Prawda, niestety. I to taka, która jeży włosy na głowie. Nie mamy tu do czynienia z kolejną internetową głupawką typu: zjedz łyżkę cynamonu.
Ten trend to jazda bez trzymanki. Młodzi ludzie rzeczywiście wchodzą na dachy, maszty, billboardy i próbują odwzorować pozycję ukrzyżowanego. Brzmi absurdalnie? Tak, ale skutki są jak najbardziej realne.
Połamane kończyny, urazy kręgosłupa, a w skrajnych przypadkach także ryzyko śmierci. To nie jest niewinne, a może się uda. Szok, cierpienie i dramat są nagrywane i wrzucane do sieci, żeby zdobyć lajki, serduszka i status odważnego.
Patrzcie, zawisłem jak Jezus, jestem twardzielem. Ale dla niektórych, szczególnie młodych osób w kryzysie emocjonalnym, to niebezpieczna gra. Są też poważne podejrzenia, że ten trend nie pojawił się od tak.
Marcin Borys Miksza, były oficer CBŚP w rozmowie z Polską Agencją Prasową, sugeruje nawet, że to może być podsycane za wschodniej granicy. Brzmi jak teoria spiskowa. Tylko, że niestety już wiemy, że niektóre mody w sieci są częścią wojny informacyjnej.
Nie musisz kłaść czołgów na granicy. Wystarczy, że rozwalisz ludziom głowy przez TikToka. I teraz clue.
Nie wystarczy wyłączyć dzieciakowi telefon. Potrzebujemy edukacji medialnej, wsparcia psychicznego i presji na platformy społecznościowe, żeby algorytmy nie premiowały najgłupszych i najbardziej ryzykownych pomysłów. Bo internetowy trend może skończyć się tragicznie.
I to nie jest fake.