Na powrót na studia decydują się też osoby z bagażem doświadczeń życiowych - w lipcu pracę magisterską obronił 73-latek. Choć rozpoczynających doktorat jest dużo, to jednak niewielu może sobie pozwolić na postawienie liter „dr” przed nazwiskiem. Jak pogodzić pracę naukową z życiem rodzinnym przy jednocześnie niskich stypendiach i obciętych grantach? Istnieje więc moda na doktorat, czy to tylko pozór, który straszy obniżeniem jakości nauczania?
O tym Sylwia Paszkowska rozmawiała z gośćmi programu "Przed hejnałem", a byli nimi: prof. Anna Citkowska – Kimla – kierownik studiów doktoranckich z Instytutu Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych UJ, dr Katarzyna Suwada – socjolog, członkini Stowarzyszenia Nowe Otwarcie Uniwersytetu i dr Krzysztof Tlałka – doktor i doktorant, wiceprezes Towarzystwa Doktorantów ds. ogólnych UJ.
Sylwia Paszkowska: Rzeczywiście można zauważyć zjawisko takie jak moda na doktorat?
Prof. Anna Citkowska – Kimla: Ośmielę się polemizować - to rynek to wymusza.
Sylwia Paszkowska: Tytuł magistra się zdewaluował?
Prof. Anna Citkowska – Kimla: Tu w grę wchodzi dostępność do szkolnictwa wyższego.
Sylwia Paszkowska: Ilu doktorantów jest w Krakowie?
Prof. Anna Citkowska: Mam tylko dane dotyczące mojej jednostki. Na wszystkich latach jest ok. 80 osób.
Sylwia Paszkowska: Dlaczego młodzi ludzie rozpoczynają studia doktoranckie?
Dr Krzysztof Tlałka: Jest tyle motywów, ilu doktorantów. Są osoby, które w okolicach 4, 5. roku studiów magisterskich dochodzą do wniosku, że chcą spróbować swoich sił w karierze naukowej. Druga grupa to osoby, które kończą studia związane z wolnymi zawodami, w których tytuł doktora podnosi prestiż i zwiększa zarobki - to np. prawnicy, trzecia grupa to pasjonaci, mający świadomość, że na rynku pracy liczy się specjalizacja.
Dr Katarzyna Suwada: Przeprowadzaliśmy badania nad motywacjami i wynika z nich, że tematem często wracającym jest to, że ludzie wybierają studia doktoranckie jako sposób na samorealizację, której nie dają studia magisterskie. To, co ciekawe, to to, że wiele osób jest świadomych, że oni nie będą kontynuować kariery naukowej, że pracę na uczelni trudno dostać.
Sylwia Paszkowska: Jak wygląda życie doktoranta?
Dr Krzysztof Tlałka: Mało jest zajęć obowiązkowych, co prawda, ale lwia część naszej pracy to praca własna, czytanie literatury, badania, wyjazdy na konferencje.
Sylwia Paszkowska: Czy doktorant ma czas na pracę zawodową poza uczelnią?
Dr Katarzyna Suwada: Musi mieć czas, bo tylko niektórzy dostają stypendia, cała reszta, jeśli nie ma wsparcia w rodzinie, musi pracować zawodowo.
Prof. Anna Citkowska: Często jest tak, że jest zjawisko kumulacji stypendiów w rękach tych najlepszych. Ci, którzy są na pierwszych miejscach w listach rankingowych, zgarniają wszystkie nagrody i dodatki. Tych możliwości finansowania jest bardzo dużo. By doktoranci mogli pracować, my układamy zajęcia tak, by zaczynały się od ok. 16.
Sylwia Paszkowska: Dlaczego z armii osób, które zaczynają studia doktoranckie, niewielu z nich je kończy? Czy to nie jest tak, że to wieczni studenci, którzy chcą przedłużyć młodość?
Prof. Anna Citkowska: Zaprzeczę. Doktoranci tak starają się organizować studia, by je skończyć. Jeśli jest taka grupa, o której pani mówi, ja o tym nie wiem.
Sylwia Paszkowska: Nie jest łatwo osobom, które mają rodziny, by skończyć studia doktoranckie.
Prof. Anna Citkowska: Pomagamy takim osobom. Są programy wsparcia, zapewniamy opiekę nad dziećmi. Da się to pogodzić, ale jest trudno.
Sylwia Paszkowska: Kwestia finansów - na to często się skarżą doktoranci.
Dr Krzysztof Tlałka: Mamy kilka stypendiów: podstawowe doktoranckie, które wynosi 60% pensji asystenta, czyli ok. 1,5 tys. zł. Poza tym jest zwiększenie stypendium doktoranckiego (dla 30% najlepszych doktorantów), które wynosi minimum 800-1000 zł. Najlepsze warunki mają osoby na kierunkach ścisłych, tam na stypendia może liczyć nawet 80% doktorantów, na studiach humanistycznych to zaledwie kilkanaście procent.