Zdjęcie ilustracyjne/ Fot. Pexels.
Dwie grupy ataków – socjotechniczne (np. manipulacje w mediach społecznościowych) oraz techniczne (atakowanie serwerów i infrastruktury państwowej).
- Afera reklamowa i dezinformacja:
Ekspertka komentuje sprawę płatnych reklam w serwisach o małym zasięgu i ich wpływ na debatę publiczną.
Cyberataki na instytucje lokalne i publiczne (np. szpitale, kotłownie) służą rozpoznaniu i testowaniu odporności systemów.
Główne problemy to brak funduszy, niskie wynagrodzenia i niedobór wykwalifikowanych specjalistów ds. cyberbezpieczeństwa.
Weryfikacja źródeł informacji i krytyczne myślenie są kluczowe w dobie deepfake’ów i manipulacji. „Parasol wyborczy” pełni dziś głównie funkcję zbierania danych.
Posłuchaj rozmowy Jacka Bańki z Katarzyną Bernadettą Olszewską
Rodzaje cyberataków: technologia i manipulacja emocjami
Cyberataki można podzielić na dwa podstawowe typy: techniczne i socjotechniczne. Te pierwsze dotyczą infrastruktury – serwerów, systemów instytucji publicznych, elementów infrastruktury krytycznej. Drugie mają wpływać bezpośrednio na społeczeństwo, najczęściej poprzez media społecznościowe.
Ataki na instytucje publiczne nie są widoczne, bo są odcinane na poziomie firewalli i infrastruktury. Wiedzą o nich służby, ale niekoniecznie wyborcy
– tłumaczy Katarzyna Bernadetta Olszewska.
Ataki socjotechniczne polegają na publikowaniu emocjonalnie nacechowanych treści, które mają wywoływać skrajne reakcje: sympatię lub niechęć wobec konkretnych kandydatów.
Wchodzimy do internetu i zauważamy treści, szczególnie te o wybitnie negatywnym albo wybitnie pozytywnym zabarwieniu emocjonalnym. Czyli takie, które mają skłonić wyborcę do większej sympatii do określonego kandydata i do skrajnie dużej antypatii wobec innego kandydata
- opowiada Olszewska.
Afera reklamowa i pytanie o skalę wpływu
Dużym echem odbiła się w ostatnich dniach sprawa reklam na Facebooku publikowanych przez mało znane serwisy, na przykład „Stół dorosłych”. Mimo niewielkiej liczby obserwujących, wygenerowały one reklamy warte w sumie około 400 tysięcy złotych.
Można wejść do biblioteki reklam i samemu sprawdzić, do jakiej grupy odbiorców docierały reklamy, jaki był ich koszt i treść. To dostępne narzędzie, wystarczy trochę chęci. Kiedy w internecie rozkręciła się ta cała afera, zajrzałam do biblioteki reklam, może to zrobić każdy. Można sprawdzić, w jakim czasie i do jakiej grupy odbiorców docierały reklamy, do jakiej liczby i jaki był koszt takiej reklamy, ale też co było jej treścią
- wyjaśnia gościni Radia Kraków
Olszewska podkreśla, że kwota ta – choć robi wrażenie – niekoniecznie miała realny wpływ na opinię publiczną:
Czy 400 tysięcy złotych jest w stanie przewrócić całą narrację wyborczą w Polsce? Wątpię. Budżety komitetów to miliony złotych.
Ekspertka zwraca uwagę na coś innego – na skutki liberalnych przepisów dopuszczających prowadzenie kampanii niemal przez każdego, co stwarza pole do nadużyć.
Ataki na infrastrukturę to rozpoznanie terenu
Nie tylko serwisy i portale są celem cyberataków. Coraz częściej obiektem działań hakerskich stają się instytucje samorządowe, szpitale, wodociągi czy nawet kotłownie. Powód?
To forma rekonesansu. Sprawdza się, jak głęboko można wejść i jak szybko reagują służby. Na podstawie tych danych można planować kolejne działania. Przy okazji bada się wtedy reakcję służb, jakie kroki są podejmowane i w jaki sposób będą się później próbowały zabezpieczyć. Inaczej mówiąc, atakujący wtedy wie: aha, oni reagują szybko, to musimy szybko reagować z kontrą, żeby jeszcze szybciej móc zaatakować
- tłumaczy Olszewska.
W takich działaniach nie zawsze chodzi o natychmiastowe uszkodzenie systemu, są one testem odporności, ale też mają wywołać niepokój społeczny.
Dlaczego samorządy są słabym ogniwem?
Raport Najwyższej Izby Kontroli wskazał, że najwięcej problemów z cyberbezpieczeństwem mają jednostki samorządu terytorialnego. Dlaczego? Ekspertka odpowiada:
To kwestia nie tylko środków finansowych, ale też braku wysoko opłacanych specjalistów. Samorządy nie są w stanie konkurować z sektorem prywatnym pod względem wynagrodzeń.
Dodaje, że ważne jest również stałe podnoszenie kwalifikacji wszystkich pracowników – od informatyków po urzędników odbierających maile.
A czym jest i jak działa rządowy system „parasola wyborczego”? Jego zadaniem jest przede wszystkim gromadzenie informacji o zagrożeniach i zgłaszanie incydentów związanych z dezinformacją. Pytanie jednak: czy spełnia swoje zadanie?
Mam pewien niedosyt. Dziś to bardziej rezerwuar informacji niż narzędzie informacyjne dla obywateli. Mam nadzieję, że po wyborach powstaną raporty pokazujące, ile było ataków, skąd pochodziły i co udało się zneutralizować.
- uważa Olszewska.
Cisza wyborcza w internecie – fikcja?
Formalnie cisza wyborcza obowiązuje także w sieci, ale – jak zauważa ekspertka – w praktyce jej egzekwowanie jest trudne:
Z zagranicznych serwerów mogą pojawić się treści agitacyjne. Technicznie trudno to zablokować. Czasem druga tura wyborów jest bardziej podatna na takie działania, bo wtedy stawka jest wyższa.
Olszewska przypomniała najważniejsze zasady bezpieczeństwa informacyjnego, które powinien znać każdy wyborca:
Zawsze sprawdzaj źródło, najlepiej sięgać do oficjalnych profili kandydatów i zarejestrowanych stron komitetów. To jedyne pewne źródła.
Ekspertka ostrzega przed zmanipulowanymi materiałami, w tym deepfake’ami – filmami i nagraniami stworzonymi przez sztuczną inteligencję, które mogą przedstawiać fałszywe wypowiedzi kandydatów. Jej zdaniem nie doszło na razie do poważnych incydentów, które mogłyby wpłynąć na przebieg kampanii wyborczej. Ale ostrzega:
Dynamika narracji przed drugą turą zwykle rośnie. Można spodziewać się większej polaryzacji, prób ingerencji i brudnych zagrywek. Ale od tego są służby, by odpowiednio zareagowały.