Zapis rozmowy Agnieszki Wrońskiej z posłanką PiS, Józefą Szczurek-Żelazko.
Tarnowski szpital wojewódzki z innymi placówkami medycznymi apeluje do Ministerstwa Zdrowia ws. zatrważających cen energii elektrycznej. Szpital św. Łukasza szacuje, że rachunki mogą wzrosnąć z 4 milionów złotych do 19 milionów. Rząd planuje wsparcie placówek medycznych w tej kwestii?
- Faktycznie nagły wzrost cen energii dotyczy też szpitali. Wynika to z ogólnoświatowej sytuacji, rzeczywistości popandemicznej. Duży wpływ ma też wojna na Ukrainie i polityka energetyczna UE. Jest niekontrolowany wzrost cen energii. Rząd podejmuje szereg działań dla gospodarstw domowych i instytucji publicznych. Dlatego samorządy, które w dużej mierze są właścicielami tych jednostek, otrzymują duże wsparcie. Na ostatnim posiedzeniu Sejmu przyjęta została ustawa o wsparciu samorządu, na mocy której będzie do końca roku ponad 13 miliardów złotych. Środki trafią do samorządów. One mogą być przeznaczone na tworzenie możliwości finansowania kosztów wynikających ze wzrostu cen. To wyraźne wsparcie. To jeden z elementów. Istotnym wsparciem dla szpitali był wzrost wyceny. Od 1 lipca wzrosły środki przekazywane do szpitali. W skali kraju to ponad 7 miliardów złotych dodatkowo na wzrosty wynagrodzeń, ale może to być też przeznaczone na pokrycie kosztów wzrostu cen mediów. Sytuacja szpitali będzie analizowana, żeby w sytuacji kryzysowej je wspierać.
Mówimy o szpitalach, ale problem tej jesieni dotknie też na przykład placówki oświatowe.
- Oszacowane zostały mniej więcej skutki wpływu inflacji na koszty utrzymania placówek innych niż szpitale. 13,7 miliarda złotych jest procedowane. Czekamy na Senat i podpis prezydenta. Środki trafią do samorządów. To około 2,5 miliona na gminę, ponad 6 milionów na powiat i około 30 milionów na województwa. Te środki pozwolą wesprzeć instytucje im podlegające. To szpitale, szkoły, żłobki, przedszkola. To wsparcie ewidentne. Środki są zabezpieczone. Obecny rząd w sytuacjach kryzysowych reaguje. Jest wzrost cen energii, środki do gospodarstw domowych są przekazywane. Poprzednie rządy w różnych takich kryzysach nie podejmowały działań.
To wystarczy? Mówi pani, że to 2,5 miliona złotych na powiat. Rachunki w szpitalach mogą być dużo wyższe.
- Mówiłam o małych gminach. Dochody samorządów także rosną. Samorządy biorą udział w podziale środków z budżetu z PIT i CIT. Te środki rosną. Samorządy są wspierane na inwestycje przez fundusze. To Polski Ład, Fundusz Rozwoju Dróg Lokalnych. Ostatnio z Polskiego Ładu duże środki trafiły dla gmin ulokowanych na terenach po PGR. Nigdy takich środków nie było. Inflacja dotyka wszystkich, także budżetu państwa. Wszyscy razem musimy podejmować działania, żeby ochraniać podmioty realizujące ważne zadania publiczne. Musimy też ochraniać mieszkańców, którzy najbardziej odczuwają negatywne skutki inflacji.
Myśli pani, że inflacja dojdzie do 20%, jak alarmują ekonomiści?
- Nie jestem ekonomistą. Nie chcę przekazywać informacji wynikających z moich wynurzeń. Od tego są specjaliści. Rząd PiS robi jednak wszystko, żeby inflacja nie przynosiła negatywnych skutków dla mieszkańców. Jest szereg osłon. Programy są realizowane. Do tego programy społeczne. Mimo inflacji ciągle są programy 500+, wyprawka, 13, 14 emerytura. Młodzi do 26. roku życia nie płacą podatku. Są nowe progi podatkowe. 30 tysięcy to kwota wolna od podatku. To duże działania, których nikt do tej pory nie stosował. Należy podkreślić to, co do tej pory w relacjach rząd-samorząd dobrze się zadziało. Jest sytuacja kryzysowa. Cały świat zmaga się z kryzysem. Nie jest to wywołane polskimi uwarunkowaniami. To szereg okoliczności z ostatnich lat na świecie. Wpływa to negatywnie na gospodarkę, dochody państwa i samorządów. Problem jest wspólny. Rząd wspiera samorządy. Robimy wszystko, żeby zadania publiczne były realizowane. W kolejnych miesiącach, jak będą nowe okoliczności, rząd PiS podejmie działania, żeby ochraniać najbardziej potrzebujących.
Kryzysowa sytuacja geopolityczna sprawiła także, że szybko zapomnieliśmy o pandemii. Covid jednak ciągle jest. Mamy wrzesień, dzieci wróciły do szkół i przedszkoli. Musimy się liczyć z kolejną falą wirusa?
- My z wirusem żyjemy od 2020 roku. Na pewno więcej wiemy o biologii wirusa, sposobie transmisji, przebiegu choroby covid. Łatwiej nam jest podejmować decyzje. W 2020 roku była to wielka niewiadoma dla medyków, polityków. Teraz wiemy, że mimo dużej ilości zakażeń, przebieg choroby jest znacznie łagodniejszy niż na początku pandemii. Wirus mutuje, zmienia biologię, staje się mniej groźny. Na dziś nie ma potrzeby podejmowania tak drastycznych działań, jak w 2020 roku. Uniwersalne zasady: mycie rąk, dystans społeczny, odgrywają ważną rolę przy wielu chorobach infekcyjnych. To się sprawdza. Namawiamy, żeby to nie było działanie akcyjne, ale nawyk ogólny. To nas będzie chroniło przed wszystkimi wirusami. Wierzę, że nie będzie potrzeby podejmowania drastycznych działań. Jesteśmy jednak przygotowani na to, żeby przy zwiększonej ilości pacjentów, system zadziałał.
Nie niepokoi pani sytuacja w Grupie Azoty? Są sygnały, kiedy chemiczny gigant mógłby wznowić produkcję nawozów?
- Tarnowskie Azoty to spółka skarbu państwa. Zarząd i rada nadzorcza jest w kontakcie z Ministerstwem Aktywów Państwowych. Decyzje są uzgadniane. Wierzę, że ta sytuacja się szybko wyjaśni. Rozmowy trwają. Nie wszystkie szczegóły są ujawniane, ale ministerstwo z troską podchodzi do tych strategicznych zakładów, żeby ich przerwa w działaniu nie wywołała łańcucha zakłóceń w innych podmiotach. Działania są. Sytuacja niebawem się ustabilizuje.
Pracownicy nie muszą się obawiać o swoje miejsca pracy?
- Wierzę w kompetencje zarządu, prezesa Azotów. Wszystkim przyświeca troska o sprawne działanie gospodarki narodowej. To się przekłada na jakość życia Polaków. Wierzę, że problem niedługo zostanie rozwiązany i zakłady będą działały. Podkreślę jedno. To, co się dowiadujemy w różnych momentach, jak przerwy w działaniu niektórych zakładów pracy, jest spowodowane kryzysem energetycznym. On został wywołany przez nieodpowiedzialną politykę UE. Nagłe odchodzenie od paliw kopalnych, uzależnienie się od dostaw gazu z Rosji, wprowadzenie w szybkim tempie działań, które mają poprawić klimat. To doprowadziło do braków energii i kryzysu. Jak brakuje jakiegoś dobra na rynku, cena szybuje w górę. Jako rząd mówiliśmy zawsze o dywersyfikacji dostaw energii. Robiliśmy to od kilku lat. Zabrakło takiej zapobiegliwości wcześniej. Jakby te działania zostały podjęte kilkanaście lat temu, dziś bylibyśmy suwerenni energetycznie. Nie byłoby takich problemów.