O łączeniu życia prywatnego i zawodowego Sylwia Paszkowska w programie "Przed hejnałem" rozmawiała z Barbarą Matyaszek-Szarek, właścicielką i szefową firmy, Kingą Stawarz-Popek, familiolog oraz dr. Lechem Górniakiem, psychologiem biznesu.
Sylwia Paszkowska: Moda na imprezy integracyjne przyszła do nas z USA. Jaki jest cel wydawania, często sporych, pieniędzy na takie imprezy?
Barbara Matyaszek-Szarek: To nie do końca tak jest, że to przyszło z USA. My mieliśmy przecież od dawna grzybobrania jesienią, wykopki, jubileusze. Ta moda z Zachodu dotyczy tego typu rozrywek jak: rafting, wspinaczka, skoki na bungee, paintball.
Sylwia Paszkowska: Tylko dziś te imprezy są organizowane tylko i wyłącznie dla pracowników, nie dla całych rodzin, jak kiedyś.
Barbara Matyaszek-Szarek: Bywa różnie. Na jubileusze firm, pikniki, grille są zapraszane całe rodziny.
Dr Lech Górniak: Kiedyś to były imprezy całkowicie spontaniczne. W latach 90. pojawiły się natomiast imprezy zorganizowane z zaplanowanymi działaniami, mającymi na celu rozwijanie umiejętności pracy w zespole, to jest podstawowa różnica jakościowa
Sylwia Paszkowska: A czy to nie jest swego rodzaju podstęp, by zobaczyć wszystkie twarze swoich pracowników?
Barbara Matyaszek-Szarek: To nie jest kwestia podstępu. To raczej stworzenie okoliczności, podczas których każdy dokonuje wyboru, jak się zachowa, choć pamiętam wiele imprez, po których ludzie się wstydzili swoich zachowań.
Sylwia Paszkowska: Takie wyjazdy integracyjne to też często rodzaj prania mózgu, mówienia pracownikom, że firma to jedna wielka rodzina.
Barbara Matyaszek-Szarek: To element budowania zaangażowania, lojalności.
Dr Lech Górniak: Pracodawcy mogą dążyć do tego, byśmy byli w jednym zespole, ale nie mogą mówić, że jesteśmy jedną grupą razem z naszym zapleczem rodzinnym. To przesada.
Kinga Stawarz-Popek: Wspólne doświadczenia z imprez integracyjnych tworzą więź, a ci którzy nie jeżdżą, nie mają czego wspominać i mogą być wykluczani. W rodzinie też budujemy więź. Jeśli ta nie jest mocna, to może być ryzykowne.
Sylwia Paszkowska: Trudno być entuzjastą kilkudniowych wjazdów, będąc partnerem lub partnerką osoby, która sporo pracuje, większość czasu spędzając, tak naprawdę, ze współpracownikami, nie z rodziną.
Barbara Matyaszek-Szarek: To nie jest dobra sytuacja nie tylko dla rodziny, ale też dla pracodawcy, bo jeśli życie rodzinne generuje problemy, nie jest miejscem relaksu, resetu, taki pracownik nie pracuje dobrze.
Kinga Stawarz-Popek: Jeśli spędzamy bardzo dużo czasu ze współpracownikami, to nagle może okazać się, że dwie osoby mają się ku sobie i dogadują się zdecydowanie lepiej niż z członkami rodziny, to tamta osoba staje się bliższa, ona nie mówi o sprzątaniu, praniu, nie narzeka. Mówi się, że okazja czyni złodzieja.
Barbara Matyaszek-Szarek: To równie dobrze może tak się stać między sąsiadami, np. kiedy zepsuje się winda.
Kinga Stawarz-Popek: To kwestia doprecyzowania priorytetów.
Sylwia Paszkowska: Często pracownicy wyjeżdżają na imprezy wbrew sobie, mają dość zagospodarowywania i tak brakującego im czasu wolnego. A presja, by uczestniczyć zawsze jest. To tak jak z paleniem z firmie - ci, którzy palą tworzą grupę, którą coś łączy.
Kinga Stawarz-Popek: Tak, wspólnota doświadczeń łączy. Ludzie się boją, że jeśli nie pojadą, zostaną wykluczeni. Nie chcą się narażać.
Dr Lech Górniak: Nie wszyscy lubią też dzielenia się jajeczkiem, opłatkiem. Tu trzeba często udawać życzliwego.
Barbara Matyaszek-Szarek: Są dobre momenty na imprezy integracyjne, to najczęściej wtedy, kiedy organizacja wychodzi z potężnego kryzysu, wtedy to spotkanie nieformalne jest potrzebne. Natomiast, tak jak w życiu, przesyt nigdy nie jest dobry.