Fot. Piotr Korczak
Posłuchaj Przed Horyzontem
Razem od ponad trzydziestu lat
Dorota Majerczyk to postać doskonale znana w środowisku kultury ludowej. Naukowczyni z doktoratem, jurorka wielu konkursów, animatorka życia artystycznego, a przede wszystkim założycielka zespołu Majeranki. Dla Doroty tradycja to nie tylko muzyka, ale cała opowieść o człowieku, miejscu i pamięci.
Jej mąż, Piotr Majerczyk, jest muzykantem i aktorem, człowiekiem sceny i konstruktorem dud. Od lat pielęgnuje folklor muzyczny Podhala i okolic, pokazując, że kultura ludowa może być żywa, autentyczna i obecna także poza regionalnym kontekstem. Razem tworzą małżeństwo od ponad trzydziestu lat.
Dzieci i ich własne drogi
Ich dzieci dorastały w artystycznym domu. Wszystkie związane były z zespołem Majeranki, który stał się dla nich naturalną przestrzenią wychowania i twórczego rozwoju.
Najstarsza córka, Kasia, dziś Bobak, przejęła prowadzenie Majeranków po swojej mamie. Jej zainteresowania wykraczają daleko poza jeden nurt. Wraz z mężem Marcinem Bobakiem założyła zespół Fire Folk, w którym jest miejsce dla tradycji, ale i dla nowoczesnego brzmienia. Kasia została zaproszona do śpiewu w filmie „Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego, co było symbolicznym momentem pokazującym, że głos wyniesiony z folkloru może zabrzmieć na światowych ekranach. Jej mężem jest muzyk klasyczny – kolejny dowód na to, jak naturalnie w tej rodzinie przenikają się różne muzyczne światy.
Marysia studiuje sztukę operatorską w Szkole Filmowej w Katowicach, realizując się poprzez obraz i filmową wrażliwość. Jasiek, znakomity tancerz ludowy, dziś zajmuje się rodzinnym interesem kulinarnym. Najmłodszy Franek uczy się w szkole w Zakopanem i marzy o tym, by zostać pytacem, czyli drużbą weselnym. Wszyscy członkowie rodziny grają na dudach.
Dom, do którego się wraca
Rodzinę Majerczyków łączy jednak coś więcej niż wspólne muzykowanie. To wyraźnie odczuwalna bliskość i poczucie, że dom pozostaje punktem odniesienia, niezależnie od tego, dokąd prowadzą życiowe drogi.
Zapytana o to, jak stworzyć taki dom, Dorota Majerczyk mówi wprost, że jej największym osobistym sukcesem nie są zawodowe osiągnięcia, lecz właśnie rodzina:
To jest coś, co najbardziej sobie cenię, co najbardziej kocham, co najbardziej otulam, ale też coś, o co najbardziej się martwię. Przez wiele lat wychowywałam moje dzieci, a potem przyszedł taki moment, kiedy one w sumie wyfrunęły z gniazda, bo każdy gdzieś się zakotwiczył: tu się uczy, tu pracuje. Zawsze wychodziłam z założenia, że dom powinien być jak port. Port, do którego te stateczki, które wypłynęły w świat, mogą i powinny zawsze wracać.
Ten sam dom, ta sama historia, ale opowiedziana z innej perspektywy - męża i ojca. Piotr Majerczyk zwraca uwagę na codzienność, rytm i obecność, które budowały ciepło tego miejsca:
Na początku nie mieliśmy nawet dwudziestu lat. A teraz, kiedy obserwuję moją żonę, widzę w niej taką typową kwokę — z rozłożonym skrzydłem nad tymi swoimi kurczętami. Strasznie o nich dbała, zawsze była. Wstawała wcześnie, najpierw nastawiała zupę, potem dzieci do szkoły, potem praca, pisanie. Nawet doktorat — wszystko miało swój rytm. I myślę, że gdyby to nie było tak poukładane, to ona by w życiu nie zrobiła tylu rzeczy, ile jej się udało.
Historia rodziny Majerczyków z Chabówki pokazuje, że folklor nie musi być zamknięty w ramy rekonstrukcji. Może być żywą praktyką — wspólną, czułą i otwartą na przyszłość. Dom jako port, z którego się wypływa i do którego się wraca, pozostaje tu najważniejszą metaforą. I być może największym dziedzictwem tej rodziny.