Dzisiaj rano prezydent Karol Nawrocki na Westerplatte upomniał się o reparacje od Niemiec. Kilka miesięcy temu, jak pamiętamy, Friedrich Merz mówił w Polsce, że ten temat jest zamknięty, powtórzył to za innymi niemieckimi politykami. Dla pana temat zamknięty?
- Nie zamknięty, ale takimi wystąpieniami reparacji się nie pozyska. Trzeba mieć na to sposób. Formalnie, w prawie międzynarodowym będzie o nie trudno, ale to jest tylko narracja powracająca. Był to pakiet narracyjny PiS. Oni wtedy rządzili przez 8 lat. Co zrobili?
Ten raport powstał oczywiście i tam te wyliczenia są.
- Dobrze. Nie mamy reparacji i ktoś zapłacił za raport. To dokument, który kosztował. W relacjach z Niemcami trzeba stawiać tę sprawę. Można tę kompensację uzyskać na drodze dialogu. Mamy bardzo ściśle połączone gospodarki. Jak dobrze jest w gospodarce polskiej, jest ciut lepiej w niemieckiej i odwrotnie.
Czytaj: Prezydent Karol Nawrocki: "Domagam się jednoznacznie reparacji od Niemiec"
Ale też sami politycy niemieccy mówili, że rząd Niemiec mógłby wykonać jakiś gest wobec tych Polaków, którzy żyją i bezpośrednio doświadczyli wojny.
- Oczywiście. Pokazuje to, że można, ale nie na zasadzie prostego hasła. My zgadzamy się w klubie parlamentarnym PSL, że o tym trudnym rozdziale należy mówić, ale trzeba to robić skuteczniej. Postawa wpisująca się w tę prezentowaną przez PiS, jest skuteczna, czy to tylko hasło na potrzeby polityki wewnętrznej?
Politycy niemieccy mówili o geście wobec tych żyjących jeszcze, ale też o rodzaju, powiedzmy sobie, wspólnego inwestowania w obronność. To jaki gest przyjąłby pan w takim razie, jeśli nie reparacje?
- PiS tego naszego sąsiada stara się traktować gorzej niż Rosję Putina. To obrzydzanie premiera Tuska. Ktoś nikczemnie powiedział o dziadku z Wermachtu. Budowali to, że premier Tusk nie jest patriotą. W tej narracji antyniemieckiej PiS postępuje, żeby ukłuć premiera, a nie patrzą na interesy. One są. Można zrobić coś wspólnie, co będzie na plus dla naszej gospodarki. Co do osób, które żyją… Polska w II wojnie utraciła wielu obywateli.
Czyli jako polityk i historyk mówi pan, że sprawa nie jest zamknięta, aczkolwiek rozmawiamy o innym zadośćuczynieniu?
- Tak. Klasyczne reparacje według mnie będzie bardzo trudno uzyskać. Za chwilę ktoś powie w Niemczech o rewizji granic. Na wschodzie mamy, co mamy. Będzie podniesienia ciśnienia wśród Ukraińców. Te wszystkie rzeczy trzeba czytać łącznie, jeśli prowadzimy dojrzałą dyplomację. Prezydent Nawrocki jako historyk powinien prowadzić politykę dojrzałą. Nie ma zmiłuj się.
Stany Zjednoczone 3 września będą takim prawdziwym testem.
- Brak jego w Waszyngtonie…
Premiera Tuska też nie było.
- On wziął odpowiedzialność za relację z Amerykanami. Polska musi ugrywać dla siebie jak najwięcej, nie kłócić się.
Porozmawiajmy o pieniądzach. Nowy rok szkolny rozpoczyna się manifestacją ZNP w Warszawie. Związkowcy chcą dziesięcioprocentowych podwyżek i połączenia średnich wynagrodzeń z tą średnią w gospodarce narodowej. Jest dzisiaj wola polityczna na to, by podnieść uposażenia na nauczycieli, czy tak jak słyszymy choćby z ust premiera Tuska, niestety więcej na zbrojenia idzie i pieniędzy nie ma i nie będzie?
- Pamiętajmy, że w 2024 roku były podwyżki o 20% w tej grupie społecznej. Zobowiązanie wykonaliśmy.
Tylko w przyszłym roku są trzyprocentowe podwyżki.
- Tak. Co roku nie będzie tak wielkich podwyżek. Zgodzić się jednak trzeba, że zawód nauczyciela musi wrócić do jednej z najważniejszych rang. Wychowanie młodych obywateli, gdy rodziny mają coraz mniej czasu, jest bardzo istotne. Wszyscy pracujemy, jest wymiana informacji. Jak myśmy się uczyli, mieliśmy więcej czasu z rodzicami.
Czytaj także: ZNP: reforma edukacji nie zadziała bez godnych wynagrodzeń
Pan posłałby dzieci na lekcje edukacji zdrowotnej?
- Ja zastanawiam się nad tymi emocjami. Dla nas pewne elementy można mądrzej tam wpisać, żeby nie budziły emocji. Minister edukacji jest wyrazista w swoich poglądach. Jednak większość protestujących chyba nie przeczytała tego programu do końca. To należy lepiej skonsultować.
Zgadza się pan z Konferencją Episkopatu Polski, że ten przedmiot to demoralizacja młodych ludzi?
- Zbyt to jest dosadne stwierdzenie. Nie chcę takiego skrajnego stwierdzenia stawiać, ale pewne elementy z perspektywy etyki katolickiej mogą niepokoić.
Co pana niepokoi?
- Nie chcę mówić. Jestem człowiekiem umiaru. Wrócę do tego, że jakby to lepiej zapisać, lepiej skonsultować, nie byłoby wątpliwości.
Środowisko PSL-u miało wątpliwości co do tego przedmiotu.
- Tak. To łączymy z kursem pani minister, jak chodzi o lekcje religii. To ogniskuje. Przedstawiciele Kościoła tak zaprotestowali. To trzeba czytać łącznie.
Piszą o tym, że w trosce o zbawienie należy rezygnować z tego przedmiotu.
- Wielu słuchaczy Radia Kraków wie, że mam brata księdza, ale nie czuję się rzecznikiem episkopatu. Nie chcę tego komentować.
Rano, na słowo „zbawienie”, rzeczywiście politycy reagują w przeróżny sposób.
- Tak. Ja w ten sposób.
Wakacje się skończyły, a o opłacie turystycznej nic nie słyszymy więcej. Środowiska samorządowców związanych z ziemiami górskimi o to apelują. I co panie ministrze?
- Mam nadzieję, że jesień będzie kluczowa dla tego projektu. Jak nam się nie uda tego teraz wypracować, kolejny rok będzie trudniejszy. To będzie druga połowa kadencji. Jestem zwolennikiem tej opłaty. Wszystkie siły polityczne mówiły, że chcą tej opłaty. PSL będzie do tego dążyć. Będę liderem tej zmiany. Oby po zmianach w ministerstwie było ciut łatwiej.
To wtedy, kiedy pan odejdzie z tego ministerstwa? Czy to jest aktualne, czy pan zostaje?
- Zostaję. Zmieniło się tyle, że nie ma Ministerstwa Rozwoju i Technologii. Rozmawiałem z nowym ministrem posłem Rutnickim. On wyraził pogląd, że dobrze by było, żebyśmy razem pracowali. Nowe kompetencje w tym tygodniu zostaną ogłoszone.
W tym roku opłata turystyczna?
- Mam nadzieję, że w tym roku uda się z tym wejść na rząd i do parlamentu. Pan prezydent Nawrocki powiedział, że nie będzie żadnych nowych podatków. Żeby jemu się nie pomyliło, że to opłata fakultatywna, nie obligatoryjna, jak chciał minister Nitras...
Zobacz także: Czym jest opłata turystyczna?
Fakultatywna dla samorządów?
- Tak. Jako rekompensata dla miejsc, gdzie wysoki poziom turystyki wpływa na jakość życia mieszkańców. Trzeba to dać. Tak to postrzega Kraków. Za tym powinno pójść działanie w obszarze turystyki, które uporządkuje sporą część promocji Polski.
Czyli część pieniędzy trafiłaby do ministerstwa?
- Tak, ale nie w proporcjach 80% Warszawa, reszta dla gmin.
To w jakich proporcjach?
- Nie chcę mówić. Pewnie będę rozmawiał z samorządami. One będą jednak zadowolone z mojej propozycji. Jeszcze muszę do tego wszystkich partnerów w koalicji przekonać i na samym końcu, żeby premier Tusk nie skojarzył tego z nowym podatkiem, bo to byłoby pewnie wtedy trudne do przeprowadzenia. Ja naprawdę nie widzę podstaw do tego, żebyśmy rezygnowali z pewnego mechanizmu, który jest standardem w całej Europie. My gdzieś płacimy, a u nas hulaj dusza.