Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką KO, Jagną Marczułajts-Walczak.

Jest dziś konkretny efekt Marszu Miliona Serc?

- Oczywiście. Marsz był niezwykłym, chyba pierwszym w historii Polski takim wydarzeniem. Było prawie milion osób.

Różne są wyliczenia.

- Tak, ale eksperci z Warszawy mówią, że było nieco ponad milion osób.

Miasto stołeczne mówi tyle, Onet, że mniej, Zjednoczona Prawica podaje, że jeszcze mniej. Dodają, że ten marsz nie powtórzył sukcesu frekwencyjnego z 4 czerwca.

- Oni muszą tak mówić, chcą pokazać, że mają coś do powiedzenia. Marsz pokazał, jak wiele osób z uśmiechem na ustach i z Polską w sercu chce zmian. Czuć atmosferę marszu do dziś. Wszyscy o tym mówią. Mówią, że chcą zmiany. Marsz pokazał, że my dokonamy zmiany.

Atmosfera to jedno, sondaże to drugie. Na marszu nie było Trzeciej Drogi. Jak ona spadnie poniżej 8%, będzie to dla całej opozycji klęska. Marsz pokazuje polaryzowanie sceny.

- Marsz zjednoczył wiele środowisk. Byli tam przedstawiciele Trzeciej Drogi. Był Ryszard Petru. Liderów może nie było, ale było wiele osób, jak Joanna Mucha. Wiele osób z Trzeciej Drogi było. To dowód, że marsz zjednoczył opozycję. Nie mamy wspólnych list do Sejmu, ale mamy wspólny cel. Chcemy Polski europejskiej i praworządnej. Chcemy zmiany władzy.

Dwa tygodnie przed wyborami żałuje pani, że nie ma jednej listy?

- To nie jest czas na żale. Trzeba pracować. Zostało niewiele dni. Marsz był mocnym środkiem dopingowym dla nas wszystkich – polityków i mieszkańców Polski. Każdy zobaczył, że to możliwe. Milion osób spotkał się w Warszawie w celu odsunięcia PiS od władzy.

Pani krakowianie przypominają projekt związany z Zimowymi Igrzyskami Olimpijskimi? 4 lata temu startowała pani z Podhala, teraz z Krakowa. Krakowianie powiedzieli tej idei „nie”.

- Teraz projekt Igrzysk przypomina prezydent Duda. W trakcie kampanii ogłasza starania o Letnie Igrzyska w Warszawie. PiS chce Igrzysk. Oni chcą pokazać, że w trakcie kampanii to ogłaszają. To wyzwanie dla Polski, nie dla miasta jednego. Projekt Igrzysk dla mnie, jako trzykrotnej olimpijki... Byłabym szczęśliwa. Jako odpowiedzialny polityk, wiem jednak, że jest trudny czas dla Polski i Polaków. Polacy nie myślą o Igrzyskach, ale o dotrwaniu do pierwszego, o węglu, opale. Polacy myślą, żeby zmienić władzę, odsunąć PiS. Do tematu Igrzysk trzeba wrócić po wyborach na spokojnie.

Nie jest dla pani obciążeniem sprawa ZIO w Krakowie?

- Nie. Spotykam się z ludźmi. Wszyscy są pozytywnie nastawieni. Mieliśmy szansę zorganizować Igrzyska w Polsce, ale werdykt był w referendum inny. Trzeba to uszanować.

Ta inicjatywa dotyczy Warszawy. W Warszawie entuzjazmu nie ma, prezydent Trzaskowski mówi o referendum. Może Kraków powinien się zgłosić do organizacji? Pisał o tym Dziennik Polski. Co pani na to? Była pani za Zimowymi Igrzyskami, może teraz za Letnimi?

- Powtórzę. To nie jest dobry czas, żeby myśleć o Igrzyskach. Musimy myśleć o przywróceniu praworządności. Polska musi być w UE. Jak PiS będzie rządził z Konfederacją, pewnie zostaniemy usunięci z Unii. Konfederacja z PiS podejmą taką uchwałę w Sejmie. Jedna uchwała wystarczy.

Usunięci? Może mówi pani o referendum?

- PiS i Konfederacja doprowadzą do Polexitu. Nie możemy do tego dopuścić. To jest ważne teraz, nie Igrzyska. Tak ważnej imprezy nie można traktować jako kiełbasy wyborczej.

Nie ma Polexitu w agendzie...

- Konfederacja wiele razy mówiła, że nie chce Polski w UE. PiS mówi też słowami swoich polityków, że wyprowadzą nas z UE, pani Pawłowicz mówiła, że flaga UE to szmata. Musimy temu zapobiec 15 października. Zwolennicy Unii muszą głosować na opozycję.

Od północy są tymczasowe kontrole na granicy ze Słowacją. Jak Podhale przyjęło tę decyzję?

- To niepokojące. Ruch turystyczny nie słabnie. Nie ma wakacji, ale turystów jest dużo. Trzeba przywrócić to najszybciej jak to możliwe.

Nie tylko sport, ale głównie sytuacja osób z niepełnosprawnościami i ich opiekunów jest w pani programie wyborczym. W nowej kadencji najważniejsza będzie ustawa o asystenturze?

- Tak. Chcemy, żeby asystencja była gwarantowana ustawowo. Prezydent Duda dwa razy to obiecywał w kampanii, słowa nie dotrzymał. Miał czas przez dwie kadencje.

Jeszcze ma trochę czasu.

- Tak, ale zobaczymy. Tej ustawy nie ma jednak. Początki zapisów nie były dobre. Musimy doprowadzić do tego, że osoby z niepełnosprawnościami będą mogły żyć niezależnie. Koniec z DPS, muszą być mieszkania wspomagane. Ustawa o asystencji to jedna sprawa. Opieka wytchnieniowa powinna być. Każdy rodzic, który ma dziecko z niepełnosprawnością, powinien mieć czas na urlop i opieki wytchnieniowej. Ktoś go zastąpi, jak chce wyjechać na wakacje lub pójść do szpitala na zabieg. Dziś jest to w pewnym sensie w programach, ale one nie są stabilne. Rząd mówi, ile daje na opiekę.

Przypomnijmy świadczenie wspierające.

- Tak, ale to osobny temat. Świadczenie wspierające działa dobrze wtedy, jak jest ustawowa asystencja. Jak opiekun osoby z niepełnosprawnościami pójdzie do pracy, jak nie ma z kim tej osoby zostawić? To niemożliwe. To naczynia połączone.

Asystencja dla osób powyżej i poniżej 18 roku życia?

- Dla dzieci i dorosłych. Tak.

W jaki sposób powinno to działać? Asystent powinien być umocowany w strukturach gminy?

- To musi być w ustawie. Wtedy każdy samorząd, czy chce, czy nie chce, musi zagwarantować wszystkim osobom, bez względu na miejsce zamieszkania… W mniejszych miejscowościach nie ma żłobków, przedszkoli i szkół dla dzieci z niepełnosprawnościami. Asystenci to już luksus. Gminy nawet się nie zgłaszają do programu. Nawet jak są osoby potrzebujące, gmina się nie zgłasza i nie ma środków. Jak ktoś się zgłosi i rząd przeleje środki, to program powinien działać od stycznia do grudnia. Tymczasem wojewoda przesyła środki w marcu, rozstrzygane są konkursy i w kwietniu lub maju są usługi, które dla dziecka do 16 roku życia powinny trwać 360 godzin rocznie, czyli 1 godzina dziennie. Rodzice dostają połowę mniej, bo rząd oszczędza i nie przelewa tych środków samorządom. Mam na to dowody w postaci pism, które wysyłałam i odpowiedzi samorządów. Musi to być zagwarantowane ustawowo.