Jolanta Drużyńska: "Dużo pisze się w prasie, że dobrze jest w Nowej Hucie a to, jak się okazuje, jest straszna nędza i dziadostwo i jak tak dalej będzie, to Huta zamiast być Nową Hutą, będzie się nazywała starą dziurą nędzy...". To fragmenty wypowiedzi z 1952 roku bezpartyjnego tokarza Józefa Śliwy, którą zanotował tajny współpracownik bezpieki o pseudonimie "Krakus". Ten i wiele innych donosów z czasu powstawania Nowej Huty zamieszczony został w książce Wojciecha Poduchowskiego. Przypomina, że obok forsowanego ustrojowego entuzjazmu budowniczych Nowej Huty jest Nowa Huta buntująca się, niezgadzająca się z narzuconą po wojnie władzą, Nowa Huta, której głośny sprzeciw wobec systemu totalitarnego wyrażany był w latach 80.

Co zadecydowało o wyborze lokalizacji pierwszego, socjalistycznego miasta i największego kombinatu metalurgicznego? Czy rzeczywiście miał to być polityczny cios wymierzony w konserwatywny, opozycyjny Kraków z czasów referendum w 1946 roku i wyborów z 1947?

Jacek Chrobaczyński: Przestrzeń Nowej Huty można symbolicznie nazwać przestrzenią pomiędzy fortecą socjalizmu, komunizmu czy stalinizmu a fortecą Solidarności. Mniej więcej w tym przedziale postrzegam Nową Hutę i nie zgadzam się z teoriami, w których chodziło o to, by Kraków ukarać. Myślę, że było całkiem sporo mniej czy bardziej racjonalnych dla tamtego okresu przesłanek. Jednak, aby zrozumieć miejsce i pojęcie Nowej Huty, powinniśmy zacząć od ogólnej refleksji dotyczącej okresu stalinizmu w Polsce. Ten klucz leży w dramatycznym przekształcaniu Polski po 1944 roku w kraj, który będzie się nazywał Polska Ludowa, później Polska Rzeczpospolita Ludowa. Ten kraj będzie podmiotem prawa międzynarodowego, ale nie będzie krajem suwerennym. Pierwsze dziesięciolecie postrzegam, bo tu jest spór miedzy historykami, jako okres stalinizmu w Polsce. Definiuję stalinizm jako system komunistycznego totalitaryzmu w historycznej projekcji, co oznacza, że zagościł tu system już znany i który był wynikiem tego, co można by opisać jako finał II wojny światowej, w tym głównie finał polski (w lutym 1945 odbyła się konferencja w Jałcie, podczas której nastąpił polityczny podział Europy – przyp. red.), co z kolei oznaczało, że projekcja polska, wynikająca z konsekwencji II wojny światowej, była rozbieżna z większością oczekiwań społeczeństwa, które z tej wojny wychodziło. Nowa Huta jest swoistym laboratorium, organizmem nadal żywym. Mówię tutaj o tej "starej" Nowej Hucie, która jest kluczem do myślenia o tym, czym była, jakie były jej początki i jak ona się wpisywała w ten system stanowiąc, jak mówiła ówczesna publicystyka, "młodszą siostra Komsomolska". W 1980 roku stała się rzeczywistą fortecą Związku Solidarność. To jest zjawisko moim zdaniem fenomenalne.

 

Pamiętajmy, że pierwsi budowniczowie Nowej Huty byli poddawani ogromnej indoktrynacji, wpajaniu totalitarnej, komunistycznej ideologii. 30 lat później ich synowie czy wnukowie przeciwstawili się systemowi, który ich ojców sprowadził w to miejsce, dał pracę i mieszkania. Gdyby jednak nie pomysł zbudowania na tym terenie kombinatu metalurgicznego, socjalistyczne miasto by nie powstało. Po wojnie konieczne było wydobycie kraju z zapaści ekonomicznej, przyspieszenie rozwoju gospodarczego, industrializacja. Na te działania nałożyła się sytuacja międzynarodowa, wyścig zbrojeń między Wschodem a Zachodem. Do produkcji broni potrzebna była stal, której brakowało, stąd nacisk na wybudowanie huty o dużych możliwościach produkcyjnych. Początkowo jednak terenu dzisiejszej Nowej Huty, jako terenu pod inwestycję, nie brano pod uwagę.

Wojciech Poduchowski: Wielu sobie zadaje pytanie, dlaczego właśnie tu, obok Krakowa a nie w jakimś innym miejscu została ta huta zbudowana. Wokół tego pytania do tej pory toczy się spór. Decyzja o wybudowaniu Nowej Huty pod Krakowem była polityczna, bo wszystkie decyzje dotyczące ekonomi, gospodarki były decyzjami politycznymi w tym ustroju i w dużej mierze kierowano się ideologią. Oczywiście o industrializacji kraju myślano już przed wojną. To myślenie powróciło po wojnie, ale w pierwszym etapie, w okresie „trzyletniego planu”, mówiono raczej o dozbrajaniu tych hut, które już istniały. Chodziło o koszty. Dozbrajanie kosztowało o wiele mniej niż budowa nowego, wielkiego obiektu. Jednak podczas wizyty partyjno-państwowej delegacji w Moskwie, Józef Stalin na wieść o budowaniu w Polsce huty, której produkcja miałaby wynosić jeden milion ton stali, powiedział, że w Związku Radzieckim już dawno nie buduje się tak małych kombinatów. I to, jak się wydaje, była pewna wskazówka dla Polaków, jakiej wielkości kombinat jest potrzebny.

 

Stalin wówczas zadecydował, że nowa huta ma produkować aż 1,5 miliona ton stali.

Wojciech Poduchowski: Tak. To jest ważne przypomnienie, bowiem wcześniej, na dwa lata przed rozpoczęciem budowy obiektu, trwały przygotowania do wybudowania kombinatu nad kanałem Gliwickim a nawet na Wybrzeżu Bałtyckim. To były bardzo zaawansowane przygotowania. Jednakże zmianę miejsca wymusiła wielkość projektowanego obiektu.

 

Na marginesie dodajmy, że projekt huty zakupiono wtedy od amerykańskiej firmy z Chicago.

Wojciech Poduchowski: Ale odrzucenie przez Polskę planu Marshalla doprowadziło do zerwania kontaktów nie tylko politycznych, ale i gospodarczych z USA i trzeba było przyjąć wzorce sowieckie. Warto wiedzieć, że ten radziecki projekt opierał się na starej, amerykańskiej hucie z lat 20. Związek Radziecki odkupił projekt od Amerykanów a potem nam ofiarował w prezencie. Ale to jeszcze nie daje precyzyjnej odpowiedzi, dlaczego w końcu hutę zlokalizowano pod Krakowem. Okazuje się, że przeważyły w tym wypadku argumenty typu technicznego czyli odpowiedni wymiar i ukształtowanie terenu, dostęp do wody (bliskość Wisły), wytrzymałość gruntu dająca możliwość wznoszenie dużych budowli. Spotkałem się z opiniami, że teren o podobnych parametrach można było znaleźć w okolicach Tarnowa. To oczywiście wymaga dalszych, historycznych badań, ale zapoznałem się także z analizą historyczną z lat 80. powstałą w Dzielnicowej Radzie Narodowej w Nowej Hucie, której autor twierdzi, że decyzja o tym, że huta ma zostać zlokalizowana pod Krakowem, została podjęta na zjeździe zjednoczeniowym PPS i PPR w grudniu 1948 roku. To jednak możemy na razie potraktować jako niepotwierdzoną ciekawostkę.

Wiemy na pewno natomiast, że to Chryzant Zybin, główny inżynier projektów kombinatów w rosyjskim Gipromezie, wskazał pola Pleszowa i Mogiły jako teren najbardziej nadający się pod budowę takiego kombinatu.

 

To, że grunty, na których miała być prowadzona budowa huty i przyszłego miasta, miały swoich właścicieli, że huta spowoduje zniszczenie, umieranie puszczy Niepołomickiej, w tym czasie nie miały znaczenia.

Wojciech Poduchowski: Dodajmy, że o Nowej Hucie, budowanej jakby na przekór czy w opozycji do "reakcyjnego Krakowa", zaczęto wyraźnie mówić dopiero w początkach 1951 roku.

 

Rozpoczęcie budowy kombinatu poprzedziła wielka budowa pierwszego socjalistycznego miasta. Budowniczowie i inżynierowie huty musieli mieć mieszkania. W lecie 1951 roku z Mińska Mazowieckiego do Nowej Huty przyjeżdża późniejszy cysters ojciec Korneliusz Jackiewicz.

O. Korneliusz Jackiewicz: Przyjechałem do Nowej Huty jako junak SP - Służby Polsce. Wtedy obowiązywała taka zasada, że młodzież w czasie wakacji ma pracować na rzecz ojczyzny i stworzono hufce junackie. Zatem młodzież z Mazowsza, z dawnego województwa warszawskiego, została wyznaczona właśnie do budowy Nowej Huty. Razem z kolegami z liceum znaleźliśmy się na tej wielkiej inwestycji. Pracowaliśmy przy budowie pierwszych osiedli nowohuckich: Wandy, Willowym, na Skarpie i Młodości. Na czym polegała nasza praca? Jako uczniowie nie byliśmy przygotowani fachowo do jakiejś pracy specjalistycznej, tylko podawaliśmy cegłę na "jeszcze jeden nowy dom" - jak nam ciągle mówiono - albo nawoziliśmy ziemię pod obecny szpital im. Żeromskiego na Skarpie. Nasze namioty znajdowały się mniej więcej w tym miejscu, gdzie dziś znajduje się kościół Arka Pana i codziennie rano w szeregach ze śpiewem "O Nowej to Hucie piosenka" szliśmy do pracy. Różne piosenki były, ale trzeba było maszerować zawsze ze śpiewem a ta akurat melodia była znana i dobrze się przy niej maszerowało.

 

To jest dobry moment w naszej rozmowie, aby powiedzieć o tych budowniczych właśnie, o tej różnorodnej ludzkiej zbieraninie, która ściągnęła tu z całej Polski. Pojawiło się też mnóstwo młodych ludzi, właściwie bez wykształcenia.

Jacek Chrobaczyński: Nowa Huta właśnie jest tą sztandarową budową okresu realizacji planu sześcioletniego, kiedy podjęto decyzję o uprzemysłowieniu, industrializacji Polski. Plan sześcioletni, jak mówił jeden z komunistów, to była rewolucja. Jeśli popatrzymy na to z perspektywy definicji, o której wspomniałem: "stalinizm to system komunistycznego totalitaryzmu", to pierwsza jego część została zrealizowana w przestrzeni polityczno-ustrojowej. Partia zmonopolizowała władzę, sfałszowała wybory itd. Drugim elementem była gospodarka. Ze względów ustrojowych musiały nastąpić wyraźne zmiany własnościowe. Poza tym państwo polskie wychodzące z wojny było wiejsko-małomiasteczkowe. Dominowała generalnie ludność wiejska. Proszę pamiętać, że Warszawy nie ma , milionowe miasto zniknęło, nie ma Lwowa, nie ma Wilna, ludność jest w potężnym ruchu. Plan trzyletni z lat 1947 - 1949 rozstrzygał kwestie bieżące, łatanie dziury. W międzyczasie dochodziło do międzynarodowych konfliktów, które wpływały także na gospodarkę. Myślę tu o wojnie w Korei. To, co się stało w planie sześcioletnim i w jego wyniku, to było rewolucyjne przerobienie wiejskiej i małomiasteczkowej społeczności w proletariat, później kształtowany jako klasa robotnicza. Miliony ludzi przeszły ze wsi do miasta zmieniając miejsce zamieszkania, świadomość, otoczenie, środowisko kulturowe. W Nowej Hucie ten problem wyglądał nieco inaczej, bo powstało, mówiąc średniowieczną terminologią, miasto na korzeniu. Do 1951 roku Nowa Huta była samodzielnym miastem, nie była częścią Krakowa. Jej mieszkańcami i jednocześnie pracownikami zakładu byli budowniczowie Nowej Huty. To jest o tyle interesujące, że emeryci mieszkający w Nowej Hucie to są jej dawni budowniczowie. To było miasto jak poeta pisał "bez zaułków", tak budowano na przykład osiedle Willowe. Wojciech Poduchowski w swojej książce pisze o ogromnym nacisku ideologiczno-politycznym. Jeżeli młody człowiek wywodzący się ze wsi wprowadzał się do dwóch pokoi nowohuckich, z centralnym ogrzewaniem, to udawało się go z czasem przekonać, że to jest właśnie socjalizm. Potem wracał do domu i wchodził w konflikt z rodzicami. Padały pytania typu: "Dlaczego tato nie wstępujesz do PGR-u”? Jeżeli teraz spojrzymy na ten „plan sześcioletni”, nie tylko w perspektywie budowy, to zauważymy, że w tym czasie zostało rozpoczętych 600 nowych inwestycji. Jak na tak wielką rewoltę społeczną, było to zjawisko niebywałe. Pamiętajmy też, że w tym czasie w Polsce brakowało mieszczaństwa. Niemcy zniszczyli Żydów, którzy stanowili historyczne mieszczaństwo a jednocześnie komuniści po wojnie stworzyli nieprawdopodobną ilość atrakcyjnych propozycji miejsc pracy, etatów.

 

Wojna to także zagłada ziemiaństwa, inteligencji, kadry zawodowej, technicznej, zniszczenie warstwy najbardziej aktywnej i wykształconej. Ginęli w łagrach sowieckich, obozach koncentracyjnych, rozstrzeliwani przez NKWD i Gestapo, ginęli w Powstaniu Warszawskim i dziesiątkach oddziałów partyzanckich. To także emigranci 1939 roku, żołnierze i dowódcy PSZ. Zatem po wojnie powstaje wielka luka, nie tylko demograficzna, ale i kulturowa, edukacyjna. Pozostaje najliczniejsza społeczność wiejska, na której spoczywa ciężar zapełnienia tej wyrwy czyli szybki awans społeczny, kulturowy, edukacyjny.

Jacek Chrobaczyński: Jeszcze dwa ważne procesy zaszły w społeczeństwie polskim podczas okupacji. Z jednej strony to był proces, który można by opisać jako demokratyzację, taką wewnętrzną, np. tajne nauczanie, prasa konspiracyjna itd. Natomiast drugi proces, który następował w wyniku okupacji, można by opisać jako radykalizacja postaw. Postępowała nędza, ogólnonarodowa trauma, oczekiwano niepodległości jakiejkolwiek i skądkolwiek. To było zadanie naczelne dla przeciętnego Kowalskiego, takiego „mass mana”. Jeżeli nacisk propagandowy, komunistyczny wszedł wówczas w ten obszar i go wykorzystał, to istniała szansa, że różnymi narzędziami: strachem, terrorem, ale także przekonaniem, awansem w tę olbrzymią lukę postwojenną zacznie wchodzić nowe pokolenie, które zapewne nigdy, tak szybko i na taką skalę, nie awansowało by, gdyby sytuacja wojenna nie miała miejsca. Nową Hutę najpierw zdominuje edukacja, potem literatura, bo socrealizm zacznie pisać „o nowej to hucie piosenki”. Powstanie kombinat, powstanie miasto z jej infrastrukturą, szkoły, przedszkola i te wszystkie czynniki, o których tu jest mowa, zaczną się tam kanalizować.

 

Wojciech Poduchowski: Przeprowadzając badania, których wyniki zamieściłem w swej pracy dotyczącej społeczności Nowej Huty, zauważyłem, że największy odsetek stanowili ludzie pochodzący ze wsi, wyrwani jak wielu mówiło, z dotychczasowego otoczenia, z korzeniami. Oni zaczęli stawać się nowymi mieszczanami, ale mentalnie tkwili we własnym, wiejskim środowisku ze wszystkimi wyznawanymi w nim tradycyjnymi, wartościami. Przenosili je do swych nowych domów. I pomimo angażowania się w tę socjalistyczną budowę cały czas to doświadczenie domu rodzinnego w sobie pielęgnowali.

 

Także doświadczenie tradycji religijnej, bardzo ważnej, zaowocuje później walką nowohucian o krzyż i Kościół. Zatem mamy w Nowej Hucie bardzo zróżnicowaną pod względem pochodzenia, wykształcenia społeczność, w której ważne jest odnotowanie jej elity czyli kadry inżynieryjno-technicznej kombinatu i projektantów miasta. To są często świetnie wyedukowani ludzie, kształceni jeszcze przed wojną, absolwenci uniwersytetów w Krakowie, Warszawie, Lwowie , Poznaniu . Oni często przy rozmowach o Nowej Hucie byli pomijani.

Wojciech Poduchowski: Pokazuję w swojej publikacji, że ta społeczność była jeszcze bardziej zróżnicowana, niż nam się wydaje. Można to zauważyć śledząc sprawy prowadzone przez policję polityczną, Urząd Bezpieczeństwa a dotyczące rozpracowania lokalnej społeczności. Historia jest przewrotna, bo paradoksalnie, właśnie dzięki tym dokumentom, dziś wiemy, kim byli ci rozpracowywani przez bezpiekę ludzie. To byli uczestnicy kilku wojen o dużym, życiowym doświadczeniu: żołnierze wojny polsko-bolszewickiej z 1920 roku, wojny obronnej z 1939, wojny francusko-niemieckiej, uczestnicy ofensywy alianckiej z 1944 i 45 roku, także byli żołnierze AK i innych ugrupowań niepodległościowych. To bardzo często są nie tylko szeregowi członkowie tych formacji, ale także dowódcy, współpracownicy wywiadu, Kedywu AK , są też urzędnicy polskiego państwa podziemnego. W tej grupie znajdują się także osoby, które w czasie wojny współpracowały z Gestapo, ci często stawiali się potem agentami bezpieki. Takim znamiennym przykładem (choć nie ma potwierdzonej w dokumentach jego współpracy z UB) jest postać Józefa Steina, który w okresie II Rzeczpospolitej był współpracownikiem słynnej "dwójki" – II Oddziału Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Został zaangażowany do rozpracowania niemieckiego szpiega Mieczysława Kota pracującego w krakowskich zakładach zbrojeniowych. W czasie wojny "przejęło" go na współpracę krakowskie Gestapo. (Józef Stein przez pewien czas był korespondentem Polskiego Radia oraz "Gazety Krakowskiej i "Budujemy Socjalizm" w Nowej Hucie – przyp. red.). Jest mnóstwo takich historii, które pokazują ogromne zróżnicowanie tej nowohuckiej ludzkiej zbiorowości.

 

 

Skala inwigilacji praktycznie wszystkich możliwych środowisk w Nowej Hucie pokazuje, że była ona, jako wyjątkowe socjalistyczne miasto, pod specjalnym nadzorem bezpieki. Ale mimo tego nadzoru, dochodzi wówczas w Nowej Hucie do powstania organizacji, których z pierwszym socjalistycznym miastem nie specjalnie byśmy kojarzyli, przynajmniej w tamtym okresie. Chodzi o środowisko junaków. O ich wybrykach chuligańskich krążyły mrożące krew w żyłach opowieści.

O. Korneliusz Jackiewicz: Częściowo to była prawda o tych wybrykach, ale też jak w każdej społeczności, w wypadku tej młodej społeczności, byli tacy, którzy nie interesowali się awanturami. Nasza grupa junaków z liceum uczestniczyła w wykładach, spotkaniach z profesorami, którzy przyjeżdżali z Krakowa i opowiadali nam o tym mieście. Urządzano nam też wycieczki do Krakowa, jak również zajęcia wojskowe. Chodziliśmy na ćwiczenia a równocześnie mając wolny czas mogliśmy też pojechać na zwiedzanie Krakowa. Któregoś razu nie dostałem się do autobusu, który jechał do Krakowa i znalazłem się w Mogile, w kościele ojców Cystersów. To stało się właściwie początkiem mojej duchowej drogi w tym zakonie.


 

Czyli wynika z tego, że gdyby wtedy znalazło się miejsce w autobusie do Krakowa, to kto wie, jak potoczyłyby się dalsze losy ojca?

O. Korneliusz Jackiewicz: To fakt, ale Opatrzność Boża zrządziła, że jeżdżąc czasem traktorem, patrzyłem na ten klasztor ukryty pośród drzew i myślałem sobie o nim już wtedy, że to może być mój dom. Ja już wcześniej odwiedziłem ten klasztor i zapytałem, czy takich junaków, jak ja przyjmuje się do klasztoru. Odpowiedziano mi wtedy: "Jeśli będziesz chciał, przyjedź a będziesz przyjęty".


 

Przywołałam ponownie społeczność junaków, która jak się wydawało, była najmocniej indoktrynowana, bowiem to właśnie wśród niej powstawały organizacje tzw. drugiej konspiracji niepodległościowej, młodzieżowej konspiracji antykomunistycznej, np. Polska Niepodległa. Tej organizacji przypisywano nawet chęć dokonania zamachu na Bolesława Bieruta.

Wojciech Poduchowski: Tak, nie tylko na niego, ale także na innych dostojników partyjnych. Nie wiemy czy było to prawdą, czy bezpieka nie wyolbrzymiła ich działalności. W przypadku członków Polski Niepodległej, która była częścią innej, większej organizacji młodzieżowej, tzw. Armii Podziemnej, wszystko skończyło się na sali sądowej konkretnymi wyrokami, bardzo surowymi, kilkuletnimi. Liderzy Jan Kalinowski, Henryk Homka otrzymali po 7 lat wiezienia.


 

Dla tych młodych chłopaków 19 czy 20-letnich to były wyroki wyjątkowo drastyczne, odbierające im najlepsze lata życia, często możliwość kształcenia się.

Wojciech Poduchowski: Były jeszcze inne mniejsze organizacje, kilkuosobowe, np. Młodzieżowa Organizacja Podziemna, która składała się tylko z czterech członków, w tym junaka Teofila Muszyńskiego, głównego organizatora grupy i trójki jego kolegów. 21-letni Muszyński opowiadał kolegom o sowietyzacji Polski, o uzależnieniu gospodarczym kraju od Związku Sowieckiego. Młodzi spiskowcy planowali ucieczkę, chcieli przedostać się do Austrii, przez Czechosłowację. Ich działalność zakończyła się, gdy o ich organizacji doniósł do UB niebędący jej członkiem, junak Jan Zieliński.

 

Wróćmy do tego, co opowiedział o swoim duchowym powołaniu ówczesny junak o. Korneliusz. Nowa Huta, sztandarowe miasto socjalizmu, budowana była jako miasto bez Boga, ale polityczni inspiratorzy budowy zapomnieli o istniejącym w tym miejscu od wieków klasztorze i kościele ojców Cystersów.

O. Korneliusz Jackiewicz: Ci, którzy przybywali do Nowej Huty, domagali się budowy kościoła i głośno o ten kościół wołali. Potem była ta słynna obrona krzyża.


 

Ale to już okres późniejszy, rok 1960. A ja chciałbym abyśmy powiedzieli o pierwszym okresie funkcjonowania Nowej Huty, o czasach socrealizmu.

Jacek Chrobaczyński: Tu trzeba pamiętać o pewnej ciągłości. Nawet jeśli ci ludzie mieli po 18-20 lat, to była to społeczność, która wychodziła z wojny. Koniec okupacji oznaczał kres totalnego zabijania, niszczenia. Ci ludzie przychodzili z różnym doświadczeniem, ze środowiska, które w jakiejś mierze kategoryzowało, hierarchizowało. I teraz w Nowej Hucie zderzali się z nową rzeczywistością dającą awans, poprawę warunków socjalnych. Ta nowa rzeczywistość negowała wojenną przeszłość, czas donosów, aresztowań , wyroków. Następowały więc procesy dwojakiego rodzaju. Część, tak jak ojciec Korneliusz, zwiąże się z Kościołem, będzie myśleć o Kościele a część pójdzie w przeciwną stronę. Niektórzy zostaną funkcjonariuszami nowego systemu, zaczną awansować także po linii partyjnej. Kumulacja tych wszystkich doświadczeń i zderzenie ich z rzeczywistością sprowokuje pytania i próby odpowiedzi w następnej dekadzie, w latach 60. Zaczną padać pytania, dlaczego Nowa Huta jest miastem bez kościołów?

Z jednej strony więc widoczne będą procesy stalinizacji, akceptacji ustroju, identyfikacji z nową rzeczywistością a z drugiej, ta próba pozbawienia mieszkańców "duchowości" objawi się właśnie w wołaniu o budowę kościoła.

Huta będzie szła w pochodzie pierwszomajowym, będzie czciła Lenina, bo jego imię otrzyma kombinat, ale w pewnym momencie nastąpi bunt na pokładzie, chociaż będzie to już inne pokolenie.


 

Ale to będzie pokolenie, które wyrosło w cieniu klasztoru a potem opactwa w Mogile. Nowa Huta tak została zaprojektowana, że pierwsze bloki mieszkalne stawiano w odległości wielu kilometrów od najbliższych świątyń w Ruszczy, Pleszowie, Czyżynach, Raciborowicach. Wyjątkiem był właśnie klasztor i kościół Cystersów w Mogile. Pamiętajmy, że w tym pierwszym, powojennym okresie władze państwowe, z Bierutem na czele, uczestniczyły w uroczystościach religijnych, chociaż budowa Nowej Huty była próbą radykalnego odcięcia kościoła w Polsce od wiernych.

 

O. Korneliusz Jackiewicz: To właśnie Cystersi z Mogiły postawili na tym terenie krzyż. W XIII wieku pobudowali tu kościół i klasztor. Boża Opatrzność tak zrządziła, że Nowa Huta stworzona została na przekór budowniczym, pod ramionami cudownego krzyża. Przypomniał to podczas swojej pielgrzymki do Polski, Ojciec Święty. Wspominał stary krzyż, jeszcze odziedziczony po czasach piastowskich, mówił również o nowym krzyżu. Mówił, że tam, gdzie stanął symbol wiary, tam dotarła i ewangelizacja. A nowa ewangelizacja – jak dodawał – w Nowej Hucie rozpoczęła się właśnie dzięki klasztorowi Cystersów. Bo to miejsce już tu było i ludzie przychodzili do niego spontanicznie. W tym czasie prawie osiem tysięcy dzieci i dwa tysiące młodzieży ze szkół średnich przychodziło do kościoła Cystersów na katechizację. A później powstała nowa parafia Bieńczyce i walczyliśmy o krzyż i kościół.

 

 

Ludzie z miasta bez Boga, zaczęli w końcu burzyć ustrój, który tego Boga chciał wyrzucić.

Jacek Chrobaczyński: Dlatego cały czas używam tego pojęcia, że Nowa Huta to jest takie laboratorium, niemalże wszystkiego. Ale pytanie socjohistoryczne brzmi następująco: Jak głęboko system wniknął w tę społeczność? Bo jeżeli popatrzymy od strony skutków, czym się to wszystko zakończyło no to poza ludźmi związanymi z systemem, trzeba przyznać, że ta ideologizacja była dość płytka. Jak trzeba było iść na pochód pierwszomajowy, to Huta szła, ale jak trzeba było walczyć o kościół i krzyż, to huta też była.

 

Wojciech Poduchowski: Wydawało się, że ci planiści, którzy projektowali "nowego człowieka", prawdziwe socjalistyczne społeczeństwo, w przypadku Nowej Huty nie docenili siły tradycji i faktu, że tu znajduje się prastary ośrodek kultu, który silnie oddziaływuje. Kościół katolicki pomimo ciężkich chwil ostrej nagonki, podejmuje rękawicę walki o rząd dusz. Nie tylko, nie jest bierny, ale podejmuje także decyzję o charakterze administracyjnym, decyzję o stworzeniu nowej parafii bieńczyckiej, wprawdzie bez kościoła, ale z kaplicą, do której tysiące ludzi pielgrzymuje. Kościół więc podtrzymuje te wartości, które przecież wielu z tych nowych mieszkańców Nowej Huty wyniosło z domu.

O. Korneliusz Jackiewicz: Tam, do tej kaplicy, junacy też chodzili na pacierz, na modlitwę po pracy.

Wojciech Poduchowski: Oczywiście, to Cystersom powierza się opiekę nad tą bieńczycką parafią. Aby wzmocnić opiekę duszpasterską w 1953 roku klasztor w Mogile został podniesiony do rangi opactwa. Szczególnie wyraźne zabiegi kardynała Sapiehy, który starał się, nie pozostawiać nowohuckiego Kościoła samemu sobie. Ślad jego wypowiedzi, że trzeba zająć się przybywającymi na budowę miasta i kombinatu ludźmi, odnaleźć można nawet w donosach do UB.

 

O. Korneliusz Jackiewicz: No i wielką rolę odegrał także Karol Wojtyła, który przecież cały czas upominał się o budowę kościoła w Nowej Hucie.

Jacek Chrobaczyński: Dla mnie to jest niezwykłe zjawisko, że narodziny oporu społecznego w postaci Solidarności skrystalizowały się także tutaj, w Hucie, która nosiła imię wodza rewolucji. To była forteca, która cały czas była zasadniczym punktem odniesienia dla komunistów. To jest właśnie ten nasz nowohucki paradoks.