Stany Zjednoczone wstrzymują programy wspierające wschodnią flankę, m.in. kraje bałtyckie. Donoszą o tym amerykańskie media, a te doniesienia potwierdził już Biały Dom. Jednocześnie pojawiły się zapewnienia dotyczące obecności w Polsce amerykańskiego kontyngentu. Jak realne stają się te gwarancje bezpieczeństwa udzielone Polsce?
Wśród tych krajów nie ma Polski, co oczywiście z naszego narodowego punktu widzenia, którego centrum jest nasze bezpieczeństwo, jest bardzo ważne.
Bardzo mnie cieszy ta deklaracja, która padła podczas spotkania z panem prezydentem Nawrockim. Natomiast musimy patrzeć na to nasze bezpieczeństwo globalnie. Cofnięcie tego finansowania, ono chyba kończy się we wrześniu 2026 roku, nie jest dobrym sygnałem dla tej części Europy.
Widzimy, jak funkcjonuje Rosja, widzimy, w jaki sposób próbuje zdestabilizować sytuację w regionie, i tym bardziej powinniśmy jako państwo nie tylko walczyć o gwarancje dla Polski, ale również o gwarancje dla innych krajów europejskich.
Oczywiście według Stanów Zjednoczonych są to zmiany koordynowane z Europą. Wracając do tej wizyty w Białym Domu prezydenta Nawrockiego, to usłyszeliśmy również i to, że ten kontyngent amerykański mógłby zostać zwiększony w naszym kraju. Czy prezydent powinien o to zabiegać? Czy to ma w ogóle jakieś znaczenie, ta liczba żołnierzy w naszym kraju?
Oczywiście, że ona ma znaczenie na bardzo wielu poziomach. Od takiego realnego, związanego z pewnym potencjałem obronnym, ale również symbolicznie wskazuje na to, że jesteśmy przygotowani na różnego rodzaju sytuacje i że nie jesteśmy w tej globalnej układance osamotnieni. Ale znowu to nie zwalnia nas z odpowiedzialności budowania sojuszy w Europie, budowania pewnego obronnego potencjału Unii Europejskiej, współpracy w różnych formatach z różnymi krajami, czy to bałtyckimi, czy ze środkowej Europy, czy ze wschodniej.
Bo kwestia nie dotyczy tylko i wyłącznie Polski, ale całej tej flanki.
Czyli należy zabiegać. Skoro padły takie deklaracje, to należy wracać do tego tematu zwiększenia kontyngentu?
Oczywiście, jak rozumiem, też to podkreślił pan minister Sikorski, który odbywa teraz techniczne spotkania w Stanach Zjednoczonych, te rozmowy będą prowadzone.
Wczoraj w Paryżu spotkała się Koalicja Chętnych, 30 przedstawicieli różnych państw, 26 podobno, zadeklarowało pośredni albo bezpośredni udział w misji w Ukrainie. Polska nie wyśle żołnierzy. Powrócił do tego tematu wczoraj premier Tusk. Natomiast będziemy niezbędnym zapleczem logistycznym. W pani ocenie to jest dobra decyzja? Powinniśmy zostać tutaj, czy jednak wysłać żołnierzy? Bo przecież braliśmy udział w wielu misjach.
Braliśmy udział w wielu misjach stabilizacyjnych. Wszystko oczywiście powinno być uzgodnione z naszymi partnerami i tutaj to, co jest na pewno dobre, to jasny sygnał z naszej strony, jasne wskazanie granic. Osobiście uważam, że powinniśmy być bardziej otwarci na dyskusję o udziale Polski w misji stabilizacyjnej, ale nie uczestniczyłam w tych rozmowach i też nie chcę tutaj stawiać mocnych tez, które byłyby nieodpowiedzialne.
Ta sytuacja jest bardzo dynamiczna. Nie wiemy, jak będzie wyglądał pokój w Ukrainie. Nie wiemy, co się wydarzy potem. Nie wiemy, jak będzie wyglądała ta linia podziału. Nie wiemy, czy Ukraina zachowa całość swojego terytorium. Otrzymujemy sprzeczne sygnały, a tak naprawdę te negocjacje – doskonale wiemy – jak wyglądają.
Toczą się w sposób bardzo przerywany, z różnego rodzaju ingerencjami Stanów Zjednoczonych, z różnymi zaskakującymi stwierdzeniami, które padają ze strony prezydenta Trumpa, więc jest to też taki bardzo drażliwy moment.
Czyli nie powinniśmy wykluczać takiej możliwości udziału w misji stabilizacyjnej?
Pan premier ją wykluczył, więc jakby tutaj stanowisko rządu jest jasne. Pan pyta mnie o moje zdanie. Ja też nie dysponuję taką wiedzą na temat tych rozmów i prawdopodobnej sytuacji Ukrainy po osiągnięciu jakiegoś rodzaju pokoju. Mogę tylko powiedzieć: ja bym nie wykluczała tak definitywnie, ale to jest zdanie indywidualnej posłanki w oparciu o chociażby głosy ekspertów, które pojawiają się w przestrzeni debaty dotyczącej sytuacji powojennej Ukrainy.
Wracając do Stanów Zjednoczonych, czy wobec tych rozmów, tych zapewnień, deklaracji o bezpieczeństwie, o kontyngencie amerykańskim, być może o jego zwiększeniu, sprawa podatku cyfrowego została już pogrzebana? Lepiej się nie wychylać teraz?
Absolutnie nie. Nie możemy jako kraj rezygnować z ważnych dla nas projektów dlatego, że obawiamy się, że może być to źle przyjęte przez prezydenta jakiegokolwiek kraju, czy to europejskiego, czy jakiegokolwiek innego. Pamiętajmy, że ten podatek dotyczy nie tylko amerykańskich korporacji, to jest podatek, który przyjęło kilka krajów Unii Europejskiej. To są pieniądze, które możemy wydać na rozwój, na inwestycje, na nasze bezpieczeństwo. Rozmawiajmy ze Stanami, prowadźmy ten dialog, ale nie możemy cofać się, bo jest to rzecz niezbędna, żeby się rozwijać.
Prezydent Stanów Zjednoczonych już powiedział: kto nałoży, ten zostanie obłożony cłami w odwecie.
Ten temat ceł, które nakłada Donald Trump różnym państwom, wraca non stop. Widzimy, że one są czasami ogłaszane, potem są wycofywane, czasami są zwiększane, czasami są zmniejszane. Porozmawiajmy o konkretnym projekcie podatku cyfrowego, gdy on już będzie, przejdzie przez Radę Ministrów, przez Komitet Stały Rady Ministrów. Rozmawiajmy wtedy z prezydentem, bo na razie jest tak, że trochę pod naciskiem jakichś stwierdzeń rzuconych w przestrzeni publicznej wszyscy pytają, czy powinniśmy się wycofać. No nie, nie powinniśmy się wycofać z tych planów. Jego ostateczny kształt zależy od bardzo wielu czynników.
A może po prostu przygotować – to powinien zrobić minister Gawkowski – i czekać, na przykład jak się zmieni administracja w Stanach Zjednoczonych, no i wtedy przeforsować?
To oczywiście wtedy potrwa. Musimy też pamiętać, że to są realnie miliardy, które co roku nie trafiają do polskiego budżetu.
Czyli nie rezygnujemy?
Absolutnie, uważam, że nie powinniśmy.
Czy posłałaby Pani swoje dzieci na lekcje edukacji zdrowotnej?
Oczywiście, że posłałabym swoje dzieci na lekcje edukacji zdrowotnej. Ja tego nie zrobię z bardzo prostej przyczyny: moje córki jeszcze nie są w czwartej klasie. Uważam, że ten przedmiot jest bardzo potrzebny. Ten przedmiot powinien być obowiązkowy.
Uważam, że pani minister Nowacka popełniła duży błąd, cofając się i stwierdzając, że to będzie przedmiot fakultatywny, bo teraz w tej sytuacji dojdzie do takiego dziwnego rozwarstwienia. Część szkół będzie miała ten przedmiot, część nie. Będą gminy – jak czytamy, niektóre gminy na Podhalu – gdzie w ogóle w żadnej ze szkół tego przedmiotu nie uruchomią. I to będzie działo się ze szkodą dla dzieci, ze szkodą dla młodzieży.
Jak by pani zaapelowała do rodziców z Czarnego Dunajca, bo tam rezygnacja sięga w niektórych szkołach 100%? Że to jest urojeniówka, jak mówi minister Nowacka?
Nie lubię takich słów, które mają zamiar stygmatyzować rodziców.
Ja bym bardziej ich przekonywała do tego i tłumaczyła im, że jeżeli na przykład chcemy, żeby nasze dzieci czuły się bezpieczne, żeby wiedziały, jak wygląda dojrzewanie, żeby nic z tego procesu je nie zaskakiwało, żeby były przygotowane na różne sytuacje relacyjne z koleżankami czy kolegami z klasy, to muszą mieć do tego wiedzę. I lepiej, żeby tę wiedzę czerpały ze słów nauczycielki czy nauczyciela ze szkoły, ze specjalnie do tego przygotowanej podstawy programowej niż z przypadkowych rad na Facebooku, na Instagramie, z przypadkowych postów, bo wtedy tracimy kontrolę nad tym, co wiedzą dzieci i jak tę wiedzę mogą wykorzystywać.
A już tak czysto po ludzku. Chcę, żeby moje dzieci dobrze po prostu czuły się w swoim środowisku i też w swoim ciele. I rozumiem, że są momenty, w których ta wiedza, którą ja im przekażę, być może nie będzie całościowa, bo nie jestem nauczycielką, nie studiowałam pedagogiki, czasami być może też nie umiem na pewne tematy rozmawiać.
Uważam, że taka synergia pomiędzy rodzicami i tą wiedzą, umiejętnościami, które wynosi się z domu, i nauczycielami, i tą wiedzę oraz umiejętności, które wynosi się ze szkoły, jest niezbędna. I ten przedmiot może to ułatwić.
No to co poszło nie tak - chyba z komunikowaniem – taką tezę tutaj postawię – że mamy teraz taką burzę i protest, opór, nie tylko na Podhalu zresztą?
Mamy też dużo nieodpowiedzialnych głosów ze strony biskupów, którzy naprawdę chyba nie przejrzeli tej podstawy programowej. Dużo manipulacji ze strony polityków prawicy, którzy również nie przyjrzeli się temu, bo edukacja zdrowotna to nie tylko nauka o dojrzewaniu, ale to także kwestia związana z nauką o zdrowym żywieniu, aktywności fizycznej, ale również relacjach, bezpieczeństwie w sieci. To otwiera dzieciom całą przestrzeń wiedzy, która jest niezbędna w tym bardzo trudnym świecie, w którym rządzi dezinformacja, manipulacja.
Wystarczy wejść na TikToka i zobaczyć, jakie bzdury dzieci czasami oglądają. I nie mają kontry, bo rodzice nawet nie wiedzą, że mają tam swoje konta, że oglądają te filmiki.
No ale skoro pani minister dała możliwość wyboru, skoro zajęcia są fakultatywne, to nazywanie przeciwników szurią chyba idzie za daleko.
Wiem, że już rusza – powinna być zorganizowana pewna akcja informacyjna. Wiem, że do szkół mają trafić broszury, które przedstawiają rodzicom założenia tego przedmiotu. Być może powinno było się to wydarzyć w zeszłym roku, pod koniec zeszłego roku. Liczę też na jakąś kampanię w mediach, także w mediach społecznościowych.
Musimy tych rodziców przekonać, żeby podpisali deklaracje nie ze względu na to, że ktoś ich obrazi czy nazwie tak albo inaczej, ale ze względu na to, że jest to przedmiot potrzebny.
No ale do 25 września... Mało czasu.
Dlatego mówiłam, że warto było zacząć to robić wcześniej po prostu.
Będą dodatkowe pieniądze na wynagrodzenia dla nauczycieli? No bo 3% to jest poziom inflacji. Nowy rok rozpoczął się od protestów ZNP.
Na pewno jako Lewica będziemy o te środki walczyć w ramach budżetu. To jest dopiero jego wstępny projekt.
Dla nas to jest jasne. Jesteśmy też po serii spotkań ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego. I uważamy, że te środki w budżecie powinny się znaleźć i będziemy o to zabiegać.
Będą państwo mieć wsparcie w osobie choćby Przemysława Czarnka, który wsparł protesty ZNP. W związku z tym tutaj taką koalicję też mogą państwo budować?
Ta zmiana polityków Prawa i Sprawiedliwości jest zaskakująca. Kiedyś byli zamknięci na jakikolwiek dialog ze Związkiem Nauczycielstwa Polskiego. Obrażali nauczycieli podczas strajków.