Zacznijmy od najważniejszego strachu aktorskiego. Jest taki dreszczyk przedpremierowy?
Karolina Chapko: To jest taka trema motywująca. Ona jest pod kontrolą.
Paweł Sanakiewicz: Karolinka jest młodą dziewczyną, ale ja jestem starym aktorem - 38 lat pracy. Więc powinienem już nie mieć tremy. Przeżyłem około 100 premier, ale trema pojawia się za każdym razem. Są dwa rodzaje tremy: niszcząca i budująca.
Gracie w spektaklu "Przerażony na śmierć" i ten spektakl będzie grany w teatrze Variete. Ten teatr cały czas jest na cenzurowanym. Czy czujecie tę presję?
Paweł Sanakiewicz: Wiemy o różnych sprawach, ploteczkach, ale nas to kompletnie nie dotyczy. Zaproszono nas do współpracy jako aktorów, mamy wykonać swoją robotę, godziwie opłaceni. Chcę to zadanie lekkie, choć niegłupie, wykonać jak najlepiej.
Ten spektakl jest dość oryginalny. Rzecz dzieje się w XIX wieku. Nie brakuje jednak zaskoczenia i premiera nie bez przyczyny jest właśnie jutro.
Karolina Chapko: Reżyser mówi, że nie chce horroru, to aktorszy są przerażeni i straszeni. Chce, żeby widz - jak on to ładnie mówi - podskakiwał na siedzeniu i był zaskakiwany.
A jak pracuje się z angielskim reżyserem, który równocześnie jest autorem sztuki?
Karolina Chapko: Pierwsza nowość to praca w innym języku, inne są też godziny pracy aktorów.
Aktorów uważa się za grupę szalenie przesądną. Macie takie swoje przesądy?
Karolina Chapko: Gdy aktorowi upadnie scenariusz, to z pewnością go przydepta - na szczęście, żeby rola nie upadła. Śmiesznie jest, kiedy aktorowi upadnie cokolwiek innego niż scenariusz i też to depcze. Jeżeli na aktorce trzeba coś przeszyć, np. guzik się urwał, to krawcowa czy garderobiana daje aktorce do ust nitkę. To ma zapobiec zaszyciu talentu.
Paweł Sanakiewicz: Jeżeli na scenie jest trumna lub któryś z aktorów gra osobę zmarłą, to zdarza się, że ktoś z obsady umiera. Tak było w przypadku sztuk Gombrowicza. Także pawie pióra przynoszą pecha. Tu na myśl przychodzi "Wesele" Wyspiańskiego.
Czego się boicie? Nie bała się pani np. porównywania do siostry?
Karolina Chapko: Nie wchodziłam w zawód z obawami. Może to sprawa zbyt małej świadomości. Teraz coraz częściej zdarza się, że jesteśmy zapraszane na te same castingi, ale śmiejemy się, że pracujemy na to samo nazwisko.
Paweł Sanakiewicz: Zawsze się boję odpowiedzialności. To jest praca zespołowa. Boję się za siebie i za kolegów. Jutro w teatrze oprócz reżysera i aktorów, będzie także iluzjonista i to taki z najwyższej półki. Nie możemy za dużo zdradzić, a iluzjonista przyszedł, bo teatr Variete go zaangażował. Nie wierzą w duchy. A jak potrzeba, to duchy się zjawiają i grają i to bez pieniędzy, bo duchy nie potrzebują pieniędzy.
Baliście się podczas grania?
Paweł Sanakiewicz: Nawet jak ma się taki dystans, to to działa.