Od momentu inauguracji Filharmonia Warszawska była i jest pierwszą estradą w Polsce. Już koncert otwierający to potwierdził. Wówczas, w 1901 roku, w programie wieczoru znalazły się dzieła polskich kompozytorów: Żeleńskiego, Stojowskiego, Moniuszki, Noskowskiego. Orkiestrę Filharmonii Warszawskiej poprowadził Emil Młynarski, zaś solistami byli: Wiktor Grąbczewski, bas i Ignacy Jan Paderewski, wówczas pianista będący u szczytu sławy. To właśnie występ Paderewskiego spowodował, że Filharmonia Warszawska nie stała się instytucją prowincjonalnego rosyjskiego miasta na wschodzie Europy, tylko istotnym, opiniotwórczym miejscem życia muzycznego, „ciążącym” do centralnej Europy.
Początki tej instytucji były bardzo ciekawe. Mało kto wie, że powstała jako spółka akcyjna. Inicjatorami byli polscy arystokraci, finansiści i przedstawiciele świata muzycznego m.in.: rodzina Lubomirskich, Zamoyskich, Tyszkiewiczów oraz Leopold Julian Kronenberg (słynny warszawski bankier), Ludwik Grossman (kompozytor, pianista, organista, dyrygent ale przede wszystkim organizator życia muzycznego), Emil Młynarski, Aleksander Rajchman (dziennikarz, krytyk muzyczny, pierwszy dyrektor Filharmonii Warszawskiej) i Marian Sokołowski. Jak podają źródła, akcjonariusze otrzymali złote żetony uprawniające do dożywotniego zajmowania foteli. Takich żetonów wydano ponad siedemdziesiąt.
Spółka zaplanowana została jako dochodowy interes, więc od strony ul. Moniuszki znajdowały się lokale, przede wszystkim sklepy, które zarabiały dla spółki. Główna sala mieściła blisko 2 tysiące miejsc (dziś jest ich mniej), bo podobno krzesła były wtedy ułożone bardzo ciasno, a balkony o wiele dłuższe. Po I wojnie światowej gmach przejęło Stowarzyszenie Muzyków Filharmonii Warszawskiej. Koncerty odbywały się tylko w piątek i w sobotę, a w pozostałe dni sala była luksusowym kinem. Ponadto w dużym foyer na I piętrze działał prezentujący farsy Teatr Mały Arnolda Szymfana. Zdarzało się, że śmiech publiczności zza ściany przeszkadzał słuchaczom w odbiorze np. recitalu fortepianowego.
W czasie wojny gmach Filharmonii został zniszczony, a po wojnie odbudowany, już trochę inaczej – choć ogólna bryła pozostała – bardziej w stylu socrealistycznym; zniknęły finezyjne zdobienia. Budynek został oddany do użytku w 1955 roku i od tego czasu działająca instytucja zyskała nazwę Filharmonii Narodowej.
Filharmonia gościła najsłynniejszych artystów świata. Z orkiestrą występowały legendy m.in.: Edvard Grieg, Siergiej Prokofiew, Siergiej Rachmaninow, Maurice Ravel, Camille Saint-Saëns, Richard Strauss i Igor Strawiński; setki doskonałych solistów. Ich lista byłaby ogromna. Estrada ta gościła najsłynniejsze orkiestry świata takie jak m.in.: Academy of St Martin in the Fields z Marrinerem, Academy of Ancient Music z Hogwoodem, BBC Symphony Orchestra z Boulezem, Berliner Philharmoniker z Barenboimem, City of Birmingham Symphony Orchestra z Rattlem, Cleveland Orchestra z Szellem, Sankt-Petersburskaja Filharmonia z Mrawińskim, Gewandhaus Orchester z Masurem… Ta lista choć bardzo skrócona jest imponująca.
Filharmonia Narodowa odbyła ponad 130 zagranicznych tournée koncertowych, grając na sześciu kontynentach. Poza tym instytucja ta ma w swoim dorobku ogromną ilość nagrań dla prestiżowych firm fonograficznych.
Dokładnie w 120 lat od pierwszego wieczoru Filharmonia Narodowa, przedstawiła koncert jubileuszowy: cztery utwory polskich twórców – Lutosławskiego, Szymanowskiego, Pendereckiego i Jana AP. Kaczmarka; trzech dyrygentów, szefów warszawskiej filharmonii: Antoni Wit (2002-2013), Jacek Kaspszyk (2013-2019) i Andrzej Boreyko (od 2019); dwa zespoły Filharmonii Narodowej: chór i orkiestra oraz jedno prawykonanie: „Kantata o szczęściu” Kaczmarka, zamówiona przez Filharmonię Narodową specjalnie na ten wieczór.
Koncert był transmitowany przez Internet, a także poprzez radiową „Dwójkę”. Publiczność przyjęła program entuzjastycznie, gotując artystom cztery owacje na stojąco. Był to piękny koncert. Trwał blisko trzy godziny, a sala była wypełniona po brzegi. Dla tych, którzy nie widzieli mam dobrą wiadomość: koncert trafi do sieci, trzeba tylko cierpliwie czekać sprawdzając co pewien czas kanał na YT Filharmonii Narodowej.
Wieczór otworzyło wykonanie „Koncertu na orkiestrę” Lutosławskiego, skomponowanego dla Witolda Rowickiego, szefa Filharmonii Narodowej w latach 1950-1955 orz 1958-1977. Utwór, który zabrzmiał pod batutą Antoniego Wita, był przez tego dyrygenta wielokrotnie wykonywany. Zresztą Antonii Wit, który często sięgał po utwory najnowsze w tym i Lutosławskiego, wielokrotnie miał okazję konsultować wykonania z kompozytorem. Dawno nie słyszałam już tego utworu i muszę stwierdzić, że bardzo dobrze przechodzi próbę czasu; w ogóle się nie starzeje. Doskonała kompozycja, ale też doskonale zinterpretowana.
Szymanowskiego a dokładnie III Symfonię „Pieśń o nocy” wybrał Jacek Kaspszyk, by poprowadzić na koncercie jubileuszowym. Była to bardzo emocjonalna interpretacja dzieła powstałego w 1916 roku, a po raz pierwszy wykonanego w całości w 1928 roku we Lwowie. W partii solowej wystąpił tenor – Rafał Bartmiński, który jest dobrze znany z polskich scen i estrad. Karierę rozpoczynał licznymi nagrodami w dwóch najważniejszych w Polsce konkursach wokalnych: Ady Sari w Nowym Sączu i Moniuszkowskim w Warszawie. Jest znany także jako aktor dramatyczny, m.in. z spektaklu Andrzeja Domalika "Maria Callas- master class" gdzie gra u boku Krystyny Jandy.
Andrzej Boreyko, który objął kierownictwo artystyczne Filharmonii Narodowej w 2019 roku zaprezentował najpierw chóralne „Agnus Dei” Krzysztofa Pendereckiego (poświęcone pamięci kardynała Wyszyńskiego), czyli drugą część w kolejności napisania „Polskiego Requiem”, a później zadyrygował prawykonaniem „Kantaty o szczęściu” Kaczmarka, autora muzyki do ponad 70 filmów długometrażowych i dokumentalnych oraz spektakli teatralnych, zdobywcy w 2005 Oskara za muzykę do filmu „Marzyciel”.
„Kantata o szczęściu” składa się z trzech części: I – Czas; II – Czysta rzeka; III – Odlot bocianów. Jak zapewniał kompozytor, utwór napisał na orkiestrę i chór, bez solistów, bo przede wszystkim chciał pokazać zespół FN, gdyż jak twierdził, to właśnie on jest podczas jubileuszu najważniejszy. Kantata była zbiorem przemyśleń z okresu pandemii na temat: czasu, natury i codzienności. Przyznam się, że wielka to odwaga wykonanie tego utworu po dziełach Lutosławskiego, Szymanowskiego i Pendereckiego. Bo kantata – choć zamówiona przez FN – to jednak typowa muzyka filmowa, w której pełno wspaniałych tematów, ale tematów nierozwiniętych. W porównaniu z poprzednimi kompozycjami był to utwór z kompletnie z innej bajki. Ale mimo to było widać na czacie podczas transmisji, że niektórym słuchaczom przypadł on do gustu.