Mieszczaństwo krakowskie.To ono własnie, mimo rzeczywistego nieistnienia, ponosi odpowiedzialność za bajki opowiadane o nas, czyli krakowianach, w reszcie Polski.

Bo przecież krakowskie mieszczaństwo rozumiane podług znaczenia tego słowa - nie istnieje de facto. Roztopiło się prawie bez śladu w wynalazku o wyższej temperaturze topnienia: w tzw (o uroku terminów przekalkowanych z angielszczyzny) klasie średniej.


Gdzieżbyśmy dziś poszukiwali mieszczan? Czy na wsi? No nieee (fuuu, tu mieszczanin marszczy nos...). A i owszem ! Krakowianie masowo  przenoszą się do okolicznych wsi, gdzie chłopów nie udają, ale niejeden ma ambicje, by udawać Pana. Niechby i pana (i panią...) z amerykańskich filmów - ale zawszeć.


Polskie drobne mieszczaństwo, także krakowskie, wyodrębnimy poprzez zajęcia : uczeni czyli pracownicy nauki (niczym "Pracownicy morza"), właściciele sklepów? Ale czy bud na Tandecie też? Hm... Dalej lekarzy, prawników, urzędników państwowych i samorządowych (tu mieści się wszechwładna w Krakowie Republika Niezadowolonych Krystyn i "Panie z dziekanatu").

Ogólnie zaliczymy do krakowskich mieszczan osoby OSIADŁE W MIEŚCIE. Kogoś, kto codziennie dojeżdża z Liszek, z wielopokoleniowego domu rodzinnego - niechby i na Wawelu pracował - do krakowskich mieszczan intuicyjnie nie zaliczymy.

Prawda czy fałsz?

Konrad Myślik/kp