Zapis rozmowy Jacka Bańki z Rafałem Sułkowskim z Uniwersytetu Ekonomicznego oraz Pawłem Musiałkiem z Klubu Jagiellońskiego.
Zobacz też: Radiowy WOS: plany, plany
Jacek Bańka: Bilion – ta suma wydaje się osiągalna? Prawie 500 miliardów wkładu własnego i ze źródeł unijnych?
Rafał Sułkowski: Tak. Z tych przymiarek, które pokazano, składa się to w tę sumę. Zobaczymy. Z przymiarek i instytucji, które mają w tym uczestniczyć, te kapitały mają już połowę tej kwoty na kontach. Drugie pół będzie trzeba wygospodarować.
J.B: Czyli są panowie spokojni co do tej strony finansowej? Mówimy o pieniądzach unijnych, ze spółek skarbu państwa i źródeł bankowych.
Paweł Musiałek: Nie jestem finansistą, żeby ocenić, na ile te kwoty są możliwe do pozyskania. Wierzę w słowa przedmówcy. Natomiast jest jeden wątek dotyczący spółek skarbu państwa, bo te podmioty mają inwestować. Jak widzę, jak spółki energetyczne skarbu państwa wspomagają rozwój górnictwa, to jestem zaniepokojony. To nie jest inwestycja, która przyniesie długofalowy rozwój. Nie mam nic przeciwko, żeby pieniądze z jednego sektora były przerzucane do drugiego, ale jaki jest tego cel? Wątpię, żeby minister Morawiecki wspierał ten system wspomagania górnictwa, który dzisiaj obserwujemy. To jednak przestroga, żeby tych pieniędzy nie wykorzystywać na cele niezwiązane z rozwojem tych przedsiębiorstw. Szczególnie dotyczy to takich sektorów jak energetyka, które mają ogromne potrzeby inwestycyjne. Pieniądze skąd i przede wszystkim na co? To jest drugi punkt.
J.B: Pochylmy się nad tymi filarami. Reindustrializacja, ale oparta na innowacji. Czyli co?
R.S: Tutaj jest mocna lokalna konotacja. Wiemy ile w Krakowie powstało centrum outsourcingu i usług wspólnych. Mówiło się, że gospodarka ma się opierać na usługach. Te filar idzie w drugą stronę, czyli nie budujmy wszystkiego na tanich biurowcach, gdzie tylko siedzimy i dzwonimy. Chodzi o odnowienie przemysłu. Jak to będzie prosta produkcja, to nie przyniesie to efektu. Chodzi o to, żeby na tym gospodarka zarabiała. To słuszny kierunek, bo takie proste biznesy usługowe przenoszą się między krajami. Wtedy miejsca pracy znikają. To zagrożenie. Reindustrializacja, która ma polegać na używaniu zaawansowanych technologii, które same wymyślamy, daje większy profit. To na pewno jest dobry element tego planu.
J.B: Mamy przykłady – przemysł motoryzacyjny, związany z budową dronów i promów.
P.M: Właśnie. Tu jest pytanie zasadnicze. Czy powinniśmy wybierać branże, czy pomoc powinna być horyzontalna, czyli wszystkim podmiotom po równo? Musimy wiedzieć, że państwo ma swoje niesprawności. To kwestia zbierania i przetwarzania informacji. Nie wiem, czy nasza administracja potrafi ocenić, które branże są rozwojowe. Mówimy o horyzoncie 25 lat. Śledzę branżę energetyczną. W USA wszyscy się przygotowali na import gazu. Nagle technologia wydobycia gazu łupkowego tak poszła do przodu, że w przeciągu 10 lat USA z potężnego importera gazu staną się eksporterem. To jest niebezpieczne, żeby celować w jedne dziedziny gospodarki. Nie wiemy, czy te innowacje nie spowodują takiej zmiany struktury gospodarki, że może inne branże będą wymagały pomocy. Spór w ekonomii trwa. Nie chcę go rozstrzygać, ale chcę go postawić, żeby słuchacze byli świadomi, że to nie jest takie oczywiste, które branże zasługują na wsparcie.
J.B: Wczoraj w Krakowie wicepremier Gowin przedstawiając plan Morawieckiego, zwracał uwagę na specjalizacje lokalne. Podał przykład - dolina lotnicza i województwo podkarpackie. Wskazywał też na Kraków - start-upy i branża chemiczna w Małopolsce.
R.S: Tak jak przed sekundą mówiliśmy, urzędnicy nie mogą decydować, która branża się będzie rozwijać. Ten plan w tę stronę nie zmierza. Duża doza strategii ma być wykreowana przez rynek. Jeśli jesteśmy dobrzy w branży meblarskiej i mamy znane firmy to dajmy im się rozwijać i budować potencjał. Jak oni kupują firmy za granicą, to wspierajmy ich. Nie zakładajmy, że wesprzemy inną branżę. Jak chodzi o Małopolskę to tradycja przemysłu, chemiczna czy hutnicza jest mocna. Huta się co prawda przeobraziła. Te przemysły będą wspierane. Kraków to mekka nowych firm. Start-upy to moda. To nie zawsze przekłada się jednak na realne korzyści. Nie każdy start-up staje się dobrym przedsiębiorstwem. Jednak te mechanizmy, które w tym planie się zakłada, wspierania tych biznesów, są pozytywne. To jeden z 2,3 wartych podkreślenia elementów.
J.B: Mówią panowie, że trudno zaprogramować konkretne branże. Jednak jak popatrzymy na Małopolskę to takie rozwojowe branże już możemy wskazać. Choćby branża spożywcza.
P.M: Tak, ale przypomnę, że mówimy o 25 latach. To co dzisiaj jest naszym koniem pociągowym, będzie nim za 20 lat? Druga kwestia to sprawy lokalne. To ciekawe, że minister chciałby brać pod uwagę to, w jaki sposób branże przekładają się na rozwój regionów. Zwracam uwagę na to, że mnożą nam się czynniki wpływające na pomoc. To będzie istotny czynnik konfliktogenny. Każdy region będzie podkreślał, że właśnie ta firma, nawet jak nie będzie pociągała eksportu dla kraju, to będzie pociągała rozwój regionalny. Widzę konflikty między regionami. Chcę podkreślić, że ważna będzie otoczka polityczna. Minister Morawiecki będzie miał na tyle wsparcia, żeby plan przeforsować zgodnie z pierwotnym modelem? Wiele takich ambitnych planów rozbijało się o te szczegóły. Branże potrafiły wylobbować sobie korzystne rozwiązania. To było optymalne dla tych branży. Obawiam się, żeby ten plan miał też ambitną polityczną otoczkę.
J.B: Jak pomagać firmom innowacyjnym? To nie tylko pieniądze.
R.S: W planie mówi się o tworzeniu ośrodków innowacji. To metody stosowane od dawna, ale często na nich odbija się negatywny cień urzędniczości. Tworzy się inkubator i wyznacza się wskaźnik, że mamy mieć w nim 10 firm. Nieważne czy one coś zrobią, ale ma być 10. To co w planie przebija się to jest efektywność finansowa. Instytucje, które mają być w to zaangażowane, myślą w kategoriach, że to ma przynieść dochody. On musi wypracowywać zyski, żeby to trwało 25 lat. Inaczej spożytkujemy środki a potem firmy padną. Tu chodzi o stworzenie impulsu na kolejne dekady. Odnośnie tego czy plan się powiedzie? On ma większe szanse, bo jest nastawiony na tworzenie rozwoju gospodarki a nie na dostarczanie dochodów do budżetu. Wiele razy tak było, że tworzono plany, żeby ratować budżet. Chyba tu jest inna sytuacja tworzących ten plan. Rząd ma większość, nie musi iść na kompromisy. Czy tak będzie? Nie wiadomo. Są naciski branżowe. Wspieranie start-upów na razie nie ma bardzo rewolucyjnych elementów, ale jak dołoży się tam duży czynnik efektywności i położenie nacisku, żeby one miały ekonomiczne uzasadnienie, nie tylko wskaźnikowe, to powinno zadziałać.
J.B: Jak wspierać te firmy?
P.M: Wracając do sprawy politycznej, mój pesymizm wynika z obserwacji ostatniego programu 500+, który w rządzie był dyskutowany. Nie było zgody, jak go zrealizować. Większe kontrowersje wzbudza podatek obrotowy. Wiemy, że minister Szałamacha rozjechał się narracyjnie z ministrem Morawieckim. Są spory w rządzie. Dlatego jestem ciekawy, czy ten program będzie miał akceptację. Oczywiście ważne jest to, że mamy rządy większościowe. Jedna partia bierze odpowiedzialność. Nie ma koalicjanta, który mógłby to wszystko popychać w złą stronę. Co do innowacji to jest to ciekawe. Innowacja jest nieprzewidywalna. Jaka powinna być rola państwa w tworzeniu innowacyjności? Tu jest mocy spór. Z jednej strony ci, którzy wspierają klasyczny liberalizm podkreślają, że rolą państwa jest tylko usuwanie barier dla przedsiębiorczości. Jak tych barier przedsiębiorcy nie będą mieć to sami będą wymyślać innowacyjne produkty. Oni nie będą oczekiwać aktywnej roli państwa. Z drugiej strony mamy coraz mocniejszy nurt tych, którzy uważają, że nie wystarczy tylko usuwanie barier, ale państwo powinno aktywnie uczestniczyć we wspieraniu tych firm po to,żeby pomagać im rosnąć. Tutaj zgoda. Ja się boję urzędniczej ingerencji. Urzędnicy są zupełnie odmienni od środowiska start-upów. Jeśli my będziemy próbowali owskaźnikować te inkubatory i wymagać od nich, żeby oni w ciągu roku przyciągnęli ileś firm to boję się, że to może nie zadziałać.
J.B: Polska potrzebuje takiego programu? Co ewentualnie ten program może przynieść?
R.S: Moim zdaniem tak. Między innymi po to, żeby skanałować wysiłki ministerstw, żeby był wspólny nurt, który rząd będzie mocno wspierał, żeby ministerstwa działały w jednym kierunku, żeby rozwój gospodarczy osiągany dzięki temu planowi, sfinansował inne programy rządowe jak program 500+, który jest sztandarowym projektem. Te elementy się uzupełniają.
P.M: Tak ogromnie ambitny plan wymaga dużej rekonstrukcji centrum instytucjonalnego rządu. Mamy problem polski resortowej. Każde ministerstwo sobie działa, nie ma współpracy. Dla Polaków to nie jest intuicyjne. Mało kto zwraca uwagę, że instytucje popychają nas do niewłaściwego działania. Centrum rządu, czyli kancelaria prezesa Rady Ministrów, jest dzisiaj słabo wyposażona w narzędzia koordynacyjne. To przy takim programie, który angażuje większość ministerstw, który wymaga takiej mocnej ręki premiera i dobrych narzędzi, żeby ten program przedstawić w szczegółach i właściwie ten program przekształcić na akty prawne. Muszą być narzędzia, żebyśmy nie mieli tej niespójności, która często jest w Polsce obecna. Ministerstwa tworzą programy, które wzajemnie się nie zazębiają a często są nawet wzajemnie ze sobą sprzeczne.