Zapis rozmowy Jacka Bańki z dr. Wojciechem Krukiem, pediatrą i neurologiem ze Szpitala Jana Pawła II oraz dr. Mariuszem Makowskim, psychologiem społecznym z Uniwersytetu Ekonomicznego.

 

Jacek Bańka: Zakazać reklamy całkowicie, znacznie ją ograniczyć czy zostawić w spokoju?

Wojciech Kruk: Ja miałbym takie zdanie, żeby wprowadzić instytucję nadzorczą. Jest system amerykański, gdzie instytucja prowadzi kontrolę reklamy leków. Była sytuacja, gdzie firma Danone dostała 23 miliony dolarów kary za poświadczenie nieprawdy w reklamie. Mnie tego brakuje w Polsce. Brakuje nadzoru nad prawdą, która się pojawia w reklamie.

 

J.B: To doskonałe sformułowanie. Przypomina się ministerstwo prawdy.

Mariusz Makowski: To jakby oksymoron - nadzór nad prawdą, jak reklama jest perswazją. Ja bym się cieszył, jakby wszedł ten zakaz. Reklama farmaceutyków, leków bez recepty wchodzi w miejsce, które powinno być wypełnione psychoedukacją od najmłodszych lat, żeby ludzie nie wybierali najprostszych sposobów na zmniejszenie bólu, poprawę nastroju czy zmniejszenie cierpienia.

 

J.B: Jest rzeczywiście uzasadnione budowanie związku – im więcej reklam, tym bardziej się faszerujemy lekami OTC?

W.K: Jest taki związek. Obserwuję to w pediatrii. Jest cała gama leków na odporność, które nie działają. Masa moich pacjentów to zażywa, bo mamy chcą działać. Cieszę się, jak to nie szkodzi. Widać to. Moi pacjenci w wieku 4 czy 5 lat wchodzą do gabinetu, ja mówię, co zapiszemy a on mi cytuje reklamy tych leków. Staram się być na bieżąco, żeby nie wyjść na niedouczonego.

 

J.B: Rzeczywiście jak będzie zakaz, to spadnie spożycie tych suplementów? Jak będziemy oglądać reklamowaną czekoladę i zjemy jej za dużo to też będzie miała zły wpływ na nasze zdrowie.

M.M: Tylko że farmaceutyki to nie cukierki ani używki. Jesteśmy rekordzistami w Europie w konsumpcji leków i suplementów. Często w reklamie się nadużywa słowa lek. Mówi się czasami, że to środek leczniczy, pomagający. To wygibasy językowe. Dlaczego jesteśmy takimi konsumentami? To bierze się stąd, że pacjenci w gabinecie lekarskim nie otrzymują tego, co jest dla nich istotne. Oni zaczynają pomagać sobie na własną rękę i liczą na to, że lek da im to, czego nie dał lekarz. Nie chcę wchodzić w sprawy systemowe, dlaczego służba zdrowia jest niedostępna.

 

J.B: Jak pan to odbiera?

W.K: Zgadzam się. Nie ma czasu na rzetelną informację. Mowa o tej psychoedukacji. Lekarz bierze w niej udział. To zajmuje sporo czasu. W naszym systemie czasu jest mało. Chciałbym na jedną rzecz zwrócić uwagę. Mimo wszystko jest działanie placebo tych leków. Ono jest coraz większe. Chciałbym kontroli. Trudno powiedzieć, czy zakaz reklamy jest rozwiązaniem. Leki nie znikną. Będą w aptece. W aptekach 90% leków to leki OTC.

 

J.B: Muszę zapytać o jedno. Tak krytykujemy reklamy leków OTC, ale może reklama leków bez recepty to ostatnie ogniwo łańcucha? Słyszymy, że pacjent u lekarza nie dostaje tego, co powinien. Jest problem z kontaktem z pacjentem. Może winny jest system?

M.M: Nie mówmy system, bo przyznajemy się do bezradności. Tego nie chcemy. Potrzeba dobrego mediatora między nienasyconym rynkiem producentów i lobby. Druga strona to opuszczony pacjent, który szuka w internecie. To nie jest rzetelna wiedza. Są pewne propozycje, żeby mediatorem był farmaceuta, czyli osoba wykształcona. Jego wiedza nie jest spożytkowana. On powinien poradzić i tłumaczyć edukację farmakologiczną. Spotkałem się z taką sytuacją. Byłem w aptece, czułem się jakiś mało doenergetyzowany. Pomyślałem, że kupię magnez. Farmaceuta na mnie popatrzył. Ja byłem przekonany, że zaraz mi wystawi 6 specyfików. On mówi: „magnez? Niech pan da sobie spokój”. Byłem zdumiony. Mówię, że piję kawę, pewnie mam mało magnezu. On na to: „dobra, pije pan kawę, ale skąd pan wie, że ma pan mało magnezu?”. Tu mnie zagiął. On mówi, żebym sobie zmierzył ten poziom magnezu we krwi. Jak będzie niski, to będziemy się zastanawiać. Powiedział, żebym na razie nie kupował, ale zjadł dobry obiad. Przekonał mnie.

 

J.B: Może trzymajmy się tego pomysłu farmaceuty pierwszego kontaktu. Jak pan to ocenia?

W.K: Współpracuję z moim kolegą, który ma 5 aptek. Mamy gorący telefon. On dzwoni do mnie z prośbą o konsultację, bo pacjent ma taki a taki problem. To działa. My się uzupełniamy. Ustalamy kiedy pacjent musi trafić do lekarza. To oczywiście przyjacielskie kontakty.

 

J.B: Nakłady na ten sektor reklamy są większe niż nakłady na sektor produktów spożywczych. To olbrzymie lobby. Decyzja o przyjęciu takiej ustawy będzie trudna. To jest do zrobienia?

M.M: To jest krok w dobrym kierunku, chociaż większy impakt na rzeczywistość miałaby decyzja o zmniejszeniu ilości aptek w danym miejscu. Tak jest ze sklepami monopolowymi. Dostępność generuje popyt. Dam przykład. Moja koleżanka zadała sobie trud i zbadała jak to jest w Kopenhadze. Ile jest aptek w Kopenhadze?

W.K: 10 razy mniej?

M.M: Trzy apteki. Tam leki od razu daje lekarz w czasie wizyty lekarskiej. Tam jest kontrola. Apteki są czynne tylko w dni powszednie. Jak ktoś ma wielki przymus to idzie, pokonuje 10 kilometrów i leki w aptece kupuje.

 

J.B: Można wygrać z lobby farmaceutycznym i tymi pieniędzmi? Przecież media też z tego żyją.

W.K: Wiem, że to trudna sprawa. Pomysł mediatora mi się podoba. W tym samym kierunku myślałem. Jak to rozwiązać? Mam nadzieję, że minister Radziwiłł z ministerstwem to wesprze. To dotyczy całej służby zdrowia. Pomysłu nie podam. To nie jest takie łatwe.

 

J.B: Czyli bardziej racjonalne jest wprowadzenie farmaceuty pierwszego kontaktu przy ograniczaniu liczby reklam niż automatyczny zakaz?

M.M: Tak się nie da. To problem kalibru demografii. Tutaj program finansowy i pomocowy niewiele da. Tu trzeba pracy u podstaw. Tymczasem zachowania nabywcze działają na zasadzie „chcę od razu na szybki ból”. Wracam do początku. Nie tylko psychoedukacja, ale też zmiana stylu życia. Leki są wpisane w styl życia fast life. Jest rywalizacja, jest sukces. Jak zgodzimy się na odpuszczenie, że czasem są gorsze dni i nie trzeba się faszerować, wtedy w naturalny sposób zmniejszy się konsumpcja leków