Fot. Agata Ciechanowska
Spektakl, który trwa
Od premiery minęły prawie dwa lata, a spektakl wciąż przyciąga widzów – zarówno w Zakopanem, jak i w innych miastach, w których był prezentowany - w Krakowie i Warszawie. Publiczność reaguje bardzo emocjonalnie, wiele osób wychodzi z sali ze łzami w oczach, a owacje na stojąco są częstym finałem przedstawienia. W roli narratora występuje Krzysztof Łakomik, który z dużą swobodą wchodzi w kontakt z publicznością.
To bardzo przyjemne móc porozmawiać bezpośrednio z widzami, szczególnie gdy trafiają się osoby, które reagują bardzo osobiście. Nie chodzi o to, żeby się odzywały czy wchodziły w bezpośredni dialog, ale wystarczy, że widzę reakcję, uśmiech, zrozumienie na twarzy. To daje bardzo dużo energii, pomaga w pracy na scenie – mówi Krzysztof Łakomik.
Adaptacja wymagała od Emilii Nagórki bolesnych skrótów – z gęstej, pełnej znaczeń prozy udało się zachować zaledwie ok. 8,5% oryginału. Wiązało się to również z koniecznością przekształcenia monodramu w spektakl zespołowy, w którym siedmioro aktorów dzieli się wspomnieniami i refleksjami głównego bohatera. Mimo tak dużych cięć zachowana została spójność narracyjna, poszczególne sceny łączą się dzięki powracającym zdaniom i motywom, tworząc jeden, ciągły strumień opowieści. To właśnie ta konstrukcja jest jednym z największych osiągnięć adaptacji.
(cała rozmowa do posłuchania)
Fasola, obrus, światło lampy i nieoczywista muzyka
Spektakl porusza wiele wątków, które, choć zakorzenione w przeszłości, mocno rezonują ze współczesnością. Bohater konfrontuje się z wojną, utratą, samotnością i pamięcią, a jego historia jest dla młodszych widzów niemal opowieścią z innej epoki.
Bardzo upierałam się przy takich oczywistościach. Czasem może ktoś mnie posądzić o jakąś tautologię, że mówimy o lampie i ta lampa jest, że mówimy o obrusie i on jest. Są takie rzeczy, które podczas czytania mnie bardzo dotknęły. Bardzo zależało mi na tym, aby opowiedzieć historię obrusu, który matka stworzyła od podstaw, od zasiania lnu. Dzisiaj dla nas to jest niesamowite. Fasoli nigdy nie łuskałam, lampy naftowej u mnie w domu nie było, dlatego tak mi zależało, by to światło było, ponieważ ono jest inne – mówi Emilia Nagórka.
Ważnym elementem przedstawienia jest muzyka – żywiołowe utwory zespołu Too Many Zooz, łączące jazz z funkiem. To wybór świadomy, idący w kontrze do nostalgicznego klimatu opowieści. Emilia Nagórka chciała uniknąć przewidywalnych, nastrojowych dźwięków, zastępując je czymś, co dodaje energii i wprowadza kontrapunkt do refleksyjnego tekstu.
Bardzo lubię saksofon. Sam niestety nie gram na żadnym instrumencie, ale muzyka mnie zaskoczyła. Poznałem ją tylko dzięki Emilii, wcześniej nie znałem tych utworów. Uważam, że świetnie działają, pobudzają w czasie spektaklu aktorów i widzów – mówi Krzysztof Łakomik.
Dla twórców "Traktatu o łuskaniu fasoli" praca nad spektaklem była nie tylko wyzwaniem artystycznym, ale i osobistą podróżą. Wspólnie podkreślają, że słowa Myśliwskiego, pełne prostoty, a zarazem niezwykłej poetyckiej siły, wciąż poruszają i skłaniają do refleksji, niezależnie od wieku czy życiowych doświadczeń widza.