W programie "Przed hejnałem" gościliśmy jedną z największych gwiazd polskiej telewizji, Ewę Drzyzgę, która swoją karierę zawodową zaczynała w Radiu Kraków. Pretekstem do spotkania była książka "Jak ja to robię", w której opowiedziała o sobie i swojej pracy.
Więcej o książce: www.ewadrzyzga.pl
Sylwia Paszkowska: Większość osób kojarzy cię z radiem RMF, mało kto wie, że zaczynałaś w Radiu Kraków.
Ewa Drzyzga: Tak, ale zaczynałam w Radiu Kraków na Szlaku. Było tajemniczo, mrocznie, a ja czułam się żółtodziobem.
Sylwia Paszkowska: Od czego zaczynałaś?
Ewa Drzyzga: Od tego, by się przyglądać, zobaczyć, jak robi się radio. Ja do tej pory zajmowałam się teatrem, to była moja pasja. Jednak, kiedy weszłam do radia, połknęłam bakcyla.
Sylwia Paszkowska: Do pracy w radiu przyczyniła się twoja mama.
Ewa Drzyzga: Moją mamę martwiło to, jak bardzo pochłania mnie teatr, próby, wyjazdy, bała się, że traci kontrolę and dzieckiem, więc wysłała mnie na konkurs do radia. Nie wiedziała co robi, bo człowiek w radiu nie zarywa jednej nocy, on tam sypia.
Sylwia Paszkowska: Zastanawiam się, czy da się wyrosnąć z dziennikarstwa newsowego. Ty od tego odeszłaś. Nie zazdrościsz dziś np. Justynie Pochanke? Tyle się teraz dzieje. Jest co komentować.
Ewa Drzyzga: Ja nigdy nie komentowałam, a raczej prezentowałam komentarze, ale faktycznie w dziennikarstwie jest teraz taki pęd, by wszystko komentować. Nie da się pozbyć tego genu dziennikarstwa informacyjnego. Teraz, kiedy tylko się dzieje coś ważnego, od razu włączam telewizor i siedzę przyklejona, sprawdzam wszystko w internecie, weryfikuję. Nie interesuje mnie natomiast jazgot polityków.
Sylwia Paszkowska: Przeszłaś z radia do telewizji i przeżyłaś szok, bo do tej pory czytałaś wiadomości w pidżamie, a teraz czuwa nad tobą stylistka.
Ewa Drzyzga: Z tego się bardzo cieszę, bo nie znam się kompletnie na modzie. Początki były trudne, musiałyśmy się zgrać, robić przymiarki, a ja nie znoszę takich przebieranek.
Sylwia Paszkowska: Ty zawsze miałaś mocny, zdecydowany charakter, kierowałaś zespołem w newsroomie, teraz kierujesz zespołem w telewizji. Ja pamiętam prywatne spotkanie, na którym twój mąż powiedział, że w domu on musi opanować taktykę uchodźcy. To było dawno temu, ale zapadło mi to w pamięć, choć dziś z uchodźców nie powinno się żartować.
Ewa Drzyzga: Nie jestem taką znowu kierowniczką w domu. Mieszkam z trzema facetami, to raczej testosteron unosi się w powietrzu, a moje hormony się chowają.
Sylwia Paszkowska: W tej książce opisujesz jasne i ciemne strony popularności.
Ewa Drzyzga: To ma mnóstwo pozytywnych stron. Mogę bezkarnie uśmiechać się do ludzi albo odwzajemniać uśmiechy. Kiedyś tego nie lubiłam, czułam się dziwnie, robiłam to na siłę. Dziś bardzo mnie to cieszy. Są niestety i ciemne strony popularności, na przykład, kiedy ktoś zagląda mi do koszyka, kiedy robię zakupy albo ściga po porodówce.
Sylwia Paszkowska: W swojej książce mówisz, że w programie pomagacie ludziom, którzy przychodzą. Zastanawiam się, czy zawsze chodzi o pomoc.
Ewa Drzyzga: Nie zawsze, czasem chcemy po prostu porozmawiać. W tym tygodniu rozmawiałam z albinosami, oni mają problem ze wzrokiem. Jeden z nich usłyszał od swojej pani od muzyki, że nigdy nie będzie śpiewał, bo nie widzi nut, ale on na przekór jej, dzisiaj, pięknie śpiewa. Wspaniale było z nim rozmawiać.
Sylwia Paszkowska: W tej książce opisujesz bohaterów programu "Rozmowy w Toku", jest tam m.in. historia osób, którzy stracili ręce, a mieli marzenie, by spotkać się z Janem Pawłem II. Ty stanęłaś na rzęsach, by to się udało.
Ewa Drzyzga: To by się nie udało, gdyby nie ktoś, kto ten program oglądał. Oni wypowiedzieli to marzenie i ono się spełniło. To nauka dla nas. Trzeba marzenia wypowiadać, a nie mieć je tylko w sobie, jak przy zdmuchiwaniu świeczek na torcie. Odezwała się więc do nas pani, która postanowiła oddać swój pracowniczy bilet. Było trochę problemów po drodze, trochę przejść zanim zdołaliśmy zebrać ekipę i odpowiednią liczbę biletów, ale udało się. Obejrzałam zapis, który towarzyszył temu wyjazdowi, tam w ogóle nie widać tego, że ja nie mogłam zebrać myśli, a tak było. Mózg spłata nam czasem figle, miałam potworną tremę, której dziś nawet nie potrafię opisać. Dziś Maria i Eugeniusz nadal się kochają, są razem, a niepełnosprawność im w ogóle nie przeszkadza. Powiedziałaś, że to historie moich gości, ale nie tylko. Przez te piętnaście lat to ja się wiele nauczyłam o sobie, ale też o nas, Polakach.
Sylwia Paszkowska: Pewne rzeczy, które kiedyś nas szokowały, dziś już są normalne.
Ewa Drzyzga: Tak, przeszły do codzienności. Dziś nikomu nie trzeba tłumaczyć, kim jest transseksualista, czym jest zły dotyk. Kiedyś to było tabu.
Sylwia Paszkowska: Twoja stacja zapłaciła kilka kar za twój program.
Ewa Drzyzga: Ma zapłacić jedną, ale program jest czasem przywoływany do porządku. Ja się zastanawiam, na ile uważnie ci, którzy składają skargi, oglądają mój program. Nie da się rozmawiać o programie, nie pokazując go. Wszystko jest zawsze wypikane, jest w studiu psycholog, który pomaga gościom, my nikogo nie chcemy urazić.
Sylwia Paszkowska: Nigdy nie miałaś obiekcji przy wyborze tematu?
Ewa Drzyzga: Nie.
Sylwia Paszkowska: A programy takie jak na przykład: "Jego motto życiowe to: dobra bajera, bzyk bzyk i cześć", "Został tatą, bo nie chciało mu się biec po prezerwatywy".
Ewa Drzyzga: Zawsze w tym programie były oryginalne osobowości. Poza tym rozmawiamy też o tym, jak nie zostać oszukanym w internecie, jak poradzić sobie z długami, z komornikiem. Dzisiejsze "Rozmowy w Toku" poruszają problemy bliskie ludziom. Zachęcam do oglądania i weryfikowania. Te złe opinie w internecie dotyczą programu sprzed 6-7 lat.
Sylwia Paszkowska: O co chodzi z teorią imion?
Ewa Drzyzga: Zastanawialiśmy się z moim kolegą z pracy, dlaczego do tego samego tematu mamy na przykład trzy Weroniki, a Mateusz ciągle przychodzi w tym temacie, ale nie zdradzę, o co chodzi. Coś w tym jest. Nasze imiona niosą pewne problemy.
więcej o książce na www.ewadrzyzga.pl