Zapis rozmowy Andrzeja Kaczmarczyka z Wojciechem Jarczewskim, kierownikiem Instytutu Rozwoju Miasta.
Spór o obecność meleksów w ścisłym centrum Krakowa przypomina, że Kraków nie odpowiedział sobie na pytanie czy ma być miastem dla turystów czy dla mieszkańców. Branża turystyczna i władze miasta z dumą, rok rocznie ogłaszają, że turystów jest więcej. W zeszłym roku było ich 10 mln. Jak będzie wyglądać Kraków za 20 lat jeśli będziemy kontynuować tę politykę?
- Myślę, że trudno przeciwstawiać turystów i mieszkańców. Kilkanaście procent Krakowian żyje z turystów. Jedni bezpośrednio inni pośrednio. Turyści są jednym z elementów stanowiących o dobrobycie Krakowa.
Turystyka to ok. 15 proc. krakowskiego PKB, ale wracam do pytania jak rozwijająca się turystyka zmieni miasto?
- Ścisłe centrum już dziś jest nastawione głównie dla turystów. Tam oferta dla mieszkańców jest ograniczona. Oczywiście można pójść na spacer z dziećmi na Wawel czy do muzeum, ale w te miejsca chodzą głównie turyści. Ci z polski (większość) i zza granicy. To zmienia centrum. Ono się staje bardziej wioską turystyczną, a mniej obszarem funkcjonalnym miasta.
Czy to zjawisko będzie przenosić się z obrębu Plant na inne dzielnice?
- Większość miast przeżywa dramat upadku centrum. Także w Tarnowie jest poważna dyskusja, bo śródmieście wymiera. Większość miast, nawet tych bez dużego ruchu turystycznego a ten problem, że handel przenosi się do galerii, do internetu. Księgarnie upadają wszędzie. Nawet te sieciowe. Ograniczenie ruchu turystycznego w centrum może niewiele zmienić, bo mieszkańcy tego centrum nie potrzebują. Oczywiście turyści jeszcze bardziej wypychają mieszkańców z centrum, ale ci i tak tracą zainteresowanie centralną częścią miasta. To jest problem całej Europy.
Sugeruje Pan, że turyści ratują życie w centrum?
- Niewątpliwie tak. Wewnątrz krakowskich Plant to już nikt prawie nie mieszka.
No i nie chcielibyśmy, żeby ten proces rozszerzał się obejmując kolejne części miasta. W Krakowie jest milion mieszkańców i 10 mln turystów czyli 1:10. Chyba więcej niż w Barcelonie. Czy są jakieś obliczenia kiedy ten proces jest już nie do powstrzymania i powoduje nieodwracalne zmiany w charakterze miasta?
- W Zakopanem przypada jeszcze więcej turystów na jednego mieszkańca.
No i widzimy tego skutki.
- Tam nikt nie narzeka na nadmiar turystów. Wręcz przeciwnie. No ale Zakopane jest miejscowością, która nie ma żadfnej innej funkcji niż turystyczna.
No i w przeciągu ostatniego stulecia charakter Zakopanego zmienił się absolutnie.
- Oczywiście, no ale nie chcemy w Krakowie zrobić Zakopanego i nie ma takiego ryzyka. Turyści nie przemieszczają się w te obszary gdzie przesuwa się aktywność Krakowian. Co dzisiaj robią mieszkańcy Krakowa? Jeżeli nie obsługują ruchu turystycznego to jadą do pracy do biurowców, firm w okolicach Kapelance czy w Bronowicach, czy koło Bonarki. Ze sklepów korzystają w galeriach...
... ale może tak robią, bo nie ma po co iść na spacer w centrum. Jako młody człowiek bywałem na Wawelu kilka razy w roku. Dziś nie byłem tam od kilku lat, bo ta masa turystów mnie odstrasza. To już nie jest moje miejsce.
- No jest takie ograniczenie. Proszę jednak zauważyć, że dzisiaj mało się chodzi. Kiedyś był to naturalny sposób przemieszczania się. Dzisiaj nawet 800 metrów do kościoła pokonuje się samochodem. 1200 metrów do szkoły to podwozi się dziecko, bo dziś dzieci aż do czwartej klasy nie chodzą do szkoły same. Nasze społeczeństwo jest samochodowe, a my zamykamy centra dla samochodów, więc potrzeba udania się do centrum jest mniejsza.
Zapytam tak: czy już teraz powinniśmy zastopować przyrost liczby turystów Krakowie czy jest jeszcze miejsca dla 2 - 3 mln więcej?
- Mamy 10. Myślę, że jak przyjedzie 11 mln to Kraków dalej pozostanie Krakowem...
A jak przyjedzie 16?
- To będzie problem. Myślę, że właśnie teraz jest czas, by podnosić jakość usług turystyczny. Zwiększać dochodowość niekoniecznie zwiększają ilość turystów. Działać tak, by niekoniecznie było ich więcej, ale żeby zostawiali więcej pieniędzy.