Andrzej Kaczmarczyk – To dopiero trzecia edycja Budżetu Obywatelskiego Miasta Krakowa, więc trudno dokonać gruntownej oceny, ale pewne rzeczy już widać, np. niska frekwencję. Dwa lata temu wynosiła 10 proc., a w zeszłym roku już tylko 7,5 proc. To my jesteśmy tacy „nieobywatelscy” czy ten pomysł nie jest dobry?
Karol Kurnicki (socjolog miasta UJ) – Zapewne obie rzeczy się na to składają. Zarówno to, że dopiero i my i urzędnicy uczymy się jak powinniśmy skutecznie wykorzystywać to narzędzie budżetu obywatelskiego, ale też mieszkańcy potrzebują większego przekonania do tego, żeby się zaangażować. Zarówno składać projekty, jak i brać udział w głosowaniu. Głosowanie nie jest trudne. Przez internet zajmuje 15 minut i już można wziąć odpowiedzialność za swoje miasto.
Zwróciłbym uwagę na słabą promocję, choć w tym roku widać, że jest lepiej.
AK – Czyli niską frekwencję wiąże Pan ze słabą promocję?
KK – Częściowo. Lepsza frekwencja w pierwszym roku to zapewne skutek tego, że wtedy o budżecie obywatelskim dużo się mówiło.
AK – Efekt nowości?
KK – Pewnie trochę tak. Późniejszy spadek to wynik wyczerpania się tego efektu nowości, natomiast nie było widać efektów owego budżetu obywatelskiego.
AK – Rzeczywiście do tej pory nie zrealizowano wszystkich przyjętych projektów. Z pierwszej edycji zostało do wykonania 5 projektów na 68, ale już z budżetu zeszłorocznego zrealizowano tylko 1/3. Nie zrealizowano żadnego z 7, dużego projektu ogólnomiejskiego. To odstręcza ludzi od udziału?
KK – Myślę, że tak, choć trzeba pamiętać, że szczególnie duże projekty wymagają czasu i nakładu pracy. Natomiast przy okazji promocji, włączania mieszkańców kluczową sprawą jest to, by rezultaty projektów i głosowania było widać jak najszybciej. Żeby ludzi widzieli, że jak w lecie zagłosowali, to następnej wiosny mają już zielony skwer, miejcse parkingowe czy inne ulepszenie w dzielnicy. To by pokazywało, że mają realny wpływ na swoje miasto i przestrzeń.
AK – Mnie uderzyło jak przy okazji budżetu obywatelskiego niektórzy ludzie mają „ręce do siebie”. W zeszłym roku skrzyknęło się kilkunastu rodziców i przeszedł projekt zwiększenia liczby godzin języka angielskiego w jednej ze szkół. Trudno o takim projekcie powiedzieć, że zyskuje na nim całe miasto czy dzielnica.
KK – Ci ludzie, którzy się znają, np. rodzice dzieci w szkole, lub inne grupy interesu, mogą łatwiej projekt ze sobą skonsultować, złożyć, a potem łatwiej zapewnić sobie promocję wśród osób o podobnych interesach. To nie jest złe, że ludzie biora sprawy w swoje ręce. Złe jest to, że takie projekty upodabniają tworzenie budżetu do przeciągania liny w swoją stronę zamiast otwierania się na jak największa liczbę mieszkańców, którzy z pieniędzy na to idących powinni korzystać.
Z drugie strony to pokazuje jakie potrzeby mieszkańców nie są zaspokojone przez normalnie wydatkowane środki z budżetu miasta.
AK – Edukacja to normalne zadanie gminy, a nie ekstra bonus.
KK – No właśnie. Efekty budżetu obywatelskiego powinny być ogólniedostępne. Jeśli już lekcje angielskiego to dla wszystkich chętnych z danej dzielnicy.
Wojciech Musiał – Z Pana słów wynika, że takie partykularne projekty mają większe szanse gdy frekwencja jest mała.
KK – Tak. Zwróciłbym tu uwagę na ważny element. Głosując mamy prawo wybrać trzy projekty. Nie jeden. To element osłabiający wpływ silnych grup, ale też nawet ich członkowie wybierając inne projekty widzą potrzeby innych ludzi.
AK – A propos głosowania. W tym roku nowość. Głosujemy wyłącznie przez internet. Będą lokale wyborcze, ale w nich też głosowanie będzie odbywać się przez internet. Tylko ta drogą można też zgłosić projekt. Czy to grozi wykluczeniem pewnych grup?
KK – Jest taki ryzyko. To nie jest tak, że osoby starsze nie korzystają z internetu, bo w tej grupie w takich wypadkach myślimy, ale jest przecież coś takiego jak cyfrowe wykluczenie. Są osoby, które nie posługują się internetem w sposób biegły, a mogą to być osoby znane w swoich społecznościach, czy zainteresowane poprawą wspólnej przestrzeni, lepszym chodnikiem. Dla nich może to być dodatkowa bariera.
AK – Urząd Miasta przyrzeka, że urzędnicy będą w takich wypadkach pomagać. Tak przy składaniu wniosku, jak i przy glosowaniu. Czy budżet obywatelski spełnia swoje podstawowe zadanie jakim jest z jednej strony edukacji obywateli jak zarządza się miastem, a z drugiej strony, że władze miasta otrzymują sygnały jakiego rodzaju oczekiwania mają mieszkańcy?
KK – To jest jeszcze problematyczne. To dopiero trzecia edycja i ciągle się uczymy, ciągle są wprowadzane poprawki. Jak widać po frekwencji nie jest najlepiej. Nie ma tego połączenia, tej informacji zwrotnej od mieszkańców i w drugą stronę. Trudno też przewidywać przyszłość. Nie wiem czy budżet obywatelski wrośnie w życie miejskie polityczne i społeczne, czy nie. Na pewno duża zależy od urzędników, od tego czy ten budżet będą wspierać. Poprzez większe środki, lepszą promocję i szybką realizację wybranych projektów. Tak w ogóle to jest bardzo dobre narzędzie do budowy społeczeństwa obywatelskiego.