wydajemy w weekend. Ta kwota wyższa podatku, czyli 1,9% od przychodów, zwiększa łączne obciążenie podatkowe tych sklepów. Tutaj motywacją są kwestie polityki fiskalnej.
Kolejne wątpliwości dotyczą opodatkowania e-sklepów.
- Tak. Zgodnie z założeniami do ustawy zniknęły wszystkie ograniczenia co do typów podmiotów, które by miały ten podatek płacić. Czyli nie chodzi tylko o sklep powyżej pewnej powierzchni, ale wszystkie podmioty podchodzące pod działalność handlową. Tak samo podatek by płaciły sklepy internetowe. To problematyczne. E-handel jest o wiele bardziej konkurencyjny, jak chodzi o ceny. Tam decyduje nie tylko obsługa, ale cena. Te sklepy muszą konkurować ze sklepami z całego świata. Wprowadzenie tego podatku obniżą ich konkurencyjność. Pojawia się kolejny problem - specyfika tego handlu, czyli duża liczba zwrotów. Klient ma 14 dni na zwrot towaru zakupionego przez internet. Jak klient kupi towar 27 dnia danego miesiąca, to sklep będzie go musiał wykazać w przychodach za ten miesiąc, czyli zapłaci podatek. Przy zwrocie towaru pojawią się wielkie problemy z odpisem tego podatku i korektami. To spowoduje wielkie problemy biurokratyczne.
E-handel można nazwać w jakimś stopniu gospodarka innowacyjną. To nie jest cios w tego typu rozwiązania?
- To cios w przedsiębiorstwa, które zdecydowały się na prowadzenie sklepu na terenie Polski. W przypadku e-handlu łatwo jest taką działalność zarejestrować gdziekolwiek na świecie. Większość rejestrowała działalność w Polsce. Motywacja może teraz być taka, żeby przetransferować działalność do innego kraju, gdzie obciążenia będą mniejsze.
Kolejna wątpliwość, która wzmaga czujność kierowców to stacje benzynowe.
- Jak wszyscy to wszyscy. Każdy podmiot, który prowadzi działalność gospodarczą, będzie obłożony tym podatkiem. Przy stacjach benzynowych pojawia się kwestia, że 1% tego podatku nie będzie przerzucony na dostawców. Ceny paliw są w miarę sztywne. Tu jest większa szansa, że to się przełoży na wyższą cenę paliw czy innych towarów. Póki co nie ma jeszcze projektu ustawy, to założenia do ustawy. Ministerstwo to opublikowało, żeby poinformować w jaki sposób ta ustawa będzie przygotowywana. Droga od założeń do uchwalenia ustawy to długie miesiące.
Te zapisy mogą budzić wątpliwości z punktu widzenia prawa europejskiego?
- Wydaje się, że nie. Problem był, jak rozmawiano na temat takiego podatku, który by uderzał tylko w sieci wielkopowierzchniowe i zagraniczne. Wtedy mogłyby być próby szukania ścieżki do wetowania tej ustawy. Jak podatek będzie tak powszechny, to wątpliwości nie ma.
Jak może to odczuć rynek pracy i gospodarka?
- W hipermarketach i wielkopowierzchniowych sklepach w weekendy w dużym stopniu pracują studenci, którzy dorabiają do kieszonkowego. Jak rentowność handlu w weekendy zmaleje, jest prawdopodobne, że zapotrzebowanie na tych pracowników się zmniejszy. Tym bardziej jak handel w niedzielę zostanie zakazany. Wtedy dla osób dorabiających w tych sklepach to może być zagrożenie. Zwykli pracownicy raczej nie mają czego się obawiać. Tak czy siak zapotrzebowanie będzie niewiele mniejsze.