W sobotę Jarosław Kaczyński po raz siódmy został prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Pamięta pani, ile razy zapowiadał, że w wyborach na szefa partii już więcej startować nie będzie?
- Myślę, że ważne jest, iż prezes nadal będzie sterował PiS. Jest dobrym strategiem, bardzo dobrze prowadzi naszą formację w kierunku zmian, które planujemy w Polsce. To naturalna rzecz. Może wcześniej miał wątpliwości, czy powinien nadal kierować formacją, ale został przekonany. Wprawdzie ma ponad 70 lat, ale on czuje, że da radę. Stąd taka decyzja. Można analizować różne sytuacje, ale najważniejsze jest, że mamy bardzo dobrego stratega, który będzie prowadził Polskę w dobrym kierunku.
Sam Jarosław Kaczyński przyznawał, że pewne ryzyko tu jest, bo to jest sporo ponad 70, nie wytykając nikomu wieku, ale 76 lat. Czy widzi pani może na przyszłość jakiegoś delfina, potencjalnego następcę? Może np. wśród nowo wybranych wiceprezesów Prawa i Sprawiedliwości?
- Mamy bardzo dobrego prezesa. Kolejne lata przed nim. Życzymy mu wiele zdrowia. Naturalnie każda formacja ma różne etapy. Teraz stawiamy, przy zachowaniu tradycyjnych wartości, na młodość. Musi być możliwość rozwoju gospodarczego, społecznego. Tego oczekuje młode pokolenie. Bardzo dobrze, że duża grupa młodych polityków będzie we władzach partii. Oni będą reprezentować dużą grupę społeczeństwa.
Nie wiem, czy wśród tych młodych jest pan Przemysław Czarnek, który też jest jednym z nowych wiceprezesów Prawa i Sprawiedliwości. Pojawiły się takie pogłoski, że to już informacje nieaktualne, że Przemysław Czarnek ma zostać szefem Kancelarii Prezydenta Karola Nawrockiego. Czy pani coś wie na ten temat?
- Najważniejsza jest wypowiedź prezydenta-elekta z wczoraj. On kompletuje skład Kancelarii Prezydenta. Zostaje decyzja co do szefa kancelarii. Pozwólmy mu podjąć decyzję. On będzie z nimi pracował. Pozwólmy mu zdecydować.
Dlaczego europoseł Mariusz Kamiński przestał być wiceprzewodniczącym partii? Podobno była to osobista decyzja Jarosława Kaczyńskiego.
- Nie wiem, czy to była osobista decyzja. Ona jednak zapadła. My to szanujemy. Być może chodzi o odmłodzenie składu najważniejszych osób, które sterują PiS.
Wydaje się, że akurat Mariusz Kamiński to dosyć ważna postać. Nie tak dawno temu posłowie PiS organizowali demonstrację przed więzieniem, w którym Kamiński odbywał karę za przekroczenie uprawnień i fabrykowanie dokumentów. On był wtedy takim trochę symbolem partii, a teraz wygląda na to, że jest odsuwany na boczny tor.
- Taka decyzja nie świadczy o pozycji danej osoby w partii. To decyzja pana Kamińskiego. Niestety działania opresyjne ze strony obecnego rządu zostawiają ślad. Trudno się dziwić. Te przeżycia powodują uszczerbki na zdrowiu. Może minister Kamiński sam zdecydował, że woli się skupić na mandacie europosła, mniej poświęcać się prowadzeniu formacji politycznej? Tak trzeba na to patrzeć.
Prezes Jarosław Kaczyński w Przysusze mówił w sobotę: „Musimy wygrać kolejne wybory.
Bardzo przestrzegam przed tym myśleniem, że mamy 30% i razem z Konfederacją to już jest większość, 282 głosy i to wystarczy. Nie, proszę państwa, żadne 30%, musimy dążyć do 40% i więcej”. Czy to oznacza, że odrzucają państwo ewentualną koalicję z Konfederacją?
- Cała prawa strona sceny politycznej zjednoczyła się w ostatnich wyborach. Uznała, że Koalicja 13 grudnia demoluje nasz kraj, okłamuje wszystkich i zagraża bezpieczeństwu. Widzimy, co się dzieje na zachodniej granicy. Konsolidacja prawicowych sił będzie. Trzeba pamiętać, że wysoka poprzeczka, którą postawił nam prezes PiS jest wyzwaniem dla wszystkich. Nie możemy osiąść na laurach, ale dalej pracować ciężko. Im wyższa wygrana, tym łatwiej zmieniać Polskę na lepsze. Chodzi też o możliwość zmian w konstytucji.
Bartosz Bocheńczak z Rady Liderów Konfederacji mówił mi w piątek, że Konfederacja sojuszu z PiS-em nie wyklucza, ale wyklucza kolejne daniny socjalne, przynajmniej te nowe. To znaczy, że oni się w życiu nie zgodzą na to, żeby na przykład było kolejne 500+, albo jakieś piętnaste emerytury. Czy to jest do przyjęcia dla Prawa i Sprawiedliwości?
- Te zapowiedzi mają na celu odróżnienie się jednej formacji od drugiej. To działania na czas kampanii, normalnego funkcjonowania. Jak będzie koalicja, takie kwestie będą ustalone. Nie jest tak, że jedna sprawa nas podzieli totalnie i pozbawi Polki i Polaków racjonalnych rządów. Kwestie socjalne dla PiS są bardzo ważne. Wiemy, jaką rolę spełnił program 500+ i potem 800+. Widzimy, jak poprawiła się sytuacja niektórych Polaków. Do kompromisu może dojść.
Na kongresie w Przysusze Jarosław Kaczyński mówił też: „Chcemy ten zły system, który powstał w Polsce po 1989 roku ostatecznie w głębokim grobie zakopać i przebić osinowym kołkiem”. Tylko, że przyzna pani, trudno znaleźć kogoś, kto by bardziej do budowy tego systemu się przyłożył. Najpierw Jarosław Kaczyński przyczynił się do wyboru Lecha Wałęsy na prezydenta, później Lech Kaczyński był prezydentem PiS, w sumie 10 lat rządził Polską, mając jeszcze właśnie swojego prezydenta. Żaden inny szef partii nie miał takich możliwości, żeby Polskę zmieniać jak Jarosław Kaczyński. To, co się nie udało?
- Tutaj chodzi o ogromny podział zbudowany w ostatnich latach. Pan sugeruje, że to jest udziałem PiS. Proszę rozważyć analizę historyczną od powiedzmy 2000 roku, kiedy powstała PO i PiS, te drogi zaczęły się rozchodzić. Wybory prezydenckie w 2005 roku... Donald Tusk przegrał z Lechem Kaczyńskim. To spowodowało u niego wielki uraz. On eskaluje podział. Jak on był w Brukseli, podziały się osłabiały. On wrócił, wróciła nienawiść. Zwolennicy poszczególnych formacji się okopują. Należy to zmienić.
Chciałem tylko przypomnieć, że jeśli chodzi o ten 2005 rok i te wybory prezydenckie, no to Prawo i Sprawiedliwość zagrało w tych wyborach dziadkiem z Wehrmachtu, co było absolutnym skandalem i nieprawdą, za co zresztą Lech Kaczyński później przepraszał.
- Historia rodziny pana Tuska jest tajemnicza i nie do końca wyjaśniona. Takie sformułowanie nie spowodowało u Donalda Tuska aż takiej agresji. Ta zadra to przegrane wybory. To doprowadza do eskalacji. On to przekłada na swoich członków partii. Widać w Sejmie, jak agresywni są członkowie PO. Oni obrażają w mediach społecznościowych. Obrzydliwe 8 gwiazdek. To się nie mieści w normalnej komunikacji.
Dziś ma zapaść decyzja Sądu Najwyższego w sprawie ważności wyborów prezydenckich.
Spodziewa się pani, że będą jakieś wątpliwości? Czy też wynik tego posiedzenia jest oczywisty?
- Decyzja jest po stronie Sądu Najwyższego. On jest władny, żeby orzekać o ważności wyborów. Na podstawie analizy protestów i tego galopu posła Giertycha, który absurdalne teorie snuje… Bracia Kamraci to już…
Każda partia musi mieć swojego Macierewicza...
- To niestosowne porównanie. To, co wyprawia pan Giertych, jest dalekie od tego, co poseł Macierewicz prezentował. Spiskowe teorie, dziwne rzeczy…
Pamięta pani wybuchające parówki?
- Różne rzeczy można wpisywać w tę narrację, ale sami politycy PO odżegnują się od tego, co mówi Roman Giertych. Absurdem jest to, że w kraju, którym rządzi KO z przystawkami, snuje się teorię, że opozycja sfałszowała wybory. Nigdzie chyba tak poza Afryką nie było. To świadczy, jak oni nie potrafią przegrać, pogodzić się z tym. Pewnie planowali działania w Polsce do przodu, ale to runęło. Obrażają Polaków. W komisjach pracowało ponad 200 tysięcy osób. Oni poświęcili swój czas. Obraża się ich teraz, wyrzuca się efekty ich pracy i nasyła prokuratorów. To jest właśnie państwo Tuska.