Góral z dziada pradziada
Czuję się stamtąd na tyle, że zdarza się, że korzystam z muzyki góralskiej w komponowaniu różnych utworów. Mogę to robić, bo znam i czuje tę muzykę.
Mama nie była góralką. Urodziła się w Stanach Zjednoczonych, w Chicago. To jest o tyle ważne, że w 1964 roku mogliśmy wyemigrować do USA właśnie dzięki temu, że mama była obywatelką amerykańską.
Ojciec był góralem. I miał zmysł artystyczny. Grał na skrzypcach, pisał wiersze, trochę komponował, rzeźbił. Zawodowo robił zdjęcia turystom, którzy przyjeżdżali z Zakopanego.
Mieliśmy psy góralskie, takie do fotografowania. Kilka ich było po kolei, bo jako się starzały, to trzeba było rozleniwionego zastąpić jakimś drugim, następnym.
Te zdjęcia robił turystom głównie na Gubałówce, czasem w Kuźnicach.
I co jeszcze istotne, był bardzo ciekawy świata. Wiedzy o świecie, o technice, o fizyce, o wszystkim, z czego składa się świat i wszechświat.
Mnie bardziej interesowała muzyka i chałturzenie, czyli takie granie rozrywkowe.
Grzechy młodości albo radości młodości
Zdecydowanie radości. Przede wszystkim w Zakopanem było wiele mniej domów, nie było płotów. Były ścieżki. I tymi ścieżkami biegało się, gdzie kto chciał, między jedną a drugą łąką. Biegaliśmy na przykład rano do potoka.
Jeden potok jest o tyle ważny, że chodziliśmy po wodę. Nie było bieżącej wody. Nie mieliśmy z początku studni, tylko trzeba było nosić wodę wiadrami. Kawał drogi, przynajmniej 150 metrów. I jak do jedzenia, to pół biedy. Kąpanie co sobotę, to trzeba było więcej nanosić. A jak jeszcze mama wymyśliła pranie, to już po prostu klęska kompletna. Tych wiader trzeba było nosić tam i z powrotem mnóstwo.
A drugi potok po drugiej stronie, to z kolei był taki potok, w którym myśmy się kąpali.
A woda miała głębokość 20 centymetrów.
Dziecięce marzenie o akordeonie
Pianino było w domu, ale marzyłem o akordeonie. Nie wiem, na czym to polegało, ale jakiś straszny magnetyzm taki ciągnął mnie do niego. I barwa głosu być może. Może taki organowy trochę był. Coś takiego było magicznego w tym instrumencie było. W końcu dostałem ten akordeon. Zarobiłem pierwsze kilka złotych dzięki temu akordeonowi, bo jak były urodziny albo imieniny sąsiadów, to już szedłem z tym akordeonem i grałem „Sto lat” albo „Szła dziewczyna do laseczka”. Zdarzało się, że dostałem jakieś dwa złote. Jak szedłem ze szkoły do domu, po drodze mogłem sobie kupić ogórka kiszonego za własne pieniądze.
Humor góralski
Jak ktoś ma trudne życie, a tam było ciężko, to jedynym ratunkiem, żeby nie zwariować, to jest po prostu bawić się tym, czym się da. Górale lubią gadać mądrze o głupich rzeczach, jak to mówią. Każdą rzecz można wykręcić tak, żeby było śmiesznie. W domu chichraliśmy się cały czas.
Bawię się wolnymi chwilami
Pracuję cały czas, wolniej już, konsumuję lenistwo i bawię się wolnymi chwilami. Miło jest leniwieć na starość, jak już się ma emeryturę i tak nic nie trzeba. Człowiek jest wolny, naprawdę wolny. Ma pani przed sobą naprawdę wolnego górala.