Zapis rozmowy Mariusza Bartkowicza z Jarosławem Kaczyńskim – prezesem Prawa i Sprawiedliwości. Wywiad udzielony został dla TVP3 Kraków oraz Radia Kraków.
Spotykamy się w Wadowicach, gdzie odbyło się kolejne z serii pańskich spotkań z wyborcami. Wcześniej otwarto do użytku dwukilometrowy tunel drogowy pod Luboniem Małym na drodze S7 - na popularnej Zakopiance. Czy zgodzi się pan, że ta inwestycja – tunel, który nazwano imieniem Marii i Lecha Kaczyńskich - to jest jedną z najważniejszych inwestycji infrastrukturalnych, którą możemy śmiało ustawić w szeregu obok takich jak przekop Mierzei Wiślanej czy chociażby tunel drogowy, który połączy Świnoujście ze stałym lądem, który wkrótce do użytku?
Z całą pewnością to jest podobnej wagi inwestycja. Sprawa przekopu Mierzei Wiślanej miała jeszcze jeden aspekt – polityczny, bo chodzi o naszą niezależność od Rosji, bo to Rosja blokowała tego rodzaju inwestycje przez całe dziesięciolecia i próbowała to robić także teraz. Tutaj tego aspektu nie ma ale jeżeli chodzi o inne sprawy, to one są podobne. Chodzi o to, żeby cała Polska miała możliwość łatwego dotarcia na Podhale. Podhale jest ogólnopolskie, bo korzystają z jego urody mieszkańcy całego kraju. Sytuacja, w której trzeba było tam docierać Zakopianką - mówię o tych, którzy korzystają z samochodów ale to jest dzisiaj większość – to była sytuacja naprawdę trudna. Bez tego tunelu nie dałoby się jej zmienić. A to, że tunel nazwano imieniem mojej Bratowej i mojego Brata - poza zasługami dla państwa - ma jeszcze i takie uzasadnienie, że moja Bratowa wychowała się w Rabce czyli bardzo blisko, a mój Brat w latach 1991-1993 był posłem ziemi nowosądeckiej i tam regularnie jeździł. Znajomości, które tam wtedy zawarł, funkcjonują po dziś dzień. Poseł Anna Paluch była w tym czasie jego społeczną asystentką, poznali się przeszło trzydzieści lat temu.
To jest jedna z tych inwestycji infrastrukturalnych, do której finansowania wykorzystywane są także środki europejskie. Przy tej okazji chciałbym zapytać o prasowe enuncjacje sprzed kilku tygodni. W cieniu niepokojów o wypłatę środków z KPO dla Polski - środków, które przecież Rzeczpospolitej się należą - pojawiły się także informacje, że zagrożone mogą być wypłaty dla naszego kraju środków z Funduszu Spójności. Przypomnijmy, że to jest ten kluczowy fundusz dla finansowania właśnie takich inwestycji jak tunel na Zakopiance czy w ogóle droga S-7. Czy uważa pan, że jest to tylko i wyłącznie polityczna gra Komisji Europejskiej z polskim rządem czy też realne są obawy o to, że dostęp Polski do tych funduszy mógłby być utrudniony?
To jest z całą pewnością gra. Z całą pewnością też ci, którzy ją prowadzą wiedzą, że w świetle prawa europejskiego muszą nam te fundusze - i te pierwsze i te drugie - w pewnym momencie przekazać. Nie wykluczam natomiast, że niektórzy spośród prowadzących tę grę chcą to uczynić dopiero po wyborach licząc, że brak tych funduszy pomoże naszym politycznym przeciwnikom. Sądzę, że to jest gra z jednej strony skrajnie nieuczciwa, sprzeczna z prawem i w ogóle całkowicie podważająca sens istnienia Unii Europejskiej, a z drugiej strony to będzie gra po prostu nieskuteczna.
Unii Europejskiej udało się narzucić nawet takim państwo jak Włochy dwa czy nawet trzy rządy - bez dobrych wyników dla Włoch. Udało się też narzucić raz rząd Grecji – także bez dobrych wyników dla tego kraju. Sytuacja tych państw jest dzisiaj gorsza niż w punkcie wyjścia początku ich kryzysów. To jest metoda, która gwałci nie tylko traktaty europejskie ale także całe prawo międzynarodowe i w związku z tym powinna być odrzucona. Będziemy tu konsekwentni, chociaż oczywiście elastyczni. Nie mamy zamiaru spierać się o jakieś drobne kwestie. Natomiast co do tego, że weszliśmy do Unii jako państwo suwerenne, zgodnie z naszą konstytucją, która to umożliwia, oddaliśmy pewne kompetencje Unii ale pozostałe są naszymi kompetencjami - co tego nie może być żadnej wątpliwości.
Nie może być też żadnej wątpliwości, że nie godzimy na sytuację, żeby Niemiec w swoim kraju był tym, który decyduje ale Polak już swoim kraju nie - to znaczy, żeby ci, którzy są obywatelami państw Unii Europejskiej byli bardzo zróżnicowani w swoich realnych obywatelskich uprawnieniach.
A jak przekonać polityków w Brukseli, że to nie powinno być przedmiotem politycznego sporu, skoro, jak wczoraj mówił pan w Krakowie przy okazji obchodów 104. rocznicy odzyskania niepodległości, ta rocznica, którą przeżywaliśmy wczoraj jest o tyle inna od poprzednich, że historia znowu ruszyła z miejsca i widzimy to, co dzieje się na Ukrainie, za naszą wschodnią granicą?
To powinien być atut dla nas ale najskuteczniejsze byłoby niewątpliwie przekonanie polityków polskiej opozycji, bo przecież oni w wielkiej mierze stoją za całym tym przekazem odnoszącym się do Polski, przekazem całkowicie nieprawdziwym. Jeżeli w Polsce są jakieś kłopoty z praworządnością - to są one zupełnie z drugiej strony. To chociażby doktryna posła Neumana, który stwierdza że sądy są nasze, bo należą do Platformy Obywatelskiej – i to jest rzeczywiście prawda. Czyni to z nich instytucję, która nie zawsze i nie w każdym wypadku ale bardzo często łamie praworządność, a przecież sądy powinny praworządności strzec, są ostatnią barykadą praworządności. Rozwiązać ten problem można zupełnie innymi metodami, niż te, które proponuje nam Unia Europejska – na tym polega cały problem.
Wracając jeszcze do pańskich słów wypowiedzianych w Krakowie 11 listopada - wspominał pan, że aby Polska powstała, aby została ostatecznie uznana przez inne państwa, potrzeba było jeszcze kilka lat bardzo trudnej walki. Chciałbym zapytać o refleksję dotyczącą Ukrainy. Ten konflikt w bardzo gorącej fazie od 24 lutego trwa już blisko dziewięć miesięcy. Czy także będzie trzeba wielu lat, aby państwowość ukraińska ukształtowała się i okrzepła tak jak nasza po 1918 roku?
Przypominam, że Polska niepodległość, która okrzepła w latach 1921-1922, trwała tylko kilkanaście lat. Bardzo bym chciał, żeby to, co dotyczy Ukrainy, trwało nieporównanie dłużej ale to na pewno zajmie sporo czasu, bo zostały uruchomione nieznane w Europie od już wielu dziesięcioleci procesy militarne, wojenne. Walki można zawsze przerwać, to jest kwestia rozkazu dowództw, żeby zaprzestać prowadzenia walk. Nawet jeżeli do takiego momentu dojdzie, to później skonstruowanie nowego systemu bezpieczeństwa dla Ukrainy, systemu, który by rzeczywiście był jakąś gwarancją bezpieczeństwa... Chociaż teoretycznie Ukraina takie gwarancje miała, tylko już w 2014 roku okazały się one zupełną fikcją. Jak się ktoś sam nie potrafi bronić, to nikt inny go nie obroni. Ukraina teraz się bronić potrafi i tym razem uzyskuje już wsparcie – ale nie w postaci bezpośredniej ingerencji militarnej ze strony Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii, bo to by rozstrzygało sprawę. Natomiast jest realna pomoc, nie tylko militarna ale także humanitarna i finansowa. Trzeba by to zmienić w jakiś układ, poważny pakt, za którym stoją poważne siły. Takie sprawy zwykle nie są załatwiane szybko.
W czasie swojego wystąpienia w Krakowie ale także dzisiaj w Wadowicach wielokrotnie odwoływał się pan do poczucia odpowiedzialności patriotycznej narodu. Po wybuchu wojny na Ukrainie widać było polityczny konsensus w tej sprawie, opozycja wspierała działania rządu ale minęło zaledwie kilka miesięcy i można odnieść wrażenie, jakby opozycja zapomniała, że za naszą wschodnią granicą jest gorąca wojna, krwawa i bestialska. Dlaczego tak jest?
To jest kwestia w moim przekonaniu mająca dwa źródła. Jedno z nich ma charakter po części psychologiczny, a po części ideologiczny. Część opozycji to są lewicowcy i to skrajni, zwykle nazywani lewakami. Oni nie są gotowi do zaakceptowania rządów prawicy, nawet bardzo umiarkowanej, bo przecież w gruncie rzeczy jesteśmy bardzo umiarkowaną prawicą, dlatego że to przerasta ich sposób myślenia. Oni uważają, że jeżeli w ogóle ma być jakiś wybór, to tylko wśród formacji im bliskich. To jest po prostu odrzucenie demokracji ale politycy o takich postawach na polskiej scenie są i czynią nam bardzo duże szkody.
Druga kwestia nie ma już z ideologią wiele wspólnego. Z jednej strony jest to kwestia interesów wewnętrznych czyli „żeby było jak było”. Chodzi o powrót do sytuacji, w której pewne interesy kwitły, bo polskie finanse publiczne były grabione na ogromną skalę i ktoś przecież na tym korzystał. Po drugie jest to kwestia także interesów zewnętrznych. Polska, która próbuje i energicznie działa, żeby zdobyć mocną podmiotową pozycję w tej części Europy i żeby być w mocnej współpracy z państwami regionu, uzyskując większą siłę niż każde z państw działających oddzielnie - taka Polska nie odpowiada tym, którzy już od kilku wieków przyzwyczaili się, że to oni tutaj decydują. To są Rosjanie i to są Niemcy.
Wiara w to, że Niemcy pod tym względem się zmienili, jest wiarą w najwyższym stopniu naiwną. Nigdy jej nie miałem ale w 1991 roku miałem okazję dłużej rozmawiać z ówczesnym kanclerzem Niemiec Helmutem Kohlem. Jeżeli wcześniej miałem jakiś cień złudzenia, że Niemcy się rzeczywiście zmienili, jeśli chodzi o ogólny stosunek do słabszych sąsiadów – bo jesteśmy niestety słabsi - to ta wiara została całkowicie rozwiana.
Nie mam żadnej wątpliwości, że realizacja celu pozwalającego - nie tylko w wymiarze narodowej dumy – zapewnić zwykłej polskiej rodzinie przyzwoitego, dobrego, a z czasem nie niższego niż w Niemczech poziomu życia – jest, łagodnie mówiąc, trudna do przyjęcia dla Niemców. Ale w polityce jest tak, że jeżeli ktoś potrafi coś zdobyć, załatwić czy umocnić się, to w końcu jego partnerzy - nawet ci, którzy nie chcieli przedtem zaakceptować jego równości - muszą to uczynić. To jest gra, w której mamy szansę ale pod warunkiem, że będziemy społeczeństwem i narodem zwartym. Opozycja totalna – skądinąd nie znam przypadku, żeby w jakimkolwiek kraju na świecie opozycja sama siebie określiła jako totalną - dąży niezwykle ostro przeciwko temu. Jak to często mówiłem, mamy do czynienia w Polsce z partią polską - i to jest Zjednoczona Prawica - a z drugiej strony mamy partię niemiecką. W tym samym znaczeniu, w którym kiedyś występowały stronnictwa austriackie, rosyjskie, niemieckie czy pruskie. W I Rzeczypospolitej to była choroba polityczna Polski. Niestety, ta choroba powróciła.
Atmosfera polityczna jest bardzo rozgrzana - widać to po aktywności, liczbie spotkań z wyborcami zarówno pana prezesa, polityków obozu rządzącego ale także polityków opozycji. Widać także gorącą atmosferę przed tymi spotkaniami. Atmosfera ta bardziej kojarzy się z ostatnimi tygodniami przed aktem wyborczym, a przecież zgodnie z terminem wybory parlamentarne powinny odbyć się za rok. Czy można wyobrazić sobie, że wybory mogłyby się odbyć wcześniej, na przykład na wiosnę przyszłego roku?
Nie widzę żadnych przesłanek dla takiego przeświadczenia, żeby wybory miałyby być wcześniej. Oczywiście wobec tej sytuacji, która jest w Polsce i wokół Polski niczego nie mogę z góry wykluczać ale na pewno nie jest to naszą intencją i jest to wysoce mało prawdopodobne. Mogą zdarzyć się inne wydarzenia, które zmuszą nas do odwoływania się do przepisów o stanach nadzwyczajnych no i wtedy wybory mogłyby być później ale to też uważam jest bardzo mało prawdopodobne i na pewno nie jest to naszą intencją. Chcemy tę sprawę rozstrzygnąć w październiku przyszłego roku.
Na zakończenie pytanie o politykę energetyczną. Wicepremier Jacek Sasin w wywiadzie dla Tygodnika Sieci mówi, że wiadomo już, że nie da się oprzeć okresu przejściowego między węglem a energią odnawialną na gazie. Czy to oznacza, że będziemy musieli wrócić do wydobycia krajowego węgla czy też oprzeć bezpieczeństwo energetyczne Polski o węgiel konsekwentnie sprowadzany w okresie przejściowym z zewnątrz? Bo przecież na gazie, jako paliwie będącym bronią polityczną Rosji, z pewnością oprzeć się nie możemy.
Gaz można uzyskiwać z różnych źródeł i w tej chwili mamy takie możliwości znacznego zwiększenia ilości gazu ale przy obecnych cenach, nawet wobec perspektywy ich wyraźnego obniżenia, nawet dwukrotnego w stosunkowo krótkim czasie, to dalszym ciągu będzie mało opłacalne. Musimy jednak jeszcze ostatecznie rozeznać sytuację. Inwestycje w węgiel też są długotrwałe, a przy obecnym stanie nie jesteśmy w stanie zwiększyć produkcji jakoś wyraźnie.
Tylko wtedy, jeżeli będziemy przekonani, że to się rzeczywiście opłaca albo jest w każdym razie nie do uniknięcia, no to wtedy będziemy podejmowali te najdalej idące działania czyli budowę nowych kopalń. Mamy przecież złoża w Województwie Lubelskim no i także na Śląsku jeszcze są pewne możliwości, chociaż nie są one już w tej chwili duże – ale jednak są.
Pewnym problemem są też sprzeciwy społeczne w niektórych miejscach, gdzie można by wybudować nowe kopalnie węgla. Dotyczy to także węgla brunatnego, który występuje na znacznych terenach Polski ale miejscowi nie bardzo mają ochotę, żeby takie kopalnie powstawały, choć są też takie miejsca, gdzie obywatele bardzo by tego chcieli – po prostu bywa różnie.