Jacek Bańka: Dwunastodniowa wojna izraelsko-irańska pokazała, że naukowcy – i zapewne tak już pozostanie – pozostają na pierwszej linii frontu. Jak panowie odebrali ataki na naukowców i ośrodki badawcze w Iranie i Izraelu?
Prof. Bednarczyk: To nie były ataki wymierzone w naukowców jako takich, lecz próba zneutralizowania zagrożenia atomowego. Oczywiście, zginęli ludzie nauki, ale nie chodziło o zniszczenie nauki jako dziedziny. Nauka, podobnie jak kultura, sama w sobie nie jest ani dobra, ani zła – wszystko zależy od jej wykorzystania. W tym przypadku celem było przerwanie procesu, w którym nauka została podporządkowana działaniom nieetycznym.
Czy ktoś w ogóle upomni się o tych naukowców? A może, jak sugeruje profesor, ich wiedza służyła celom, które trudno uznać za moralnie słuszne?
Prof. Jerzy Lis: To był atak na technologię, nie na naukę. Mówienie o "ataku na naukę" to nadużycie. Historia pokazuje, że wojna to przede wszystkim wyścig technologiczny.
Jacek Bańka: Wspomnijmy choćby Projekt Manhattan.
Prof. Jerzy Lis: Oczywiście – Projekt Manhattan, ciężka woda w Norwegii – to już znamy z II wojny światowej. I to się powtarza. Dziś technologia zmienia się błyskawicznie, widzimy to choćby w użyciu dronów. One zmieniają całą filozofię walki. Naukowcy będą na froncie nie tylko w czasie wojny, ale też w jej przygotowaniach. I choć mówi się, że gdy grzmią armaty, milkną muzy, to nie do końca jest prawda.
Jacek Bańka: Jak wygląda odpowiedzialność etyczna naukowców w czasie wojny? Czy emigracja to jedyne wyjście dla tych, którzy nie chcą służyć reżimom?
Prof. Andrzej Szarata: To, o czym mówimy, to rzeczywiście atak na technologię, nie bezpośrednio na świat akademicki. Ale historia pokazuje co innego – np. Sonderaktion Krakau czy zbrodnia na profesorach Politechniki Lwowskiej. Rosjanie zniszczyli politechnikę w Charkowie. To był celowy atak na elitę intelektualną, która może stanowić przeszkodę dla narzucenia władzy. Każdy ma swoją teorię, jak by się zachował w sytuacji skrajnej – ale życie to weryfikuje. Dziś wielu deklaruje, że będzie bronić Polski, a może pierwsi uciekną. I odwrotnie. Nauczyciele akademiccy mają ogromną odpowiedzialność, bo kształcą przyszłość kraju. To wielkie zobowiązanie.
Prof. Piotr Jedynak: Dla nas kluczowe jest pojęcie autonomii uczelni. Kiedy uczelnie uzależnione są od polityki czy finansowania – jak obecnie w USA czy wcześniej w Iranie – trudno mówić o etycznych badaniach. Choć kodeksy etyczne są powszechne, presja polityczna łatwo je unieważnia. W Polsce nasze uczelnie też angażują się w obronność – współtworzymy raport o bezpieczeństwie łańcuchów dostaw dla sektora obronnego. Działamy z pełną świadomością, że to wkład w obronność, a nie w agresję.
Jacek Bańka: Tu przebiega granica: obrona – tak, atak – nie.
Prof. Sylwester Tabor: Dokładnie. Wróćmy choćby do Pustynnej Burzy – podejrzenia o broń biologiczną, laboratoria na pełnych obrotach. Broń, której nie widać, może zabić miliony. W obecnej wojnie mamy do czynienia z próbą powstrzymania proliferacji broni atomowej. Czy świat demokratyczny ma prawo tak reagować? Jeśli zagrożone są miliony istnień, trzeba tę legitymację rozważyć w kategoriach etyki. Naukowcy muszą mieć wewnętrzny kodeks, który pozwoli rozstrzygnąć, kiedy powiedzieć „stop”. Biotechnologia posunęła się tak daleko, że wymaga wielkiej rozwagi.
Jacek Bańka: Jak dokładnie uczelnie angażują się w działania na rzecz obronności?
Prof. Lis: Na AGH razem z Krakowskim Parkiem Technologicznym stworzyliśmy akcelerator technologii obronnych – Dianę. To konkretne działanie na rzecz bezpieczeństwa. To nasz obowiązek patriotyczny. Wiele technologii, nad którymi pracujemy, ma charakter obronny.
Prof. Szarata: Mówimy o tzw. „dual use” – technologie cywilne mogą być też wykorzystywane na potrzeby obronności. Uczelnie techniczne mają tu szczególną rolę – nasze laboratoria są przygotowane do takiego wsparcia.
Prof. Lis: W zeszłym tygodniu spotkałem się z rektorami ukraińskich uczelni. Widzimy, jak wygląda bezpośrednie zaangażowanie naukowców w warunkach wojny. To olbrzymi zapał patriotyczny. Ale też postawy są różne – nie oceniajmy z fotela w ciepłym biurze.
Prof. Jedynak: Słowo klucz to "bezpieczeństwo". Wszystkie nasze działania mają temu służyć. Nauki o bezpieczeństwie są dziś pełnoprawną dyscypliną. Współpracujemy z dowódcami wojskowymi, uczestniczymy w forach bezpieczeństwa. Ukraina ma praktykę, której my – na szczęście – jeszcze nie mamy.
Prof. Bednarczyk: Czy to znaczy, że „kiedy grzmią działa, milkną muzy”? Absolutnie nie! A co z artystami? Czy są zwolnieni z obowiązku wobec wspólnoty? Przeciwnie. Kultura, sztuka – to wszystko, co buduje tożsamość, czego warto bronić. Artyści mają obowiązek mówić prawdę, leczyć dusze. W czasie wojny na Ukrainie rektor Akademii Lwowskiej mówił mi, że w schronach opiekują się dziećmi, prowadzą zajęcia arteterapeutyczne z żołnierzami wracającymi z niewoli. To misja, której nie można lekceważyć.
Jacek Bańka: Warto przypomnieć, że Andrzej Wróblewski był związany z Politechniką – w osobie mamy. Jubileusz Politechniki Krakowskiej jest dobrą okazją, by o tym mówić. Na koniec – Panie Rektorze, jak Uniwersytet Rolniczy wspiera potencjał obronny kraju?
Prof. Tabor: W czasie każdej wojny pierwsze cele to władze, dowództwo i zaplecze logistyczne – w tym żywność. Napoleon mawiał, że armia maszeruje na żołądku. Dziś badamy, jak produkować żywność o wysokiej wartości kalorycznej i długiej trwałości. Do tego – dostęp do czystej wody. Bez tego armia nie istnieje. To także element obronności – równie ważny jak broń.