Zapis rozmowy Jacka Bańki z posłanką Lewicy Razem z partii Razem, Darią Gosek-Popiołek.

Lewica poprze projekt ustawy o kontroli weryfikacji covidowej przez pracodawcę? Pewnie w przyszłym tygodniu ten projekt będzie głosowany. Może Lewica będzie go modyfikować poprawkami?

- Na pewno zgłosimy poprawki. Chcemy, żeby ten projekt bardziej chronił pracowników, którzy mogą nie chcieć pracować obok niezaszczepionych kolegów w obawie o życie i zdrowie. Ta ustawa jest za późno i jest za wąska. Najwcześniej ona wejdzie w życie w okolicach połowy lutego. My już w stosunku do zeszłego tygodnia mamy 90% wzrostu zachorowań. 30 tysięcy wczoraj to liczba, która powinna stawiać nas do alarmu.

Mówi pani o poprawce, która by chroniła osoby, które nie chcą pracować obok osób niezaszczepionych. Na tym nie ucierpią tak drogie Lewicy prawa pracownicze?

- Będziemy na to zwracać uwagę. To kluczowe. Pracownicy muszą mieć pewność, kto ma dostęp do ich danych. To szczegółowe sprawy. Taką ustawę, która wzbudzi wątpliwości, albo trzeba będzie poprawić, albo zagłosujmy nie tak, jak myśli PiS. Bez obowiązkowych szczepień nie możemy zapobiegać kolejnym falom. Bez paszportów covidowych nie przekonamy części ludzi do szczepionek. Kampanie medialne nie spełniają swoich celów. Mamy wielką zajętość łóżek. Przewlekle chorzy na inne choroby mają utrudniony dostęp do szpitali. Temu trzeba zapobiegać. Polska nie jest gotowa na piątą falę.

Co dalej z apelem ministra Niedzielskiego do pracodawców? Minister zapowiedział rozporządzenie, po którym pracownicy administracji publicznej przejdą na pracę zdalną. Dla reszty to tylko apel. Jak przemówić, żeby decydowali się na pracę zdalną?

- Pamiętajmy, że praca zdalna jest możliwa w niektórych przypadkach. Większej części społeczeństwa to nie dotyka. Jest choćby produkcja, która nie ma takiej możliwości. Czy zakłady pracy są wyposażone w odpowiednie środki, można zachować dystans? To, co się wydarzyło przez pierwsze lockdowny… Pracodawcy chętnie korzystają z przerzucania kosztów związanych z urządzaniem miejsca pracy w domu pracownika. Ta strefa nie jest uregulowana. Będziemy dążyć do tego, żeby relacje kto i za co płaci, były uregulowane. Pracujemy nad rozwiązaniami. Związki zawodowe i PIP na to zwracają uwagę. Jest pole do zmian. Pracownik nie może dokładać do swojego miejsca pracy.

Grozi nam odpływ pracowników z rynku pracy na skutek liczby zakażeń. Zasadne jest skracanie czasu izolacji i kwarantanny, o którym mówi minister zdrowia? Takie rozwiązanie wprowadzają inne kraje. One skracają kwarantannę do 5 dni. U nas jest mowa o 7 dniach.

- Przyznam, że to propozycja, której nie konsultowałam z epidemiologami. Nie wiem, na ile się to przełoży na rozprzestrzenianie się wirusa. Będziemy rozmawiać. Jest kłopot z tym, że są czasowe lockdowny dla jednego pracodawcy, bo pracownicy są na kwarantannie. Niestety wirus się rozprzestrzenia też w domach. Wydaje się, że ktoś nie powinien zarażać, ale jednak domownicy łapią coś na ostatniej prostej. Musimy dbać o najsłabszych i grupy, które szczepić się nie mogą.

Co z dziećmi po feriach?

- Chciałabym, żeby dzieci wróciły do szkół. Obawiam się jednak, patrząc na dynamikę, że nie jest tak, jak mówi pani kurator Nowak, że szkoły nie są miejscem, gdzie rozprzestrzenia się wirus. Dzieci mogą wrócić po feriach na chwilę i znowu będzie zdalna nauka.

Pamiętajmy, ze mamy podział na województwa przy feriach...

- Mocno apeluję do rodziców dzieci w wieku od 5 lat. Szczepcie swoje dzieci. Dzisiaj robię to z moją starszą córką. Chcę, żeby była bezpieczna.

Wszystko wskazuje na to, że w Krakowie jednak odbędą się Igrzyska Europejskie. Pani z grupą aktywistów jest nadal przeciwko tej imprezie. Co teraz po odrzuceniu obywatelskiego projektu uchwały o wycofaniu się Krakowa z imprezy, po przyjęciu przez rząd rozporządzenia z inwestycjami i po podpisaniu kolejnego listu intencyjnego?

- Jakbyśmy my teraz podpisali taki list intencyjny… Ja w intencji częstszego bywania w Radiu Kraków i pan w intencji częstszego zapraszania mnie to ten dokument miały wartość przed prezesem Radia Kraków? Nie. List intencyjny to wyrażenie chęci współpracy. Nie ma programów ministerialnych z finansowaniem. Mówi się o rozporządzaniach i specustawie. Jest tu wiele przekłamań. Te rozporządzenia wprowadzają pewne ułatwienia w sferze zamówień publicznych, ale nie oznacza to finansowania centralnego. To będzie, gdy ministrowie przedstawią programy. Na to czekamy. Do imprezy jest niecały rok i 5 miesięcy. My czekamy na gwarancje finansowe.

Pani mówi o specustawie. W rozporządzeniu są konkretne…

- Tak, ale nie mówi o źródle finansowania. To będzie w programach ministerialnych. Są kwoty. Marszałek Kozłowski mówił, że dzwonił do prezesa spółki, którą sam powołał i prezes zapewnił go, że będzie to na pewno nie więcej niż 400 milionów na całość. Ja nie znam imprezy, która na 1,5 roku przed nie ma przekazanego budżetu. Te liczby są wzięte z kosmosu. Wiemy, ile będzie kosztowało zabezpieczenie, transport, pobyt uczestników, obsługa medialna? To koszta, których nie znamy. Na tym etapie czemu prezes mówi 100 milionów? Czemu nie 150, 200? To nie są realne wydatki.

Tego właśnie dotyczył list intencyjny. Kraków - 100 milionów, Małopolska - 100 milionów i rząd 200 milionów. Jest zapis, który mówi, że jak w sumie przekroczy to 400 milionów, nadwyżkę pokryje budżet centralny.

- Podpisał to Jacek Sasin, który jest znany z tego, że swoje projekty doprowadza do owocnego zakończenia.

Podpisał to też prezydent Jacek Majchrowski i marszałek Kozłowski. Nie przekonują pani te wyliczenia?

- Nie. Nie widziałam wyliczeń. To tylko cyfry. Ile wydamy na transport? To mnie interesuje.

Wróćmy do Krakowa. Wyliczenia przedstawił w zeszłym tygodniu wiceprezydent Muzyk. Pokazywał, że ponad 600 milionów na czysto Kraków zyskuje.

- Pokazuje inwestycje. Pytanie, ile będą kosztowały nas realnie te Igrzyska? Ten rodzaj omawiania imprezy, w której bierze się inwestycje zgłoszone do realizacji… Węzeł w Opatkowicach podpisał już raz minister Adamczyk w październiku 2020 roku, kiedy ta inwestycja znalazła się w programie inwestycyjnym. Ja chcę zobaczyć program ministerialny, umowy o przekazanie środków. Ustawa, która ułatwia inwestycje, nie jest przekazaniem środków. Przy ŚDM też były ułatwienia przy przetargach. Kilka spraw o łamanie prawa się ciągnie do dziś.

Co teraz aktywiści przeciwni imprezie zrobią?

- Będziemy liczyć i naciskać, żeby reakcje i obietnice były spełniane i realne. Nie ulega wątpliwości, że nacisk społeczeństwa sprawił, że na 1,5 roku przed imprezą są jakiekolwiek realia. Martwi mnie to. Nie jest to tak prestiżowa impreza, żeby ustawiać się w jednym rzędzie z Mińskiem i Baku. Kto z białoruskich władz siądzie w loży honorowej?

To ma być nowe otwarcie tej imprezy, pierwszy raz w Unii Europejskiej.

- Ciekawe, że nie zgłosiło się żadne inne miasto do robienia tej imprezy.

Jest nowa małopolska konserwator zabytków. Została nią Dominika Długosz, dotychczasowa zastępczyni. Dobra zmiana? Jakie są oczekiwania aktywistów, których z panią sporo łączy w Krakowie?

- Cieszy mnie to, że po tych kilku miesiącach mamy konserwatorkę zabytków. To ważne dla Małopolski stanowisko. Mam dobre doświadczenia z pracą z panią konserwator. Mam nadzieję, że zwróci ona uwagę na zabytki architektury drewnianej. One niszczeją bardzo. Mam nadzieję, że zwróci też uwagę na zabytki techniczne i przemysłowe, które też niestety niszczeją.