"Zaprzęg konny w górach to nie sensacja, żaden góral nie chce, by jego koń padł z przeciążenia" - przekonywał Jerzy Miller w Radiu Kraków. "Trzeba siąść przy stole a nie przy drodze i rozmawiać na ten temat spokojnie, bez emocji" - mówił Jerzy Miller w porannej rozmowie. Zapewniał, że jeśli zostanie zaproszony, weźmie udział w takim spotkaniu.

 

Zapis rozmowy Jacka Bańki z wojewodą Jerzym Millerem.

Co pan myślał spoglądając na to co się działo wczoraj na drodze do Morskiego Oka?

- Myślałem, że spór, który od dłuższego czasu trwa, zamiast się wygaszać, zaczyna coraz bardziej się rozwijać emocjonalnie. Wszyscy, którzy przyjeżdżają do Zakopanego wiedzą, że zaprzęg konny to nie jest sensacja. Wiadomo, że żaden góral nie będzie chciał, żeby jego koń padł z przeciążenia. Należy usiąść przy stole i porozmawiać. Musi być kompromis. Powinniśmy zachować koloryt zakopiański i dbać o zdrowie koni.

 

Przy takim stole mógłby usiąść wojewoda?

- Wojewoda nie ma wiele do wniesienia. Wiedza co do możliwości pociągowych koni to nie moja specjalność.

 

Chodzi o autorytet wojewody. To zawsze jest coś więcej.

- Jeśli będę zaproszony na takie spotkanie to ja lub wojewódzki lekarz weterynarii przyjedziemy. Prosiłbym jednak o to, żebyśmy bez emocji usiedli i rozmawiali o tym co zapewni bezpieczeństwo koni i nie zniszczy elementu kultury Zakopanego. Koń to nie tylko zwierze pociągowe, to także pewien element zachęcenia turystów do spojrzenia na Zakopane przyjaznym okiem.

 

Dobrze, że w tym konflikcie samorząd jest stroną?

- Samorząd powinien być stroną w każdej sprawie lokalnej. Nie chodzi o ustawy, to jest właściwy gospodarz. Jak zainteresowani nie są w stanie rozmawiać to pierwszym, który przychodzi z mediacją jest samorząd.

 

Postępowanie władz Nowego Sącza, które po 22 latach zdecydowały się na demontaż sowieckich symboli na pomniku Armii Czerwonej, nazwałby pan wyczynem czy blamażem?

- Trudno mówić o wyczynie jak uchwałę się realizuje po 22 latach. Z drugiej strony dobrze, że coś co było skazą na dyskusji o grobach z okresu II wojny, wygasa. Trzeba rozróżnić pomnik i grób. Czerwonoarmiści tam nie zginęli, ich ciała przywieziono. Celem było postawienie pomnika wolności, jak to nazwano. Stąd całe niezadowolenie, że ten pomnik stoi. Co innego było w Krakowie, pod Barbakanem. Tutaj faktycznie czerwonoarmiści stracili życie. W Nowym Sączu przywieziono ciała do centrum miasta. Mam nadzieję, że wspólnie ze stroną rosyjską uzgodnimy datę przeniesienia szczątków na cmentarz komunalny. Tam jest odpowiednie miejsce.

 

Mówił pan, że stanie się to wiosną 2015 roku. To realne?

- To powinno się stać kilka lat temu. Strona rosyjska miała kilka scenariuszy, które zaproponowała. Jedno z nich to było przeniesienie szczątków z wielu miejsc w Małopolsce na cmentarze wojenne. Nieraz te groby są a terenach prywatnych i rodziny, które by chciały odwiedzić swoich krewnych, mają kłopot. Ucieszyłem się, że strona rosyjska jest zwolennikiem ekshumacji takich grobów i przeniesienia ich. Ta zapowiedź pochodzi z wiosny tego roku. Do dzisiaj nie ma listy grobów i miejsc, gdzie trzeba je przenieść.

 

Czyli ta wiosna nie jest taka pewna?

- Dojrzeliśmy do tego, żeby były ustalenia. Pamiętam jakie emocje wywoływało to, kiedy na Rakowicach wytyczono kwaterę wojsk niemieckich z II wojny światowej. Zrobiliśmy to, na całe szczęście. Już nie ma dyskusji. Z cmentarzami Armii Czerwonej trzeba zrobić podobnie. Dyskusja niczego nie rozwiązuje a tylko zaognia sytuację.

 

To co stało się w Nowym Sączu wystarczy? Może być monument bez symboli sowieckich czy trzeba całkowicie rozebrać pomnik?

- Nie jestem członkiem samorządu Nowego Sącza, nie wypowiem się. Zgodnie z prawem strona rządowa odpowiada za groby wojenne. Pomniki stawia samorząd. Po tej stronie jest decyzja. Ja dopilnuje, żeby ekshumować szczątki sześciu żołnierzy, którzy tam leżą.

 

Polacy uważają, że 11 listopada to najważniejsze święto narodowe. To chyba sukces ostatnich 25 lat?

- Jesteśmy świadomi, że gdyby nie nasz udział w I wojnie, to byśmy pewnie nie siedzieli w polskim radiu. Po drugie doceniamy wysiłek pokolenia, które po 120 latach potrafiło wykazać tyle patriotyzmu, żeby wywalczyć wolność. W 1914 roku żaden z zaborców nie mówił o wolności nawet kawałka Polski. Austriacy chcieli, żeby zrobić Austro-Węgry-Galicję. Nikt nie mówił o Polsce. Gdyby nie wysiłek żołnierzy i polityków to nie mielibyśmy 11 listopada i wolności w 1918 roku. Doceńmy to dzisiaj. Teraz wolność jest oczywistością, ale wtedy to był wielki wysiłek.

 

Jutrzejsze święto będzie w cieniu kampanii wyborczej. Chyba trzeba Małopolanom życzyć radosnego i mądrego świętowania?

- Na pewno pogodnego i godnego, z zastanowieniem się co jest naszym zadaniem dzisiaj. Wolność nie jest na zawsze. Trzeba o nią dbać. W czasach pokoju tak samo jak w czasach wojny.